Ignatius Ignatius
1198
BLOG

Obituary: Cause of Death - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

 

Dziś obchodzimy kolejny w historii ludzkości tzw „Koniec Świata” dla fanów apokaliptycznych/postapokaliptycznych tematów muzyka metalowa jest jak znalazł a zwłaszcza przejawy jej najbardziej ekstremalne. Szukałem w głowie albumu, który wpisywałby się w te klimaty i oczywiście w mej głowie nastąpił potop tytułów, które by mogły być ścieżką dźwiękową do tego wydarzenia. Prawdopodobniej każdy wybrałby inną płytę a mo wybór po długim namyśle padł min. na Cause of Death. Drugi album Obituary posiada miażdżącą, przesyconą magią okładkę, ważniejsze na pewno jest to że album uznany jest za Opus Magnum zespołu. Zespół kontynuuje swoją oryginalną wizję Death Metalu znaną już z debiutu dodając do przegnitego brzmienia szczyptę, a nawet garść wirtuozerii. Jak wiadomo miał na to ogromny wpływ wybitny gitarzysta James Murphy(min. Death, Testament). Jego piękne sola są niewątpliwą ozdobą na tym albumie.
Od pierwszych sekund jesteśmy zainfekowani grobowym intrem oraz solówką gitarową Jamesa otwierając utwór „Infected”. Tuż po nim słyszymy rzyg Johna Tardego, jednego z najbardziej charakterystycznych wokalistów w gatunku, obdarzony wyjątkowo obleśnym growlem. James hipnotyzuje swoją gitarą, utwór posiada liczne zmiany tempa. Czyste Obituary jest ciężko i przytłaczająco. Słychać że James Murphy był w tedy w życiowej formie.
Eterycznie zaczyna się „Body Bag”, osadzony utwór w wolnym tempie, obok gitar wokal jest najistotniejszym składnikiem, choć i perkusja momentami świetnie miesza. Wyśmienite są zwłaszcza przejścia i karkołomne przyspieszenia. Utwór jak i cała płyta ma klasycznie Death Metalowe, charakterystycznie przydymione brzmienie. Po długiej instrumentalnej partii następuje nawrot wymiotu Tardego. Totemicznie transowa perkusja Donalda Tardego przechodzi w galopadę, której wtóruje łkające solo Jamesa niczym wycie potępieńca. Jedziemy dalej, szatkująca perkusja i przeraźliwy głęboki growl, wyciszenia potęgują brutalny wydźwięk „Chopped in Half”. Solo, wrzask, sieka i świetne ponure riffy. Warto wsłuchać się w partię basu Franka Watkinsa który nie raz zaskoczy na tym albumie. Donald nie zna litości wobec swoich bębnów.
Jako czwarty sytuuje się kanon ekstremalnego metalu z mroźnej Szwajcarii czyli Celtic Frost. Niektórzy narzekają, e ten utwór na tym albumie jest zbędnym zapychaczem, że oklepany Celtic Frost, inni już mogliby nawet przełknąć załogę Toma G. Warriora ale chcieliby coś innego niż „Circle of the Tyrants”. Cover dla mnie bardzo dobrze wpisuje się w klimat albumu swoimi motorycznymi riffami i kultowymi „Ugh!”. Pokręcić nosem można odnośnie zbyt schowanych gitar. Kapitalne Otwiera się piąty utwór o krótkim sugestywnym tytule „Dying”. Zdecydowanie dłuższe od tytułu jest siarczyste riffowanie zwiastujący jeden z najlepszych utworów na płycie. Przyspieszenie zwieńczone przejmującym solem Murphyego. Tempo jeszcze bardziej podkręcone, połamana perkusja miesza, nagłe spowolnienie i włącza się przejmujący wokal Johna. Utwór kończy się mglistym wyciszeniem, przerwanym grzmotem i galopem rozpoczyna się klasyk jeszcze z czasów gdy zespół nazywał się Xecutioner czyli „Find the Arise”. Na uwagę zwracają świetnymi talerzami, perkusja stopniowo przyspiesza i do kolekcji dostajemy piękne sola, które nie są wcale za rozpędzoną perkusją. Przebudza się Tardy i znów uraczeni jesteśmy magicznym przerywnikiem z piorunem stanowiącą klamrę. Tytułowy „Cause of Death” rozpoczyna się smutnym riffem podkreślony solówką Jamesa. Panuje monumentalny klimat przerwany obłąkanym Tardym. Gdy w końcu milknie raczeni jesteśmy połamanym rytmem perkusji. Wokal jest jakby bardziej płytki, za to Murphy znów daje wyraz swojej ponadprzeciętnej formie. Utwór jest bogaty w miażdżące riffy, liczne zmiany tempa, które potęgują apokaliptyczny klimat.
Ósmy utwór „Memories Remain” zaczyna się od głębokiego wyziewu z głębi trzewi, który przytłacza wszystko dookoła. Konstrukcja utworu jest bardzo minimalistyczna ręcz ascetyczna. Grozę potęgują zamglone dzwony w tle. Wirtuozerskie solo Jamesa ozdabia i nadaje kunsztu prostej formie tworząc w najczystszej postaci magię. Album zamyka „Turned Inside Out” średnie tempo, przejście na perkusji i ucięty wrzask. Momentami perkusja jest rozbiegana a całość spina soczysta solówka. Bezlitosne riffy i narastające tempo zwalają z nóg, kolejne wyciszenie, które tym razem przerwane zostało growlem. Album kończy się dwoma świetnymi solówkami Jamesa. Tak kończy się jeden z ciekawszych albumów 1990r. Niektórzy zarzucają temu albumowi schematyczność i archaiczne brzmienie, ale przecież już takich albumów się nie nagrywa, teraz wszystko musi być wypieszczone i sterylne. Dlatego z okazji końca świata warto sobie ten album przypomnieć a jeżeli ktoś nie miał z nim nigdy styczności to jest idealna ku temu okazja.      
Jako bonus dodane są trzy utwory w wersji demo: „Infected”, „Memories Reamin” i „Chopped in Half”. Ciekawostką jest to, ze utwory te brzmią lepiej niż w wersji ostatecznej dzięki bardziej nasyconego brzmienia zarówno gitar jak i perkusji.
Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura