Po kultowym Cross the Styx, który był w dużej mierze swoistym The Best off, czas na prawdziwy sprawdzian w postaci odcięcia się od demówkowego dziedzictwa i stworzenia w pełni nowego materiału. Drugi album Holendrów ukazał się dwadzieścia lat temu – czy nadal wytrzymuje próbę czasu?
Diabolical Summoning to osiem utworów zamkniętych w trochę ponad trzydzieści minut, totalnej jazdy którą się przyjmuje na klatę za jednym zamachem. Zespół wypracował swój charakterystyczny styl , nie obyło się bez zmian personalnych- jednej z wielu w historii zespołu. W tym wypadku padło na basowego – Rona Van Poldera(wróci jeszcze na chwilę przy okazji albumu Savage or Grace) zastąpionego fenomenalnym Bartem van Wallenbergiem który na tym albumie odwalił mistrzowską robotę. Za potęgę albumu Diabolical Summoning właśnie w dużej mierze odpowiedzialny jest Wallenberg.
Basowym soczystym riffem „Sadistic Intent”, brzmienie jeszcze lepsze niż na jedynce. Wciąż zespół proponuje old school na rzeźnickim doskonałym poziomie. Cholernie ciężki gitary, zróżnicowane tempo, wyraźnie zaakcentowana gitara basowa potęguje brutalny wydźwięk.
Bardziej melodyjny i miejscami patetyczny „Magnified Wrath”. Dowód na to że Sinister odnajduje się w średnio-wolnych tempach ale i potrafi nieprzyzwoicie zapierdalać. Tytułowy utwór charakteryzuje się bardzo odważnym akcentowaniem gitary basowej, gruzowanie od pierwszych sekund. Kwintesencja death metalowego wygaru. Środek utworu nawet mało wprawionego słuchacza powinien zachwycić klimatem.
Ciężkie rytualne perkusyjne intro w „Sense of Demise”, schizujący riff zmodulowany growl. Bardzo zróżnicowany, gitarowy utwór, z kolejną niebanalną solówką do kolekcji.
Czas na „Leviathana”, niepozorne majestatyczne wyciszenie jest ciszą przed tsunami. Morski demon długo zwleka by rozpętać gigantycznych rozmiarów muzyczny sztorm. Do tego utworu zespół pokusił się o nagranie promocyjnego klipa.
„Desecrated Flesh”, brutalny stopniowo rozkręcający się przygotowując słuchacza na nieunikniony koniec. Szalone tempa przeplatana piekielnym ciężarem.
Jednym z najbardziej intrygujących utworów na płycie jest „Tribes of Moon” rozpoczyna się demonicznym wprowadzeniem, czuć w tym utworze rock’n’rollowy feeling miejscami paradoksalnie bardzo chwytliwy utwór, no i ta potężnie brzmiąca perkusja…
A propos perkusji, niestety ostatni na albumie „Mystical Illusions” jest bardzo perkusyjnym utworem, bardzo dużo się dzieje, niebanalne przejścia i zmiany tempa.
Półgodziny bardzo intensywnego i intrygującego grania. Album pełen jest gitarowych atmosferycznych ozdobników w które warto się wsłuchiwać. Każdy utwór ma w zanadrzu swoją niespodziankę, które warto odkrywać.
Inne tematy w dziale Kultura