Ballada o Łosiu czyli przygody niesfornego kabla od gitary
Drugi dzień festiwalu również był z pod znaku deszczowej pogody. W porównaniu do dnia pierwszego pod sceną można było zauważyć odmłodzenie publiczności za sprawą bardziej nowoczesnego grania jakie prezentował Hunter. Co bardziej złośliwi zwykle mawiają że jest to „żeński” zespół za sprawą pokaźnej ilości fanek na koncertach ale tym akurat zespół się raczej nie przejmuje, wręcz przeciwnie powinni być zadowoleni. Zespół, który niedawno obchodził swoje ćwierćwiecze istnienia, które kształtowało wyjątkowość stylu muzyki którą proponują na kilku swoich płytach. Do dziś zastanawiam się nad tym co oni właściwie grają, jest ot na pewno mieszanka klasycznego heavy metalu, thrashu, progresji a nawet psychodelii do tego dochodzą polskie teksty i charyzmatyczny wokal Draka. Sam zespół określił swą muzykę jako Soul Metal.
Na uwagę zwraca sekcja rytmiczna składająca się z doświadczonych muzyków którzy przewijali się przez wiele bardzo różnych ekip polskich i nie tylko. Daray bębni w Dimmu Borgir, Vesania, znany był przez wiele lat jako ten który zastępował Docenta w Vaderze, kiedy to wszyscy dosłownie patrzyli mu na ręce a dziś bez sprzecznie jest w ekstraklasie perkusistów, czego mieliśmy próbkę pod czas koncertu Huntera. Basista Saimon również grał w Vaderze w czasach największej prosperity i dominacji ekstremalnego metalu. Gdy już wiemy co wpływa na wyjątkowość Huntera oceńmy ich występ. Pierwsze co się rzuciło w oczy to czas trwania koncertu. Pomimo bisów po niecałej godzinie mimo wszystko czuć było niedosyt. Rekompensował to set lista którą Łowca chciał upolować nie tylko niewieście serca. Dominowała przez wielu uważana za Opus Magnum zespołu Medeis oraz świetnie tematycznie ją uzupełniająca T.E.L.I. . Za plecami Daraya widniała okładka HellWood i nie zabrakło z tej płyty kilku kawałków. Zdecydowanie brakowało Jelonka który od 10 lat wzbogaca skrzypcami brzmienie Huntera. Dziwne tym bardziej, że Jelonek pochodzi z Kielc a więc miałby nie daleko.
Podobnie do koncertu TSA a może i nawet bardziej koncert był słabo nagłośniony, często gitary się gubiły przy ostrej jak brzytwa perkusji, która była na pierwszym planie. Na to akurat bardzo nie narzekałem bo była okazja wsłuchać się jak Daray miesza. Wizualnie zespół prezentował się bardzo żywiołowo Saimon z Pitem często skakali i biegali po całej scenie. Drak w swym groteskowym kapeluszu czarował gestami swych fanów tak, że bardzo profesjonalnie wybrnął w oczekiwaniu na drugą gitarę, gdy z pierwszą miał kłopoty.
Po krótkiej przerwie po ostatnim numerze zespół wyszedł na bis zaintonować początek „Life is Life” by płynnie przejść do swego repertuaru. Na koniec można było złapać pamiątkę w postaci kostki Draka i pałek Daraya Poczym lider zespołu wskoczył do fosy by uścisnąć dłonie fanom. Miły gest kończący szóstą edycję „Wielkego Ognia”. Siódma edycja za rok i jak wynika z obietnic organizatora przyszłoroczny festiwal będzie 3 dniowy. Miejmy więc tylko nadzieję że dobór zespołów będzie równie mocny.
Inne tematy w dziale Kultura