31 maja w Sosnowcu Vader godnie zakończył drugą odnogę jubileuszowej trasy po Polsce. Peter ograniczył anegdoty między utworami do minimum przez co gig był niezwykle intensywny i dynamiczny. Zaprezentowano wspaniały, choć przewidywalny przekrój twórczości od zarania aż po ostatni album Solitude in Madness (2020) - było nieludzko jak na Vader przystało, żelazna pięść Imperatora znów dokonała pogromu na skalę przemysłową.
31.05 Vader zakończył etap jubileuszowej trasy z okazji XXXX-lecia. Ostatnim przystankiem okazał się sosnowiecki Komin.
Dla mnie prawidłowością stało się, że wizytacja pancernej dywizji pod dowództwem generała Wiwczarka w Sosnowcu, równoznaczna jest z bezpardonowym sponiewieraniem pod gąsienicami zimnych demonów. Tak też było i tym razem.
Taśma amunicyjna składała się wyłącznie z vaderowego wunderwaffe ułożonego w porządku chronologicznym: od Necrolust (1989) aż po teraźniejszość - w przypadku ostatnich lat poszli na skróty ale to wybaczalne zważywszy na dominację standardów w repertuarze.
Na samym początku zaznaczę, że była to sztuka nietypowa z kilku powodów i koncert ten różnił się od sztuki w P23.
Należy odnotować gościnną obecność basisty w osobie Janusa, który zastępował nie dysponowanego Hala. Dołączając do Michała Andrzejczyka sprawił, że oto cała sekcja rytmiczna Vader składała się z załogantów wywodzących się z olsztyńskiego Insidius (zespół który funkcjonował w latach 1990-92, reaktywowany w nowym składzie został w 2010r).
W Kominie Vader zagrał bez supportu, występ poprzedziło spotkanie z fanami, gdzie można było zdobyć autografy i cyknąć foty z tym nietypowym składem. Szkoda, że był to gig bez Mausera, który uświetnił swą osobą pierwszą część trasy.
Zaczęło się od starego dobrego ścinania świętych, potem nastał czas szatańskiego gniewu - pod koniec „Wrath” trochę pokombinowali nadając mu bardziej epickiego stylu lat 80. (szkoda tylko, że Peter niepokusił się o wersję polskojęzyczną). Death thrashowe cymesy pokroju „Reborn in Flames”, „Vicious Circle” jak zawsze nadwyrężały karki. „Chaosem” zasiali ferment i powalili na kolana aby płynnie przejść w erę debiutu długogrającego - jednego z najważniejszych osiągnięć metalowej fonografii zza żelaznej kurtyny z niekwestionowanym killerem z pierwszego okresu działalności olsztyńskiej machiny zagłady „Dark Age”.
A przecież to były zaledwie przedbiegi, z pocisku na pocisk ranili co raz bardziej zajadłe i dotkliwiej. To była niepowtarzalna okazja aby w warunkach koncertowych prześledzić ewolucje jednego z najważniejszych death metalowych zespołów w historii. „Silent Empire” i „Sothis” to oczywistości, tak samo „Carnal”, tytułowy potwór z trzeciego opusu „Black to the Blind”. Litany (2000) reprezentowały kolejne żelazne punkty każdego misterium „Wings” i „Cold Demons” i to był rzeczywiście pik bezwzględnego bestialstwa - trup słał się gęsto i rzęsiście. Co nie znaczy że później było gorzej.
Po latach absencji naprawdę docenia się obecność w secie „Epitaph (for Humanity)" czy „Dark Transmission". Nawiasem mówiąc z The Beast (2004), któremu stuknęły dwie dychy w tym roku, mogli zagrać więcej, tak jak to miało miejsce w zeszłym roku, kiedy to przypomnieli sobie o albumie Revelations (2002). Na niedocenionej płycie z 2004 jest dużo dobrego mięcha, które w warunkach polowych tylko zyskuje i zasługuje na większą obecność. Miło by to urozmaiciło setlistę ze względu na nietypowe (jak na ówczesny Vader) partie solowe.
Z The Art of War (2005) zapodali „This is the War", w którym Peter postanowił pokombinować z wokalami przeciągając zawołania This is the War!! Zabieg wyszedł nad wyraz korzystnie, wojenna pieśń dodatkowo zyskała na epickości.
Po przebojowym „Helleluyah!!! (God Is Dead)" ku mojemu zdziwieniu okazało się, że niestety małymi krokami zbliżaliśmy się do końca. Brutalnie przeskoczono do 2011 rokui zagrano „Triumph of Death", po nim wybrzmiał jeszcze tylko „Shock and Awe" z jak na razie ostatniego wydawnictwa sygnowanego logiem Vader.
A można było trochę wydłużyć o kawałki z EPek Kingdom (1998) i Reign Forever World (2001) - myślę że nikt by się nie obraził na obecność takich rarytasów. Może zostawiono to na poczet przyszłych tras? Pożyjemy zobaczymy.
Peter odgrażał się, że przygotują coś w przyszłym roku z okazji 25 lecie Litany (2000) oraz doczekamy się wreszcie świeżego truchła z obecnym garowym. W planach jest koncertówka podsumowująca niniejszą trasę. Jak widać jest na co czekać choć ewidentnie pod kątem twórczym machina wojenna zwolniła jak nigdy dotąd.
Inne tematy w dziale Kultura