Ignatius Ignatius
498
BLOG

Sinister: The Carnage Ending - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 2

Nawet Aad musiał mieć mieszane uczucia co do Legacy of Ashes,  przeprowadzając całkowitą czystkę… bez żadnych modnych „znamion”, które zmiękczają jednoznaczne pojęcia.

Tak się złożyło, że nowe wcielenie Sinister to w 100% ta sama załoga, która w 2011 roku wydała album jako Absurd Universe. Już sam ten fakt wyostrzył apetyt, że najnowszy Sinister będzie zabijał. Słuchając „Unheavnely Domain” od razu słychać, że Sinister poszedł po rozum do głowy – poprawił największy mankament Legacy of Ashes czyli brzmienie albumu. The Carnage Ending brzmi potężnie jak na Sinister przystało. Muzyka zawarta na tym krążku  w pewnym sensie jest taka jak okładka ją zdobiąca. Miazga, że aż anielskie piórka fruwają mimo tego, że zbroczone krwią.

Holendrzy postawili na ostatnim krążku na sinisterowy klimat, „Transylvania(City of the Damned)” zniewala nostalgicznymi gitarami, surowość i klarowność są nareszcie w odpowiednich proporcjach. Perkusja chodź nadal schowana ma w sowim brzmieniu coś złowrogiego i bezlitosnego, to samo się tyczy mięsistych wyraźnych i chropowatych gitar. Growl Aada jest jednym z lepszych w dotychczasowej dyskografii za jego gardłowej kadencji. Oldschoolowym ciosem jest„My Casual Enemy”,  świetne tremolowe solówki żywcem wyjęta z przełomu lat 80/90(tyczy się to również „Oath of Rebirth”. Utwór rozbudowany bardzo dużo się w nim dzieje.  

Ponury klimat ma dziwnie skonstruowany „Crown of Thorns” z pauzą, która wzbudza niepokój po niej atmosfera rozluźnia się soczystym riffowaniem i dewastującą perkusją. Utwór zaskakuje zwrotami akcji i nasyceniem niebanalnego grania.

Tytułowy utwór to totalny rzyg ku chwale starej szkoły grzania, podany na modłę Sinister. Połamane rytmy, głęboki przeciągnięty growl gilotynujące riffy odpowiednia dawka patosu skłaniająca do refleksji w przerwach między headbangingiem. Trzeba przyznać że od lat Sinsiter doskonali się w swojej odsłonie nazwijmy to „ckliwej” jeszcze z dwie płyty i zrobią akustyczny album i trasę unplluged. A tak poważnie to elementów patetycznych i epickie są wyraźnie zaznaczone ale z umiarem.

Po pierwszej połowie albumu ten album wciąga nosem poprzedniczkę a kto wie może i nawet The Silent Howling. Klimatyczna końcówka w „Defromatory Content” czy posępny riff na początku „The Final Destroyer”, zniewalająca nawałnica perkusyjna i wtórujące jej pokręcone riffy to czysty Sinsister, nikt tak jak oni już nie gra!

Nie ma na tym albumie za dużo niespodzianek, ot kolejna bardzo mocna pozycja zespołu. Analizując całą dyskografie Sinister widoczna jest sinusoida ale prawdę powiedziawszy jednak więcej jest okresów równych z tendencją zwyżkową i The Carnage Ending podtrzymuje tą tendencję. Aad ma tylko teraz problem jak tu przebić tego kolosa? Starzy fani nie powinni być rozczarowani, malkontenci znajdą przywarę – jak na poprzednim albumie byłoby to uzasadnione tak naprawdę nie mam pomysłu do czego przyczepić. Powiem więcej jest to na pewno jedno z najlepszych wydawnictw ubiegłego roku.

Poszerzona wersja posiada dodatkowy dysk z pięcioma standardami, są to covery, Possessed, Celtic Frost, Massacre, Blood Feat oraz Whiplash.

Z tego zestawienia najbardziej satysfakcjonują mnie „Succubus” Massacre, który idealnie wpasowuje się w klimat tego zespołu tak samo jak cover Possessed.

 

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Kultura