Rok 2006 był bardzo owocny zwłaszcza dla starej szkoły ekstremalnego nakurwu. Każdy z zestawionych zespołów wydał wówczas bardzo solidne albumy z naciskiem na Vader: Impressions in Blood, który dla wielu był oczekiwaną rehabilitacją za The Beast(osobiście należę do obrońców tego albumu) oraz Sinister, który Afterburnerem wrócił do świata żywych(jakkolwiek to brzmi). Grave również nie miał się czygo wstydzić, w przypadku Szwedów to już była kolejna płyta z okresu „drugiej młodości”. Oddźwięk tych płyt był w tedy bardzo dobry, sypały się komplementy zarówno ze strony fanów jak i recenzentów. Trasy były owocne i każdy z wymienionych zespołów postanowił uwiecznić koncert wydając krążki DVD.
Sinister: Prophecies Denied
Jest to jest pierwsze i jak na razie jedyne oficjalne wydawnictwo koncertowe Holendrów.Lepszego momentu zespół nie mógł sobie wybrać jak promocja tak mocnej pozycji jak wspomniany Afterburner – albumu, który przywrócił wiarę w ten zespół.
Sinister tego wieczoru bezpośrednio poprzedził Grave i rozgrzał ją wyśmienicie co nie było szczególnie trudne bo w naszym kraju zawsze było wielu fanów tego zespołu. Set został dobrany bardzo rozważnie, jak nie trudno się domyślić jest przekrojowy więc Sinister starał się zaprezentować ze swojej najlepszej strony. Wszystko zawarte zostało w niecałej godzinie, każdy album ma przynajmniej jednego swojego przedstawiciela i bardzo cieszy fakt, że przy tworzeniu repertuaru zespół nie odcina się od albumów z Rachel. Mimo tego, że Aad nie ma takich wdzięków co Rachel to co najistotniejsze w gigowym żywiole, nareszcie utwory „Bleeding Towards the Wendigo” i „Barbaric Order” brzmią jak na Sinister przystało czyli przezabójczo –. Niestety za to rozczarowujące są utwory z Afterburner a zwłaszcza „Altruistic Sucide” – trudne jest oddanie klimatu utworu typowo studyjnego, grając go live i niestety wyszło średnio. Do brzmienia większych zarzutów nie mam, zresztą koncert widać i słychać, że się podobał sądząc po entuzjazmie publiki. Wszystko było na swoim miejscu zadbano należycie nawet o ozdobniki, które często serował basista. Scenografia była skromna, dopracowana została grą świateł, miejscami nawet efektowną np. w „Man Down” i „Cross the Styx”, którego dopominano się niemal od początku koncertu. Szybko można było dostrzec zmęczenie wokalisty, który dawał z siebie wszystko. Na szczęście Aad mógł odsapnąć w upragnionej przerwie w połowie gigu, podczas intro poprzedzające „Enslave the Weak”. Po nim nastąpiła kulminacja koncertu w postaci wspomnianego „Altruistic Sucide” i „Afterburner”. Na koniec życzenie publiczności Stodoły zostało spełnione i Sinister zmasakrował swoim jednym z największych klasyków czyli „Cross the Styx”, po nim jeszcze poprawiono „przebojowym” „To Mega Therion” i wszyscy byli zadowoleni. Bardzo solidna sztuka, nikt się nie oszczędzał.
Grave: Enraptured
Po takiej rozgrzewce spragniona brać metalowa była miażdżona grobowym ciężarem Grave, który zarejestrował swój koncert na potrzeby Enraptured. Grave po latach doczekał się odpowiedniejszej wizytówki niż koncertówka z 97 roku.
Nie od dziś wiadomo, że Stodoła jest bardzo wdzięcznym miejscem, jest gdzie się wyszaleć i pokazać z najlepszej strony, nie ma większych problemów z akustyką. Niedziwne więc, że jest to popularne miejsce do rejestrowania gigów.
Grave mocno wystartował zapodając „Deformed” i był to bardzo dobry wybór.
Zespół promował wówczas solidny As Rapture Comes, przez co ten album był akcentowany kilkoma utworami. Nie mogło zabraknąć takich ciosów jak „Burn” , „Unholy Terror”, „By Demons Bred”. Szwedzi w bardzo dobrej formie, przez cały, w cale nie krótki występ dawali z siebie wszystko. Ola z oldschoolowymi pociętymi jeansami, skupiał się cały czas żeby growl był na odpowiednim poziomie. Grave serwował naprzemiennie utwory starsze z nowszymi, stołeczna publiczność rażona była nieśmiertelnymi „You’ll Never See…”, „Christi(ns)anity” ale i „Rise” czy „Heretic”. Wszystko brzmiało spójnie i dzięki takiemu wyselekcjonowaniu killerów z wszystkich płyt zaprocentowało niemal doskonałym setem. Oczywiście każdemu się nie dogodzi i pewnie każdy w głowie ułożyłby sobie inny zestaw. Solidnie zabrzmiały nawet cieszące się mniejszym uznaniem utwory z Soulless i Hating Life. Po latach jednak okazało się, że „Soulless” jest koncertowym hiciorem, sądząc po nieźle bawiącej się publiczności. To samo trzeba powiedzieć o „Bullets are Mine” – który jak określił Lindgren pod czas koncertu jest to przykład Gangsta Death Metalu ;). Koncert jest dobrze zrealizowany, po latach ogląda i słucha się go przyjemnie. Miłym akcentem było wskoczenie po bisach(„Reborn Miscariage” i oczywiście wybłagany „Into the Grave”) do fosy przez Ola, który dzierżył dumnie w dłoni puszkę Żywca. Na pewno te 76 minut zostały w pełni zagospodarowane i przekute na najwyższej jakości gig, bez zbędnych fajerwerków.
Vader: …And Blood Was Shed in Warsaw
Nie wiele później z okazji czwartej odsłony Blitzkriega również w stołecznej Stodole nagrywała swoje kolejne DVD ikona polskiego Death Metalu. Dywizja Pancerna Generała Wiwczarka zajechała do Warszawy, która spłynęła krwią. Nie jest to produkcja idealna, jak zawsze wytwórnia śp. T. Dziubińskiego musiała coś spierdolić ale bez dwóch zdań jest to lepsza produkcja niż Night of Apocalypse. Jest to też ostatni zarejestrowany skład w którym grał Mauser, Novy i Daray. Setlista ...And Blood Was Shed in Warsaw otarła się o ideał, ale to nic dziwnego, była to trasa promująca Impression in Blood, zagrano tutaj w końcu prawie całe The Art of War a oprócz nich stałe elementy koncertu Vadera czyli „Dark Age”, „Sothis”, „Carnal”, Black to the Blind”, a oprócz nich mistrzowskie „Silent Empire” , „Blood of Kingu” czy „Out of the Deep”(jakby The Beast zagrano w całości na żywo to myślę, że nikt by nie kręcił nosem na ten album). Wiadomo nie mogli zagrać wszystkiego ale obok „Wings” i „Cold Demons” brakowało mi „Xeper”. Na sam koniec fenomenalny ultra klasyk w postaci „Wyroczni” wiadomo kogo z Orionem na wokalu. Brzmienie bez zarzutu(nie licząc powycinanych wstępów Petera do poszczególnych utworów), świetne ujęcia na publiczność i te epickie światła w niezapomnianej „świetlnej artylerii” w „Para Bellum” – to trzeba zobaczyć i posłuchać!
Set ułożony jest z odpowiednią dramaturgią, nie obyło się od budujących napięcie przerywników. Utwory z Impressions in Blood idealnie współgrają z standardami(zresztą po latach „ShadowFear” czy „Predator” dołączyły do tego grona), a taki „Helleluyah!!! (God Is Dead)” zabrzmiał jeszcze bardziej epicko i brutalniej niż na płycie studyjnej. Trudno mi stwierdzić, czy jest to najlepsze DVD Vadera, bo do każdego mam sentyment, każdy ma swoje niedociągnięcia ale i kapitalne momenty, które sprawiają, że chętnie się do nich wraca.
Trudno rozstrzygnąć kto bardziej pozamiatał Grave czy Sinister, bowiem obie sztuki były na bardzo wysokim poziomie. Zdecydowanie lepsze brzmienie mieli tamtego dnia Szwedzi ale większy czad ze względu na bardziej brutalną stylistykę zaprezentował Sinister. Jednak z tych trzech DVD najbardziej utkwił mi w pamięci Vader – może dlatego, że zespół był headlinerem i miał najlepsze warunki do realizacji koncertowego wydawnictwa? W sumie każdy z zespołów miał warunki sprzyjające i najważniejsze, że każdy dał z siebie wszystko co widać i słychać. Cieszy fakt, że Polska jest atrakcyjna dla tak zacnych zespołów, które decydują się rejestrować koncerty właśnie u nas.
Na koniec przyjrzyjmy się dodatkom i stronie graficznej. Jeżeli chodzi o okładki, wszystkie trzy są na swój sposób ultrakiczowate, choć każda miała potencjał z Vaderem na czele(to chyba była jakaś wariacja na temat husarza?).Wyłamuje się Sinister, który ma najbardziej dopracowaną i nierażącą w oczy okładkę.
Wszystkie trzy zestawione wydawnictwa posiadają wersję poszerzoną o ten sam koncert w wersji audio. Jeżeli chodzi o dodatki to niestety za bardzo się nie postarano praktycznie w każdym wydawnictwie jest ten sam schemat, klipy, nagrania bootlegowe i wywiady... niestety bez większych rewelacji ale oczywiście nie dla dodatków kupuje się koncertówki.
Inne tematy w dziale Kultura