W wigilię końca świata w jak to określił Oley – wokalista Proletaryatu, zespół zagrał specjalny koncert w Sosnowcu z dwóch powodów. Pierwszy był pierwszy koncert akustyczny Proletaryatu, drugim był gościnny udział weterana rearanży utworów na akustyczne czyli Stefana Machela z TSA!


Szczerze mówiąc gdy przeczytałem plakat zapowiadający koncert w dniu, gdy grał Vader nastawiałem się na standardowy koncert jednak gdy w dniu koncertu dowiedziałem się, że będzie to koncert akustyczny miałem mieszane odczucia i nawet wahałem się jechać na ten koncert… Supportem miała być nasza zagłębiowska ekipa Basement, która niestety nie zagrała z powodu operacji wokalisty. Samego głównego zainteresowanego można było spotkać na koncercie tak samo jak Demona i Nowaka z Frontside podczas koncertu Vadera. W zamian przed Proletaryatem zagrał Gotycko Metalowy As Night Fall z Katowic.
Oley w zapowiedzi przedstawił gościa specjalnego, obwieścił, że jest to pierwszy koncert akustyczny zespołu i uczciwie przyznał, że koncerty tzw. „unplugged” w rzeczywistości jednak są grane z „prądem”. Rozbrajający był image Dariusza Kacprzaka(basista), który założył czapkę Św. Mikołaja wzbudzając entuzjazm publiczności. Niepokojąca była chrypa Oleya ale na szczęście wokal był na najwyższym poziomie(zwłaszcza gdy wchodził w wysokie rejestry) a to za sprawą patentu Edyty Bartosiewicz w postaci „lekarstwa”, które stanowiło najprawdopodobniej Żołądkową Gorzką. Lekarstwo rzeczywiście w tym przypadku musiało mieć zbawienny wpływ sądząc po częstym sięganiu po butelkę. Proletaryat ruszył przywalił z kopyta i moje przypuszczenia zostały od razu rozwiane jednak więcej w tym było czadu niż akustycznego grania. Pierwsze co się rzuciło w oczy to emocje (a raczej ich brak) basisty i przejęcie gitarzysty Wiktora Daraszkiewicza, który bardzo się wczuwał w to co gra. Kurjozum było gdy zespół grał przejmujące i bardzo osobiste dla Oleya ballady „Ból” i „Przemijanie” gdzie Dariusz żuł gumę i miał wyjebane jak japoński dziennikarz po katastrofie w Fukushimie podczas gdy twarz Wiktora była niczym wspomniana elektrownia w Fukushimie. Żeby była jasność, bynajmniej nie jest to zarzut.
Na początku akustyczne aranżacje przypominały trochę Zeppów z III, reszta utworów miała różny charakter, obecność Stefana Machela na pewno była budująca dla zespołu i bardzo dobrze ze sobą współpracowali co było widać i przede wszystkim słychać. Solówki Machela były po prostu wyśmienite! Dzięki technikom udało się uzyskać świetne, klarowne i selektywne brzmienie i przede wszystkim była optymalna głośność także wszyscy powinni być zadowoleni z odbioru. Oley pokazał, że oprócz tego że jest świetnym wokalistą jest równie świetnym frontmanem, bardzo spontanicznym a jego anegdoty w przerwach nie były wymuszone. Setlista była przekrojowa oczywiście oprócz utworów z ostatniej płyty Prawda – min. otwierający album „Podły”, tytułowa „Prawda” czy „Qrrara” pojawiły się Punkowe standardy z dwóch pierwszych płyt: słusznie wyczekiwane od samego początku „Proletariat”, „Hej naprzód marsz” moje ulubione „Srajmy (nie chcę, nie)”, „Pokój z kulą w głowie”. Wszystkie te utwory zostały zagrane z werwą, ludzie skandowali a pod sceną rozpętało się solidne Pogo… kto by pomyślał Pogo na koncercie akustycznym. W sumie gdyby ktoś nie znał jak brzmi Proletaryat studyjnie czy na standardowym koncercie to mógłby odnieść wrażenie, że takie jest właśnie brzmienie zespołu z Pabianic.
Reprezentantami już Metalowego oblicza zespoły był „Ofiarny Stos” z Czarnych Szeregów, epicki, funkujący „Jak ptak” z IV czy kolejna piękna ballada w dodatku dawno niegrana „Tobą oddychać” „Twarzą w Twarz” i „Czyste ręce” z Zuum. Bardzo miłym akcentem było „przeczytanie” listu z wojska kolegi Oleya, który okazał się coverem TSA „Pierwszy Karabin” z niedocenionej płyty Rock’n’Roll.
Przy okazji utworu „Przemijanie” czujny fan przypomniał zespołowi, że przygoda z akustycznymi występami już w historii zespołu się zdarzyła w 1995r gdzie Proletaryat zagrał dwa utwory akustycznie „Przemijanie” i „Jak ptak”.
Zapowiadając „Srajmy (nie chcę, nie)” Oley rozbrajająco stwierdził, że „najpiękniejsze chwile człowieka to początek srania i koniec jebania” Utwór ten był jednym z najlepszych momentów tego koncertu, solidnie rozkręciło się pogo. Podobnie było przy kolejnym klasyku pt. „Tienanmen” gdzie jak ktoś słusznie z publiczności stwierdził, przez ten utwór zespół może zapomnieć o wyjeździe do Chińskiej Republiki Ludowej. Na koniec zespół zagrał „Pragniemy” z ReC a na wyciszenie balladę „Przemiajnie” .
Po krótkim skandowaniu zespół wyszedł bisować, zaczął perkusista Mały od krótkiego sola, poczym wrócił cały band i spełnił prośby i żądania zagraniem swojego hymnu czyli „Proletariat”
Na drugi bis Proletaryat zagrał swój drugi hymn czyli „Hej naprzód marsz” który sądząc po reakcjach publiczności, i intensywnym młynie pod sceną , zaspokoił w zupełności pragnienia wszystkich tych co przybyli. Tak skończył się pierwszy koncert akustyczny w historii Proletatyatu, debiut bardzo udany, nie było smęcenia(nie licząc stworzonych do tego ballad) był czad, dużo czadu i nie pozostało nic innego jak czekać na akustyczną koncertówkę.
Żeby nie było przechrzty z Punka na Metal tamtego wieczoru jak na koncert akustyczny przystało zagrali na siedząco, naprawdę grali na siedząco. Mnie natomiast zabrakło niestety „Karalucha” ale i tak warto było wybrać się na swój ostatni koncert jak nie świata to chociaż roku.
Inne tematy w dziale Kultura