Ignatius Ignatius
1147
BLOG

Grave: Into the Grave - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 1

http://24.media.tumblr.com/tumblr_lungd2EqyP1qigeu7o1_500.jpg

 

 

Into the Grave zawiera materiał bardzo mocny i bardzo brutalny, niemal barbarzyński(…) stąd nie jest to album technicznie skomplikowany. Jego siłę wzmagają rozwiązania, dążące do wyemitowania potężnej dawki agresji. Ma charakter pierwotnej bestii, której atak opiera się na naturalnych atrybutach: przemocy i dzikości.

Jakże trafnie zespół opisał swój debiutancki pełnokrwisty album. Wiadomo napinka musi być ale, w tym przypadku ciężko o przecenienie tego materiału. Bez większych wątpliwości można podpisać się pod tą oceną. Album Into the Grave jest podsumowaniem paroletniej działalności, stąd nie dziwi fakt wykorzystania bardziej dopieszczonych wcześniejszych kompozycji z tytułowym utworem na czele.

Mocne wejście bez zbędnego wprowadzania, pierwsza w pełni profesjonalna płyta Grave poraża mięsistym siarczystym bardzo ciężkim i brutalnym brzmieniem. Growl jest przerażająco głęboki i o dziwo znacznie czytelniejszy niż dotychczas(Grave prześmiewczo proponował wówczas niebanalną nagrodę w postaci Nobla za zrozumienie wyrzyganych tekstów przez Lindgrena, czy to na płycie czy podczas koncertu). Otwierający „Deformed” osadzony w średnim tempie co jakiś czas przyspiesza, w połowie solówka gorzko łka i wchodzi posępny riff, za nim kontynuacja wcześniejszej solówki. Utwór kończy się charakterystycznie „przebojowo” i rytmicznie. 

Drugi utwór „In Love” jest nowością, i prawdopodobnie najbrutalniejszym „love songiem”. Pięknie i brutalnie czysta Death Metalowa jazda z ponurymi ołowianymi zwolnieniami. Śmierć wypełnia tę makabryczną  miłosną pieśń aż po brzegi grobu.

I love you as much now as back then
When you were alive and loving wife
After this I'll try again
To pull the trigger and make my day

Następnym świeżakiem jest „For Your God”, który jest może minimalnie mniej zagęszczony ale za to perkusja kruszy wszystko w zasięgu słuchu, totalna anihilacja do której nie potrzeba niewiadomo jakiego karkołomnego tępa. Wszystko brzmi optymalnie nie za wolno nie za szybko -  złoty środek osiągnięty. To samo tyczy się totalnie brudnych przegniłych i zapiaszczonych gitar. Riff goni riff nie ma tu żadnego wirtuozostwa bo w sumie po co? Kulminacja straszy przesterowanym growlem(a może nie jest podrasowany?). Wolny kroczący riff otwiera ciężkie wrota do trochę bardziej pokombinowanego młócenia w „Obscure Infinity”, za sprawa lekko połamanej perkusji Jensy i gitar Oly i Jörgena, którzy wwiercają się do piwnicy swoją przenikliwością i ciężarem. Bardziej złożonym utworem jest też chaotyczny „Hating Life” z jakże finezyjnym niepokojącym riffem, który jest zwiastunem kolejnego spopielenia czystą nienawiścią. Kolejny raz perkusja miażdży, Ola swoim growlem fenomenalnie wyciąga, brudnymi pazurami z otępiałego transu w jaki wprawiają niezdrowe gitary. Pyszna psychodeliczna solówka - wsłuchajcie się w nią człowiek aż cierpnie od tego.

Tytułowy „Into the Grave” już wtedy był swoistym klasykiem i wizytówką panów z Visby, tutaj wstawki klawiszowe pojawiają się po czasie, okrutny krzyk podniosły, epicki klimat jest powiewem świeżości przy tej całej morowej zgniliźnie. Thrashowy feeling, ultra ciężkie gitary, momentami można wychwycić pulsującą gitarę basową totalna ekstrema a propos ekstrem i innych ekskrementów czas na „Extremely Rotten Flesh” również wcześniej znany,  powolnie obumierający strzęp mięcha, który mozolnie rozkręca się w mikserze Szwedów, lepki growl od razu przywołuje wspomnienie demówek, transowe rytmy chropowate riffy i wgniatająca każdego w ziemię perkusja niczym marne robaki. Szybciej i bez kompromisowo zaczyna się „Haunted” kolejny Thrashujący śmiercionośny cios z tymi okrutnymi basowymi zgrzytami. Kulminacyjne zagęszczenie z piskliwą solówką zwalają z nóg.  Czas na najlepszą część albumu.

 Chora jazda kontynuowana jest w „Day of Mourning”, wstęp tego utworu jest jednym z bardziej zapadającym w pamięci, ten minimalizm i wstrzemięźliwość w wykorzystywaniu efektów i różnego rodzaju „przeszkadzajek” potęguje wrażenie obcowania z czymś autentycznym i surowym a zarazem dopracowanym w najmniejszym detalu.  Nieludzki „Inhuman” wwierca się w potylice od pierwszych sekund, ten utwór dowodzi, że nie można temu albumowi zarzucić monotonni, jest oczywiście osadzony w charakterystycznych ramach dla Grave ale  tak jak inne na tym albumie utwory ma coś oryginalnego do zaoferowania. Rosnące napięcie, bujający riff echa rock’n’rolla wciąż się ciągną za Grave. Zmiany tempa wyrywają z kapci, gitary mielą jak stare dobre żarna… to finezyjne zakończenie niby nic a jakie robi wrażenie.

Początkowo „Banished to Live” sprawia wrażenie, że na koniec zespół spuścił  z tonu, to tylko pozory, nic z tych rzeczy utwór okazuje się być ciekawym finałem płyty. Mimo wszystko według mnie powinien być gdzieś w środku a zakończyć którymś z  wcześniejszych. Zwolnienia i zróżnicowane wokale stanowią urozmaicenie dla tego trochę zbyt powolnego jak na finał utworu.

Warto przypomnieć, że w tamtym czasie jednym z ważniejszych gigów jakie Grave zagrał był ten w Jastrzębiu na Death Metal Festiwal. Jak zespół podkreśla był to najważniejszy rangą koncert i był pod niesamowitym wrażeniem naszej publiczności(co raczej chyba nie powinno nikogo dziwić).

 Nie wiem dlaczego jak po raz pierwszy zobaczyłem okładkę to skojarzyło mi się to z wnętrzem żołądka i sokami trawiennymi. Muzyka zawarta na debiutanckiej płycie Grave strawi doszczętnie każdego. Jest to bezsprzecznie jedna z najbrzydszych plugawych pereł Brutalnego Death Metalu.  Kwintesencja stylu, nie ma niczego zbędnego,  przy tym całokształt po mimo ponad czterdziesto minutowego czasu trwania zapewnia nieustającą, dynamiczną jatkę. Co najważniejsze album ani trochę się nie zestarzał, wciąż brzmi brutalnie i nieświeżo w dobrym tego słowa znaczeniu.


Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura