Każda płyta Rootwatera jest osadzona w totalnie odmiennym klimacie. Nu Metalowy debiut, Thrashowo progresywno folkowy Limbic System i w końcu Visionism z wpływami Industrialowymi. W każdym szaleństwie jest reguła. Wszystkie trzy płyty mimo skrajnych różnic posiadają wspólny mianownik, będący charakterystycznym i nie bójmy się tego słowa oryginalnym brzmieniem zespołu. Rootwater jest zespołem nastawionym na eksperymenty, muzycy są bardzo płodnymi weteranami polskiej sceny co prawdopodobnie zaszkodziło wokaliście Maciejowi Taffowi m.in. (Geisha Goner, Neolithic, Black River). W zespole dochodziło do licznych zmian personalnych np. po płycie Limbic System odszedł Przemysław Bieliński, który oprócz muzyki para się przede wszystkim tłumaczeniem książek Science Fiction, mając na kącie już kilkadziesiąt tłumaczeń.
Jak wspominałem Visionism mocno kontrastuje z organicznym folkowym Limbic System, przez który bardzo często Rootwater był porównywany do System of a Down. Zresztą te porównania zaczęły się już po debiutanckiej płycie min. za sprawą najpopularniejszego utworu w historii zespołu – „Hava Nagila”. Zwykle stronię od tego typu porównań i uważam, że nawet jeżeli słyszalne są inspiracje Ormianami to nie można odmówić Korzennejwodzie oryginalności i swojego podejścia do muzyki.
Długie Industiralne „filmowe” intro pasuje do monumentalnej okładki wprowadzając razem do zimnego antyutopijnego świata. Płynne przejście w „Venture”, który szybko atakuje słuchacza podwójną stopą i odhumanizowanym rykiem. Prosty toporny riff i zniekształcony wokal Taffa. Bardzo nowoczesne brzmienie, rapowanka przychodzi namyśl nu metalowy klimat z Under. Dużo osób zaczęło kręcić nosem, że klimat z dzikiej puszczy zastąpił klimat metropolii z niedalekiej przyszłości.
„Living in the Cage” do którego powstał ciekawy klip. Zaczyna się nowoczesnym ciężkim riffem, tempo trochę zwolniło utwór, który coś ma z Limbic System do czasu gdy włączają się industrialne „przeszkadzajki”, które potęgują niszczycielski nastrój. Bez obaw te elektroniczne wstawki są bardzo ciekawie zaakcentowane, nie zagłuszając w żadnym wypadku brzmienia instrumentów. Czysty wokal w refrenach Taffa, w tle elektronika trochę bardziej miesza by powrócić do ciężkiego riffu. Warto się wsłuchiwać bo bardzo dużo się dzieje na tej płycie. „Living in the Cage” kończy się zbyt długim wyciszeniem z szeptaną końcówką, miała być epicka a wyszło trochę miałko. Nic nie szkodzi bo czas na absorbujący, połamany, smolisty „Closer”, który również ma coś z debiutanckiej płyty. Bardzo ciekawe wolne riffy i zróżnicowane wokalizy. „Frozenthal” akustyczny wstęp przechodzący w melodeklamacje z klawiszami w tle, po chwili włącza się lekko marszowa perkusja i mocny wokal Taffa. Znów raczej wolne tempa z ciekawym, zróżnicowanym ciężarem. „Frozenthal” jest kolejnym bardzo „filmowym” utworem. W połowie charakterystycznie eksperymentuje wokalista a wtórują mu smakowite przejścia na perkusji i symfoniczne tło.
Dla kontrastu „Freedom” nareszcie przyspieszenie, wręcz punkowa motoryka skandowany wokal ciężki riff taki Rootwater lubimy najbardziej niestety całość to bardzo skondensowane 38 sekund…
Ale ni co to czas na psychodeliczny „Timeless” przebojowy jednocześnie z odpowiednim wypośrodkowanym ciężarem, świetne zabawy wokalem i aż ciary przechodzą po etniczno elektronicznej wstawce, by wrócić do bardziej standardowego rockowo osadzonego rytmu. Klimatyczna Industrialna końcówka ależ się w tym utworze dzieje.
W połowie płyty przyszedł czas na balladę jaką jest „Realize”, który zaczyna się epicko orientalnie, utwór pozostaje taki do końca z naciskiem na epickość. Album jest bardzo dobrze zrealizowany z światową produkcją. Naprawdę duże brawa dla Szymona Czecha, Marcina Kiełbaszewskiego i Krzysztofa Palczewskiego za produkcję i za to, że ogarnęli i o kiełznali tak wielowymiarową i zagęszczoną muzykę sprawiając, że każdy dźwięk jest czytelny.
No dobrze wyciszyliśmy się trochę czas się obudzić a pomogą nam w tym talerze Paula odmierzające tempo niczym metronom, zaraz po nich włącza się industrialna kakofonia i czas na zabójczy riff, jeden z najlepszych w historii tego zespołu. „Follow the Spirit” jest zróżnicowanym psychodelicznym utworem, z licznymi zmianami tempa. Strach pomyśleć jaka by była czwarta płyta tego zespołu. Wróćmy do podążania za duszą bo utwór ostro przyspiesza w konkretną młóckę przeplataną chorym klimatem. Wysoki delikatny wokal z delikatnymi klawiszami zamyka” Follow the Spirit”.
Ciężki riff „Alive” wprowadza w magiczną odrealnioną aurę, w tle wyczuwalny lekki chaos kontrastujący z harmonijnym wokalem. Bardzo progresywny utwór aż dziwne, że nie postrzega się tego albumu jak i całego zespołu w kategoriach nowoczesnego Progresywnego Metalu. Rozbudowany utwór, zróżnicowany emocjonalnie. Niby leniwy ale za to nieprzewidywalny z intrygującym basem Heinricha gdzieś w połowie i narastającym napięciem. Wyczekiwana kulminacja kończy się makabrycznymi odgłosami zakopywania żywcem.
Tytuł następnego utworu idealnie wpasowuje się w koncepcję Industrial Metalowej płyty będąc hołdem dla pewnego klasyka rodem z Chicago. „The Ministry” cóż tytuł zobowiązuje by zaatakować połamaną rytmiką niepokojącym apokaliptycznym brzmieniem, potem już sytuacja się stabilizuje, w tle słychać dziwne trzaski i noisowe(nie mylić z nosowymi) zgrzyty. Ostry wokal urywa się, równie ostry riff tnie, nagłe głuche tąpnięcie. Bardzo pokombinowany utwór, po dziwnych zabiegach wokalnych wchodzi podwójna stopa i ciekawe przejścia Paula. Wydaje się, że ta harmonia będzie trwać dłuższą chwilę ale zostaje brutalnie przerwana przez industiralowe eksperymenty jak na „Ministerstwo” przystało.
Znów orientalne, zmodulowane wejście, dewastujący riff, złowrogi klimat, wszechobecny ciężar czyli „Steiner” utwór z tych, który zrywa papę z dachu i niszczy obiekty. Przetworzony wokal Taffa, perkusyjnej kanonadzie wturują sample. Przepiękny refren z symfonicznym zacięciem, poczym wraca motoryczny riff i ten pokręcony rytm włącza się transowy samplowany werbel niby nic takiego a wymiękam. Wiem brzmi to jak pierwsza lepsza laurka ale utwór nieźle poniewiera. Przeciągnięty krzyk i zmodulowana melodeklamacja potęgują już nie apokaliptycze a postapokaliptyczne klimaty. Ostry wokal, krzyk lekko wchodzący w zawodzenie wtórujący mu kontrolowany chaos i niestety koniec.
Epicki trochę zbyt pompatyczny, symfoniczny początek „Under the Mask” ciężki, prosty walec z ciekawymi wokalizami, które momentami gubią się w ciężkim brzmieniu instrumentów. Końcówka z elektroniczno symfocznym przerywnikiem, ciekawym riffem, szatkującymi talerzami i schowaną solówką.
Ostatni utwór ma coś z gotyku, tytułowy „Visionism” rozpoczyna się przesterowanym nostalgicznym riff ,z cichym mglistym tłem. Soczyście wchodzi perkusja. Jak na razie jest klasycznie, powolnie prawie balladowo, by nabrać na wadze i trochę dołożyć do pieca. Zbyt syntetyczna agresywna elektronika trochę odstaje od sentymentalnej podniosłości utworu. Zsamplowane wokale wtórujące czystemu śpiewowi daje dziwny efekt. Album zaczoł się filmowo i tak też się kończy.
Na deser coś na ukojenie nerwów fanów Limbic System, czysto folkowo thrashowa jazda z gościnnym udziałem kozaków z Haydamaki. Utwór w porównaniu z resztą płyty brzmi wręcz eksperymentalnie i jest ciekawym zwrotem akcji po kilkudziesięciu minutach nowoczesnego grania. Dęta sekcja otwiera utwór w szybkich tempach skoczne słowiańskie tempo -nie ma to tamto to są w końcu kozaki Haydamaki. Oczywiście Taff musi eksperymentować i bawić się wokalem a ostre przyspieszenia miażdżą. „Haydamaka” to bardzo energetyczny utwór z dawką przebojowości w dobrym tego słowa znaczeniu. Idealny na poniedziałkowe poranki idealny na każde poranki żeby się dobrze obudzić i dobrze rozpocząć cokolwiek co można rozpoczynać. Pierwsza część utworu jest bardziej przebojowa a druga to już folk rodem z stepów z konkretnym wygarem w tle, sam miód i totalna jazda. Miejmy nadzieję, że to nie koniec historii, że po obecnej ciszy nastanie jeszcze Rootwaterowa burza.
Inne tematy w dziale Kultura