18.11 w katowickim P23 wystąpił Laibach, który jest w trakcie drugiej odnogi trasy Coming Race Tour - promującej ścieżkę dźwiękową do filmu Iron Sky: Inwazja (2019). Jest to w (niemal) ten sam set, po delikatnym liftingu, z którym wystąpili rok temu w Krakowie. Nawet nie tyle programowym - tym razem dla wzmocnienia przekazu, obrano go w ramy kontekstu. Przez co każda z części widowiska wynikała z siebie i dała szersze pole do bardzo gorzkiej refleksji nad wątłą kondycją ludzkości.
Postapocalypse
Pierwszą część poświęcono EPce Love is Still Alive (2023) bazującej na tytułowym hicie syntezatorowego country. Wydawnictwo to pilotowało ukazanie się z ogromnym opóźnieniem ścieżki dźwiękowej Iron Sky: Coming Race (2023) któremu niniejsza trasa jest poświęcona.
Love is Still Alive (2023) to wspaniała space opera. Nos Milana Frasa jedną dziurką wciąga ostatnie mierne wyroby disnejowskie spod znaku Gwiezdnych wojen... tak widowisko Laibach jest lepsze niż ostatnia trylogia.
Jest to zapierająca dech w piersi podróż przez mega uniwersum popkultury (m.in.: estetyka 8-bitowych gier, Pan Spock, Ziggy Stardust, Ralf Hütter, Darth Vader, SARS-CoV-2), przestrzeni kosmicznej, ludzkiego organizmu. Podzielona na osiem levelów immersyjna psychodeliczna uczta dla zmysłów: słuchu i wzroku.
Każdy z etapów reprezentowany przez inny styl muzyki elektronicznej, z podtytułem przypisanym do kolejnych ciał niebieskich naszego układu słonecznego. Całość składającym się trybutem dla XX wiecznej (nie tylko berlińskiej szkoły) elektroniki, rocka psychodelicznego, krautrocka, space rocka etc.
Początek podróży osadzony w estetyce ośmiobitowej kosmicznej strzelance, gdzie dowiadujemy się na czym stoi ludzkość a przynajmniej nasz protagonista. Szybko drugi wymiar zaczyna nas bombardować intensywnymi bodźcami świetlnymi i zasysać coraz głębiej. Podróż ta stanowi artystyczną wizję, „symulację” przekraczania kolejnych granic, wymiarów, stanów świadomości. Najbardziej mi robiła transgresywna kulminacja gdzieś w połowie podróży (gdzieś pomiędzy Neptunem a Saturnem), kiedy to przekraczaliśmy z słoweńskim kolektywem kolejne poziomy porażające wyobraźnię. Goniliśmy za czym? / do czego?: przyszłością, nadzieją, absolutem? A może podróż stanowi cel sam w sobie? Cóż innego pozostało skoro ludzkość lekką ręka przeturmanili taki wspaniały Świat?
O tym jak to w skrócie było, jest i będzie dowiadujemy się w żołnierskim skrócie część zatytułowanym dobitnie
War
Po piętnastominutowej przerwie Laibach bez pardonu atakował swym pierwotnym martial industrialowym obliczem. Uwspółcześnionymi brzmieniowo pierwocinami oraz retrogardą neoklasycznych nowalijek doń nawiązujących. To była sonicznie dosadna, brutalna orgia zniszczenia.
Dwa pierwsze utwory pochodziły z Wir Sind Das Volk (Ein Musical Aus Deutschland) (2022): „Ordnung und Disziplin (Müller versus Brecht)” oraz „Ich bin der Engel der Verzweiflung” – czyli najbardziej „nośne” utwory z wydawnictwa podsumowującego polityczny musical poświęcony Heinerowi Müllerowi - czołowemu niemieckiemu dramaturgowi. Zaczęli zatem od rozliczania niemieckiego narodowego socjalizmu. Następnie przeszli do pokrewnych brzmieniowo fragmentów z Also sprach Zarathustra (2017). Dawno tak czysto teutońsko Laibach sobie nie dokazywał.
Po marksistowskim ideowym bajaniu przyszedł czas na czyn, czyli próbie zastosowania w praktyce utopijnych wynurzeń, które w konsekwencji okazują się dystopijne - miast mleka i miodu ludzkość topi się we własnej krwi i kale.
O tym z grubsza traktuje ołowica z ostatniego długograja Sketches of the Red Districts (2023) – niemal autobiograficznym albumie w którym Laibach dowodzi dobitnie, że z powodzeniem potrafi zgrzytać na przemysłową (anty)nutę.
Na finał sonicznego znoju zostawili mistrzowskie rearanżacje liczących sobie ponad czterdzieści lat utworów: „Smrt za smrt”, „Krvava gruda - plodna zemlja” i „Ti, ki izzivaš”. Najbardziej przybijające do drzwi od stodoły, emocjonalnie brudne majstersztyki, istny kawał terroru historii rodem z ówczesnej Jugosławii. Kunsztownie odświeżone i utrwalone na potrzeby wydawnictwa Laibach Revisited (2020), które dekadę leżakowało nim zostało fanom wreszcie objawione (sic).
Repent
W powyższej wiązance granatów zabrakło jedynie żywej Miny Špiler, która nadal obecna jest jedynie wirtualnie w wizualizacji i głosie z playbacku. W tym projekcie lśni wyjątkowo jasno gwiazda uosobiona w płomiennowłosej Donnie Marinie Mårtensson, która odgrywa kluczową rolę na początku oraz na końcu występu. Po odegraniu Love is Still Alive (2023) powróciła dopiero na bis. Skoro o tym mowa Laibach bisował dwukrotnie. Tak jak w zeszłym roku w Krakowie zagrali covery: pierwszy z złotego okresu coverowego w dziejach kolektywu: EBM-owa interpretacja „Sympathy for the Devil” (tym razem Marina odpuściła sobie brzdąkanie na pudle), jeszcze ciepły, niezdezaktualizowany, pre-apokaliptyczny – po trzydziestu latach jeszcze boleśniej aktualny i co raz mniej politycznie poprawny „The Future” Leonarda Cohena. Pierwszą porcję bisów zamykał bondowski „The Coming Race”- szkoda, że przy okazji nie sięgnięto po bliźniaczy tematycznie i stylistycznie „Under the Iron Sky” albo, chociaż „B-Mashina”, które idealnie wpisałyby się w program trasy The Coming Race Tour.
Trudno w to uwierzyć, ale to się układało w logiczną całość. Kosmiczna banicja była konsekwencją totalitaryzmu ludzkości ujętej w wręcz surowe, fizyczne doświadczenie: hałas, zgiełk, tumult, chaos podkręcony drażnieniem oka sugestywnymi wizualizacjami stroboskopową opresją będącą żywym piekłem dla fotogennych epileptyków.
W końcu najbardziej przystępna i hiciarska profetyczna wizja dalszego upadku człowieka i względne poszukiwanie rozwiązania a przynajmniej krótka pauza na refleksję – czy aby nie jest już za późno…
Maybe Yes Maybe No
Droczyli się z zachwyconą publicznością.
Całokształt na pierwszy i drugi rzut oka wydawał się przytłaczająco pesymistyczny, mimo, że widziałem ten program w zeszłym roku, to tym razem nie prędko pozbyłem się splinu… Mimo, że przecież zakończyli optymistycznym akcentem w postaci najnowszego singla pt. „The Engine of Survival”, który został wykonany w ramach drugiego bisu. Tytuł bezpośrednio nawiązuje do tekstu „The Future”. Stylistycznie jest to jeden z najbardziej stonowanych, żeby nie napisać - ckliwych utworów w przepastnym katalogu Laibach. Jest to też jak na razie najbardziej wyrazisty dowód na to, że potencjał Donny konsumowany jest przez Laibach w bardzo wartościowy sposób. Sądzę, że to dopiero początek, zaledwie mały fragment większego przedsięwzięcia, który rodzi się na naszych uszach. Jeżeli moje przypuszczenia meandrują w dobrą stronę, to można się spodziewać dzieła co najmniej na miarę Spectre (2014). Fanom, nie pozostaje nic innego jak bacznie wypatrywać kolejnych nowości i wytrwać w nadziei, że ziści się przesłanie z jakim Laibach pozostawił katowicką publiczność:
Let's make Earth great again!
Ignacy J. Krzemiński
Inne tematy w dziale Kultura