
Nieźle, zespół wydaje debiutancki album po tylu latach niebytu! Parę lat wcześniej zespół robi crush test w postaci materiału do splitu ale pełnokrwisty album to już poważniejsza sprawa. Od razu nasuwa się pytanie czy nie będzie to sztucznie brzmiało? Kolejny Reunionowi skok na kasę? Przejaw koniunkturalizmu kolejny odgrzewany dawno niedojedzony kotlet?
Od pierwszych sekund „Eternal Darkness” na większą część pytań można śmiało zaprzeczyć – jest dobrze. Średnie tempo siarczyste gęste gitary, głęboki growl Johana Janssona, totalne niszczycielskie granie, trochę za bardzo przytłumiona perkusja, bardzo ciepłe brzmienie, oldschoolowe jazgotliwe sola. Pierwszy na płycie utwór ma nieco ponad trzy minuty i takie czasy utworów na tym albumie dominują. Krótkie często intensywne utwory, zrywają z dłuższymi utworami z lat ’90. Duet gitarowy Jansson – Forsberg zarzyna tak jakby zespół zatrzymał się w czasie dwie dekady temu.
W „Torn from the Gave” perkusja Kenneta Englunda bardziej intensywnie miażdży, wokal Johana na większym wkurwie, średnio wolne tempo, punkowa rytmika, katowanie gitar, w połowie zwolnienie tempa, tłuste ciężkie riffy jak powietrze za oknem. Smolisty klimat, niebanalna rock’n’rollowa solówka na koniec.
Szybki strzał, niecałe trzy minuty - bardzo intensywne trzy minuty fundują Skandynawowie w „Dreaming in Dead”, utwór osadzony w bardziej mrocznym klimacie, perkusja znów schowana nadaje średnie tempa, bardzo soczysty riff wysuwa się na prowadzenie. Intryguje bardzo dobre solo gitarowe.
Grobowy nastrój kontynuowany jest w „Stench of Flesh” świetne perkusyjne wejście, jak sam tytuł wskazuje - bardzo brutalny i nastrojowy kawał ciężkiego zgniłego mięsa. Rzeźnicki riff, wyciszenie gitar na rzecz gitary basowa Fina Martina Schulmana, który ma swoją nastrojową chwilę chwały.
Po dawce wyśmienitych premierowych utworów czas na ekshumacje „Where Death Will Increase”, który świetnie wpisuje się w nastrój płyty, ciężko jednak chyba wolę pierwsza wersję, W tym miejscu śmiało zespół mógł zaproponować coś nowego. Sytuację ratuje zabójcze solo.
Nawiązujący do materiałów z pierwszego okresu działalności jest „Sacrifiacl Torment” z wstępem rodem z horroru czyli standardowo opętane jęki i krzyki i narastająca gitarowa dramaturgia – gitarzyści ostatecznie nie wytrzymują i dają upust średnio-szybkiej rytmicznej siece. Zróżnicowany utwór, melodyjne sola świetnie komponują się z surowym brzmieniem. Riffy oraz perkusyjny rytm dają pole do popisu w dziedzinie machania banią,
W „Night of the Undead” od początku zalani zostajemy intensywną ścianą dźwięku niczym w pamiętnej scenie z „Lśnienia”. Mroczne klasyczne solo, po nim średnio-wolne tempa i przeraźliwy growl budują atmosferę grozy. Zaskakujące jest wyciszająca delikatna gra na pianinie po tej apokaliptycznej pożodze.
Przedostatni utwór to drugie i ostatnie na albumie archeologiczne wykopalisko wskrzeszający kultowy „Morbid Death”. W tym wypadku utwór bardzo dobrze, że się pojawia, wypada zdecydowanie lepiej sowim druzgocącym riffem niż Where Death Will Increase. Bardzo pirotechnicznie intensywny, urozmaicony przygaszoną, posępną, symfoniczną mgiełką. Utwór ten jest najlepszą wizytówka Interment. Emocjonalne solo, karkołomne zakończenie. Prima Sort Pure Fuckin Death Metal!
Na sam już koniec zespół dobija najszybszym killerem na płycie - szybki ,prosty nakurw bez żadnej spiny. W połowie chwila oddechu przy klimatycznych dzwonach na koniec rażeni jesteśmy przeciągniętym na tremolo kakofonicznym solem jak za dobrych lat ‘90.

Into The Crypts of Blasphemy vs Burial Ground
Na koniec postanowiłem skonfrontować Interment w mini pojedynku z weteranami z Grave. Na pierwszy rzut oka może to nie do końca równy pojedynek ale bez dwóch zdań obie załogi oprócz zbliżonej tematycznie nazwie(Interment – Pogrzebanie zwłok, Grave – Grób) łączy propagowanie i stanie na straży Old schoolowego Death Metalu. Podobieństwo na pierwszy rzut oka widać nawet w kolorystyce okładek. W 2010 roku Grave miał mocną konkurencję m.in. za sprawą „debiutu” kolegów z Interment. Oczywiście oba te zespoły różnią się stylistycznie ale zarówno ICoB jak i Burial Ground były bardzo mocnymi pozycjami, wysoko cenionymi zarówno przez recenzentów i fanów. Bardziej masywny i urozmaicony stylistycznie są weterani z Grave, którzy przemycają wpływy Thrashu jak i Doom Metalu. Interment oprócz średnich temp czasem lubi puścić się w rzeźnicki galop. Oczarowują piekielnym brzmieniem i szczerym graniem z serca. Trudno jest obiektywnie orzec który album wypadł lepiej, z perspektywy czasu stwierdziłbym remis z małą przewagą dla Grave za tytułowe siedmio minutowe monstrum.
Inne tematy w dziale Kultura