Chwała Imperatora rosła i trwała, norweski Deathlike Silence Productions dostrzegł potencjał zespołu i miał wówczas wobec niego piękne plany proponując wydanie pierwszego albumu pełnogrającego i realizację wspólnego projektu Bariela, Dead’a i Euronymousa o nazwie Moon. Wyznaczona została nawet data i numer katalogowy Anti-Mosh 002, niestety na wielkich planach się skończyło: stajnię Euronymousa nie stać na ich realizację. Niedługo później Dead dekoruje swoim mózgiem swój pokój a Varg częstuje nożem Euronymousa… ahh te ckliwe norweskie telenowele. Na przełomie 1990/1991 roku zespół z nowym perkusistą Karolem ‘Carolem’ Skwarczewskim nagrywają album legendę. niezarażony zespół własnym sumptem wydaje na winylu The Time Before Time jedyny longplay tego ultrakultowej hordy w małej polskiej wytwórni Nameless Productions(wytwórnia przestaje istnieć niedługo po wydaniu albumu). Wydanie kompaktowe wydane zostało dopiero w 1993 roku przez Loud Out Records i jedyny raz wznowiony w 1997 przez Pagan Records z dodatkowymi dwoma utworami, które miały znaleźć się na drugim albumie.
Tytuł niezwykle adekwatny dla tego albumu, wyszedł trochę spóźniony ale i tak jest doskonałym podsumowaniem ekstremy przełomu lat 80/90 . Dostojna, surowa okładka i już wiemy czego możemy się spodziewać.

|
Magabathi-Ya Nanna Kanpa!
Ia Athzothtu! Ia Angaku! Ia Zi Nebo!
Rabbmi Lo-Yak Zi Ishtari Kanpa!
Zi Shta! Zi Daraku! Zi Belurduk!
Ia Nergal-Ya! Ia Zi Annga Kanpa!
Ia Marrutukku! Suhrim Suhgurim!
Bel Zi Exa Exa!
Ia Mass Ssaratu! Tu Zzu!
Ia Mass Ssaratu! Tu Zzu!
Ia Mass Ssaratu! Tu Zzu!
|
|
|
Powyższej inkantacji Morbid Angel by się nie powstydził. Pierwszy utwór „Eternal Might” to bardzo ciekawe połączenie technicznych wygibasów z Black Death i oczywiście brutalnym Thrashem. Jest to sześciominutowy potwór z licznymi zmianami temp z rzężącymi solówkami i wokalu na pograniczu growlu i tłustym brzmieniu perkusji Carola. Już po drugim utworze pt. „Abhorrence” jest wiadome, że zespół nie będzie pędził jak na demach. Na długograju dominują walcowate i smoliste klimaty. Ponure riffy, bardziej gardłowy growl i narastające napięcie, mniej jest opętanych chaotycznych przejść, muzyka jest bardziej pokładana ale nadal niezwykle ciężka i przede wszystkim szczera do bólu. Więcej jest odniesień do klasycznego Heavy Metalu. Dzięki godnemu brzmieniu można podziwiać kunszt instrumentalistów. Fenomenalne riffy i odpowiednio wyeksponowane sola Bariela.
„Terryfing masterpiece, the book of black earth”
Niesamowicie klimatyczny i na swój sposób chwytliwy jest „Necronomicon” utwór. Zniekształcony ale czytelny wokal Bariela. Połamany niezwykle jest „Persecutor”, świetne przejścia i zmiany tempa. W końcu czytelne są solówki gitarowe jak ktoś lubi takie wysokie tremolowe pulsujące solówki będzie wpiekłowzięty. Momentami Mefisto postanawia zaznaczyć swoją obecność swoim basem. W drugiej połowie dominują niekonwencjonalne popisy z nawiedzonymi solami Bariela na czele.
Soczystą perkusyjną partią Carola rozpoczyna się „Defunct Dimension”. Bardzo złożony, rozbudowany i skomplikowany. Z licznymi zmianami tempa z i szarpanym rytmem, na tyle, że po nim „External Extinction” wypada, żeby nie powiedzieć blado. Bariel brutalnie growluje i generuje ciężkie riffy. Podstawowy program płyty zamyka „Ancient Race” pełny szybkich niespokojnych riffów. Potężny budzący grozę utwór z finałową krwawą łaźnią.
The sight of the Ancient Ones
Is a blasphemy to the mind
Painful to senses of the man
And it's a part of the cosmic dance
For they come from another world
That is not straight but crooked
Be sure they will be back
I know they will come soon
The Time Before Time to 35 minut kultu, który intryguje od lat miłośników starej szkoły.
W Polsce wówczas mało kto tak grał obok ekstremalnej inkarnacji Turbo(Dead End,), Dragon albumem Fallen Angel wszedł na śmierć metalowe salony.
Imperator jakby spuścił z tonu ale wciąż jest to ekstremalny metal na naprawdę wyśmienitym poziomie, który mam nadzieję nie zostanie zapomniany.
Hail Imperator!
W wersji kompaktowej dorzucono na bonus cuda w postaci opętanego „Live is the Law (Love Under Will)” z bardziej skrzeczącym wokalem, ciężkimi gitarami okraszonymi melodyjnymi solówkami. Bardzo wartościowy kawałek metalu. Zdecydowanie bardziej bezpośrednim i niszczycielski jest drugi majstersztyk „The Rest is Silence”, świetnymi gitarami i zaskakującymi psychodelicznymi wstawkami. Te ciągoty do progresywnych form w dalszej potencjalnej karierze zespołu mogły zaowocować dziełami wybitnymi.
Inne tematy w dziale Kultura