
Uncanny wśród niezliczonej ilości skandynawskich hord, które mnożyły się na potęgę lepiej niż roztocza w zakurzonym pokoju, wychylił swój łepek po za duszną piwnicę nagrywając oprócz dema i EPki album pełno grający, który jest ceniony do dziś i stanowi jeden z wielu klejnotów szwedzkiej sceny Death Metalu. Szkopuł w tym, że album ten miał premierę dopiero w 1994 roku, gdzie magma gigantów gatunku dawno okrzepła stanowiąc spiż (jeszcze podkreślam, jeszcze)nie do pokonania przez tego typu konkurencję. Zespół ostatecznie na lata przestaje istnieć po to by o sobie przypomnieć najpierw omawianą niżej kompilacją oraz premierową EPką z przed roku.
Omawiać to dwupłytowe(CD), zacznę od jej drugiej części dla zachowania chronologii wydawniczej. Dodam, że istnieje, trzypłytowe Total Motherfucker Ultra Die Hard Verszyn(LP)

W 1991 roku zespół wydaje własnym sumptem pierwsze demo zatytułowane Transportation to the Uncanny – trwający trochę ponad kwadrans materiał składający się z: zimnego, przeszywającego niczym Skandynawia intro o ambientowym, podniosłym posmaku intra, outra nawiązującego do intra, oraz przede wszystkim czterech, bardzo surowych ale intrygujących i niebanalnych oldschoolowych strzałów. Jakość nagrania mogłaby być lepsza, dlatego zaleca się słuchania raczej na słuchawkach. Jeżeli nie będziemy zważać na ten mankament to szybko okazuje się, że demo to ma coś w sobie co przyciąga – jest to podniosły i epicki klimat, Gardłowy growl Jensa Törnroosa o lekko patetycznym wydźwięku, zmienne tempa oraz lubiana przeze mnie lekko wyeksponowana gitara basowa Christoffera ‘Frilla’ Harborga. Frill na potrzeby tego dema gra również na gitarze razem z Fredrikiem „Northem” Norrmanem, razem generując ciężki ale melodyjne riffy.
Materiał jest zróżnicowany, tytułowy utwór, atakuje szybkim tempem, szarpany bas, i kozackie kostkowanie, niestety przez jakość nagrania słabo słychać perkusję Kenneta Englunda - dźwięk momentami po prostu się zlewa. Nie mniej nagranie ma swój specyficzny klimat. Dużo zmian tempa od szybkiej młócki do doomowego mielenia. Zaraz po nim niszczycielski „The Porno Flute” poraża wyśmienitym riffem, utwór dosłownie momentami stąpa, mimo mniejszego zagęszczenia utwór jest brutalny za sprawą fenomenalnej dramaturgii. Bardziej „przebojowe” oblicze zespół prezentuje na jednym ze swoich najlepszych utworów pt. „Why My Intestines?”. Utwór ten jest bogaty w chwytliwy riff, wyciszenia po których następuje szalony galop. Utwór ten jest najdłuższym w tym zestawieniu co na szczęście zespół potrafił wykorzystać – każda sekunda została optymalnie zagospodarowana w ciekawe rozwiązania. Wisienką na torcie jest element zaskoczenia jaki funduje zespół za sprawą krótkiej, ckliwej wstawki akustycznej.

Uncanny na drugim demie pt.Nyktalgia już nie owija w bawełnę, żadnych gier wstępnych od razu mocno grzanie. „Profiglacy of Power” to bardzo szybki, brutalny utwór, poprawiło się zdecydowanie brzmienie. W końcu świetna perkusja Englunda bogata w brutalne blasty i monstrualne przejścia jest w miarę dobrze słyszalna. Wokal Jensa jest jeszcze głębszy, ciężkie ołowiane riffy Northa obezwładniają słuchacza, momentami zespół kombinuje, wkradają się bardziej melodyjne akcenty ale zdecydowanie są one mniej uwypuklone niż na Transportation to the Uncanny. Zespół na Nyktalgii również zadbał o zróżnicowanie utworów. „The Cryptic Trails” zaczyna się wolniejszym ale za to dużo cięższym dudniącym riffem, po którym następuje nawałnica. Soczyście brzmiące basowe pasaże Frilla, połamana chaotyczna rytmika, momentami jakby nieskoordynowana. Po nim „Tales From the Tombs” o mrocznym grobowym klimacie, który powoli się rozkręca aż do końcowej kulminacji. Podobnie jak na poprzednim demie, ostatni utwór jest majstersztykiem. „Ceased From Reality” otwiera mocne perkusyjne wejście i niemiłosierna rytmiczna kanonada, która przemierza bezkres pola apokaliptycznej bitwy – podkreślę raz jeszcze, technika panów odpowiadających za sekcję rytmiczną, może nie jest specjalnie ponadprzeciętna ale idealnie sprawdza się w tego typu gruzowaniu. Oprócz tego utwór przesycony jest zimną furią, niepotrzebnie tylko gra zespołu traci na mocy w drugiej części. Zwieńczeniem tego zapodał epicką miniaturkę opartą na skrzypkach i tajemniczych odgłosach.

Rok po Nyktaligii Uncanny wraz z Ancient Rites wydają Split. Do Uncanny dołącza drugi gitarzysta niejaki Mats Forsell.
Na splicie zespół zaprezentował powtórkę z rozrywki w postaci „Ceased From Reality”, gdzie wszystko byłoby fajne i w ogóle gdyby nie bzyczące gitary(wtf?!), za to werbel jak żyletka brzmi idealnie i bezlitośnie tnie aż miło. Zespół gra brutalniej niż dotychczas. Lepsze wrażenie sprawia „Determination To Win”, który ma cięższe, już normalnie brzmiące gitary. Perkusja idealnie punktuje w karkołomnych tempach, wpleciony mrok melodyjnych riffów świadczy o wypracowanym stylu zespołu. „Profilacy of Power” brzmi jeszcze potężniej, zabójczo brutalne granie. Potworny blast, ciężar współgra z chwytliwością riffów, rytmiczne wstawki skłaniają do(przynajmniej) potupania nóżką. Gdzieniegdzie przedzierają się zmodulowany growl i symfoniczne ozdobniki. Kolejną nowością jest „Soul Incest” z bujającymi riffami oraz przytłaczającym ciężarem, gitary tworzą momentami efektowny transowy pasaż. Te nowości zapewne pojawiły się jak mniemam za sprawą i Matsa Forsella.
W przeplatance stare/nowe przyszedł czas na stare w postaci ponadprzeciętnego „Why My Intsentimes?”, który brzmi jeszcze bardziej kozacko i jeszcze masywniej – nic dodać, nic ująć.
Nie wiedzieć dlaczego, niestety ostatni utwór jest mniej lotny, gdyby nie te psychodeliczne solówki to utwór były wręcz nijaki… Słabe zakończenie, mocnego materiału szkoda… ale nie ma tego złego, każdemu może się noga podwinąć.
Tak kończy się druga część kompilacji, pełna bardzo wartościowego materiału.

To teraz wróćmy do najbardziej reprezentatywnego dzieła zespoły czyli do Splenium For Nyktophobia, który jest pierwszą częścią MCMXCI-MCMXCIV
Splenium for Nyktophobia premierę swoją miała w 1994 roku i jest to jak wspominałem na początku jedyny longplay Uncanny. Nad jego produkcją czuwał Dan Swanö.
Album rozpoczyna się „Elohim”- od razu w ucho rzuca się przestrzenność utworu i smutna melodyjność riffów, szybka perkusja, i brzęk gitary basowej. W dalszej części utworu zespół jeszcze bardziej czaruje nostalgią i umiarkowaną brutalnością. Powtórką z rozrywki okazują się nowe wersje majestatycznego „Tales From the Tomb” oraz „Brain Access” który w końcu brzmi jak brzmieć powinien. Nowością jest piękny nastrojowy instrumentalny „Timless”, bardzo melodyjny o wręcz mistycznej aurze i świetnych solówkach, pełnia szczęścia następuję gdy włącza się mroczny riff i podwójna stopa. Dla kontrastu czas na brutalny, szybki „Screaming in Phobia” W drugiej połowie zespół zmniejsza tempo, pojawiają się bardziej połamane, szeleszczące rytmy i epicka wygaszona solówka. Uncanny dbając o korzenie składa mały hołd jakim jest cover szwedzkiej kapeli punkowej G-Anx pt. „Enkelbiljetten” Trochę wolniej bardziej zaokrąglonym riffem zaczyna się „Indicatio Vitalis” o niepokojącej formie, utwór płynie swoim życiem, wiele zmian temp i specyficznej dla Uncanny melodyjności. Utwór jednak osadzony jest w mrocznej aurze, jak na trzyminutowy utwór dużo się w nim dzieje. Znany z splita „Soul Incest” naciera bardziej zbasowanym brzmieniem, w nowej odsłonie utwór niewątpliwie zyskuje dzięki „uporządkowanemu” brzmieniu, wszystko jest na swoim miejscu i nikt nikogo nie zagłusza. Na albumie oprócz coveru znalazło się miejsce również na inny utwór w rodzimym języku Uncanny – „Spräng Skiten”. Thrahsowy szybki, ciężki z plugawym skrzeczącym growlem. Po szybkim strzale czas na bezwzględnie mielący „Towards the Endless Throne”, osadzony w wolniejszym tempie z ciekawie, który pomysłowo się urywa.
Noisowa ściana dźwięku, ultraciężko metalicznie brzmiący przerywnik „Lepra” wprowadza do jednego z najlepszych utworów Uncanny -. „The Final Conflict” znany też jako druga część „The Porno Flute”. Podwójna stopa, melancholijny klimat i plugawy growl i skrzeki oraz świetne epickie riffy.
Na koniec zespół pokusił się zamieścić tytułowe, bardzo dziwne, ambientowe quasi-symfoniczne outro, które jako jedyne z całego albumu nie przetrwało próby czasu. Oczywiście nie umniejsza ono wcale całokształtowi albumu, które jest nieprzeciętnym okazem rasowego Death Metalu.

Przyczyny rozpadu można doszukiwać się również w fakcie, że członkowie zespołu swe ambicje lokowali w wielu projektach, muzycy Uncanny udzielali się w m.in. Interment, Centinex, Deallamorte i wielu innych. Nie mniej zespół zaznaczył w trwającej do dziś dzień historii szwedzkiego Death Metalu.
Nie pozostało narazie nic innego jak czekać na drugi album bo potencjał w Uncanny drzemie niemały...

Inne tematy w dziale Kultura