Ignatius Ignatius
349
BLOG

Epitafium dla ignorantów: Vader / Sceptic - Relacja

Ignatius Ignatius Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Mój zeszłoroczny sezon koncertowy inaugurował Vader  i Vaderem go zwieńczyłem. Miało to miejsce 26.11.22 w Sosnowcu gdzie po raz XIII odbył się Metalfest. Ubiegłoroczna edycja odbyła się w Miejskim Domu Kultury „Kazimierz" - dawno mnie tam nie było, widać i słychać było, że dobrze zainwestowano środki w remont obiektu. 

Post Profession

Na wydarzenie przybyłem tak, aby na spokojnie przygotować się do występu lokalnego thrashowego Post Profession, któremu za niedługo stuknie dwudziestolecie (sic).

Mamy intro? Nie mamy?...

Nie mieli... ale to niewielka strata, od razu przystąpili do ataku tłustymi, mięsistymi riffami. Optymalne nagłośnienie, odpowiednia gra świateł i subtelny element scenografii nawiązujący do okładki drugiego albumu: Frozen Feelings (2014) w spójny sposób budowały atmosferę. Wszystko to rzecz jasna stanowiło tło dla tego co Post Profession przygotował tego wieczora.

Nie od dziś wiem, że scenicznym zwierzęciem kradnącym show jest wokalista Grzegorz Bodzioch, który lubi bawić się swoim głosem: zaczynając od rasowego thrashowego zaszczeku, przez klimatyczne deklamacje (gniewne i zrezygnowane) aż po gardłowy wyziew - ten ostatni sposób artykulacji stanowi w twórczości sosnowiczan wzmacniający przekaz ozdobnik. Również wioślarze: Miłosz Płachciński wraz z Maciejem Narskim pokazali się od najlepszej strony rzeźbiąc solidne riffy i szastając zdobnymi partiami solowymi. Technicznie ale z duszą i kompletem pazurów.

Od momentu wydania albumu Głosy (2019) sosnowiecka załoga wykonuje dwujęzyczny repertuar. Mimo wszystko nie burzy to spójności występu a wręcz przeciwnie stanowi to urozmaicenie.

Za każdym razem jak słucham na żywo utworu „Anioł" to przechodzą mnie ciary. Jest to najbardziej przejmujący moment każdego występu Post Profession i tak było tym razem. Zespół potrafi zadbać o zróżnicowaną dynamikę, nawet przy oszczędniejszej strukturze nie jest to puste granie. 

Warto wspomnieć o kuriozalnych reakcjach ochrony niekumającej specyfiki koncertu metalowego zespołu. Było dwóch typów, przedstawicieli starej gwardii, którzy w osamotnieniu postanowili moshować pod sceną. Samo w sobie był to widok komiczny - wszyscy siedzą grzecznie na krzesełkach, a oni się tarzają pod sceną, każdy taki przejaw aktywności alarmował jednego bądź drugiego ochroniarza, którzy przystępowali do bezskutecznej próby okiełznania dobrze bawiącego się słuchacza. 

Bardzo dobre wrażenie sprawił również kawałek „Zdrajca na szafot" długo rozkręcający, co raz bardziej intensywny, od strony lirycznej mający coś z „poetyki" polskiego metalu lat 80. Pojechane dysonansowe szczytowanie stanowiło srogą kulminację - i tu stwierdzić muszę, że było kapkę za głośno. 

Nie czekaj

Weź głęboki oddech

Rozkrusz lód

Chodź

Zwłaszcza w drugiej części występu mocno reprezentowany był materiał z drugiej płyty: „Never Let Me Down Again" z ciągnącym się świdrującym solem, zacnym tempem i drugą połową utrzymaną w smutnych tonach. Nie zabrakło tytułowego „Frozen Feelings" z ciekawym polskojęzycznym wtrętem - niejako zapowiedzią w pełni polskojęzycznego albumu.

Na bis zostawili same cymesy: „Nateo" z kolejnym do kolekcji mocarnym solem i ultraciężkim mruczącym basem Piotra Czernika. 

Całość występu Post Profession zakończył istym  „Tsunami", literalnie porywający jak całokształt. Widziałem dotychczas Post Profession dwa razy ale dopiero tym razem (może dzięki potężnemu nagłośnieniu) dostrzegłem potencjał jaki zespół ma w zanadrzu. 

Mimo nadużywanych świebodzińskich gestów wokalisty stwierdzam, że warto zainteresować się tym zespołem. To dobra opcja dla poszukiwaczy nowoczesnego, nieprzekombinowanego technicznie, za to skażonego progresją thrashu. Dali z siebie wszystko, bardzo ładnie się pożegnali, transowym jam session, z pożegnalnym przedstawieniem składu i laurką w postaci słów,

Sosnowiec! jesteście cudni w tym roku!

A, że było to w 2022 roku to życzę Sosnowcowi aby i w roku 2023 byli równie cudni. 

Sceptic 

Dobrze rozgrzany przez Post Profession oczekiwałem na jeden z najbardziej emocjonalnych koncertów 2022 roku a może i ostatnich lat? Sceptic - ile ja się naczekałem na koncert naszych death metalowych techników. Totalnie sentymentalny odlot zgotowali krakowscy weterani technicznego death metalu przez ogromne T. Dowodzony przez wspaniałego gitarmistrza Jacka Hiro, który ostatnie lata spędził m.in. współpracując z Romanem Kostrzewskim czego ukoronowaniem był album Popiór (2019), który musiał pognębić Luczyka dowodząc że w katowskiej sztuce pogrąża się w kompromitacji. Jacka Hiro na żywo słuchałem ostatni raz gdzieś w okolicach 2007 roku kiedy to grywał w Virgin Snatch. Międzyczasie pracował nad nowym albumem i w końcu po siedemnastu latach ukazał się nowy album Nailed to Ignorance (2022) z Marcinem Urbasiem na wokalu (tak, tak to ten utytułowany lekkoatleta).

Podobnie jak gwiazda wieczoru, również Sceptic miał okazję celebrowania XXlecia swojej płyty. Mowa o trzecim albumie pt. Unbeliver Script (2003) - nie jest to ich najlepszy krążek ale darzę go największym sentymentem. Ehh to były czasy Matrix Reaktywacja (2003) w kinach, polski death i black metal dystrybuowany jako „dodatek" do czasopisma Thrash'em All... Dwóch niezmordowanych, wspomnianych wyżej leciwych mosherów - nadal uspokajanych przez szczyli-ochroniarzy (świat nie widział) najlepiej pamiętają te czasy.

Zaczęło się... akustyczne ciepłe dźwięki intro przełamane zostały połamanymi, pojechanymi wygibasami na basie Pawła Kolasa. Marcin wokalnie jak dwie dekady temu a Hiro niezmiennie herosem gitary jest. Ostatnio narzekam na zbyt wysuniętą perkusję na gigach tak tym razem zestaw Koguta był ciutkę za cicho (brzmienie stopy przytłumione), ustępując pola reszcie zacnego akompaniamentu. Zwłaszcza basowa maestria dzięki temu kwitła obfitością.

Jak wyżej wspomniałem Sceptic niedawno wydał swój piąty album. Nagrany przez muzyków, którzy przewijali się w różnych dotychczasowych konfiguracjach, współtworzących niespełna trzydziestoletnią historię zespołu.

Zespół porwał publiczność na bieg przez całokształt dyskografii. Nowości przeplatane były wspaniałymi, technicznymi perłami jak „Ancient Portal" z Pathetic Being (2001) czy szorstko rozedrgany tytułowy kawałek z czwartego długograja - przypomnę, że Internal Complexity (2005) został nagrany w dwóch wersjach: przez Marcina Urbasia jak i Werę z Totem - ostatecznie kanoniczną wersją została ta z Werą a materiał nagrany przez Marcina został dołączony jako dodatek. Dlatego możliwość posłuchania na żywca utworu „Internal Complexity" zaśpiewanego przez Marcina stanowiło bardzo miłą niespodziankę. Z ciepłego jeszcze płyciwa zapodano „Wolf as a Shepard", melodyjna, rytmiczna, powoli rozkręcająca się - i co najważniejsze, na poziomie urbasiowej ery kompozycja. Stary dobry Sceptic w nowym wydaniu z zdobną ekstatyczną solówką Jacka Hiro. Ucieszył mnie niezmiernie „Unbeliver Script" z infekującą niczym złośliwe oprogramowanie, mechaniką partii gitarowych. Nim zapodano coś świeżego, z dwójki odpalili karkołomny „Incapable Rulers" - kolejny instrumentalny popis z szczytowego okresu działalności zespołu. 

Words you spit out can kill - weapon of your choice, your will

Z ubiegłorocznego wydawnictwa szyli kawałkiem „Wordbow", traktujący o słowach, które nie tylko mogą ranić ale i nawet zabić. To motoryczny, poukładany utwór do momentu, gdy nagle nie rozgorzała gmatwanina basowych fluktuacji i świdrujących gitarowych meandrów.

Niemalże na sam koniec wykopali z debiutu zacną skamielinę zatytułowaną „Interior of Life" oraz „Illusion Possessor" z trzeciego albumu, oba porywające pirotechniką partii solowych zarówno basisty jak i gitarzysty. Tu ciekawostka wokalista uświadomił (chyba nie tylko mnie), że poprawnie nazwę zespołu wymawia się skeptic... cóż dla mnie i tak to już zawsze będzie Sceptic... 

Dzięki akustycznemu potencjałowi MDK krakowscy wirtuozi death metalu zabrzmieli przecudownie. Wszystko brzmiało selektywne i potężnie. Nikt nie wchodził sobie w paradę, nikt nikogo nie zagłuszał, można było rozkoszować się mnogością dźwięków zarówno tych intensywnych jak i subtelnych. W porównaniu do tego jak skrzywdzono At the Gates w Katowicach, można mówić o wręcz wzorcowym brzmieniu. 

Mimo wszystko większość publiczności przeżyła ten występ na siedząco - co dziwiło sam zespół ale chyba pogodzili się, że to przez główną determinantę jakim było miejsce.

Po koncercie można było zamienić słowo i strzelić sobie zdjęcie z Marcinem Urbasiem. Na moje słowa, że czekałem na ten koncert szesnaście lat - wokalista Sceptic skwitował, że czekał dwadzieścia...

Jak już na wstępie napisałem tegoroczne koncertowe wojaże zacząłem i skończyłem Vaderem, to bardzo mocna i symboliczna klamra tego wyjątkowego dla mnie roku.

Vader

Wielokrotnie to już podkreślałem, od dłuższego czasu Vader dba o odświeżenie i urozmaicanie własnego repertuaru. Bawiąc się w trasy tematyczne, związane z wznowieniami lub coraz zacniejszymi jubileuszami. Revelation of the Wicked Tour która odbywa się na przełomie roku 2022/23 to ponoć ostatnie koncerty przed dłuższą przerwą - tj. do wakacji bieżącego roku.

Głównym jej smaczkiem są dawno lub nawet nigdy nie grane utwory z już trochę zapomnianej płyty Revelations (2002) - ostatnia długogrającą z Docentem na perkusji.

Ostatnio zwyczajowo tuż przed pojawieniem się zespołu na scenie puszczane jest Ace of Spades. Tuż po nim odpalono niczym przed trzydziestoma laty fragmentem Macbeth (1989) Laibach. Kiedy to na dobre rozkręcało się nasze death metalowe dobro narodowe.

Z tego okresu na dzień dobry poszły „Dark Age", „Vicious Circle" -  czterej pancerni nie mają litości dla kręgów szyjnych fanów, którzy wreszcie ośmielili się zapełnić niewielką przestrzeń, pod pozbawioną barierek sceną (miało to plusy i minusy). „Chaos" i „Crucfied Ones" też siało sromotne spustoszenie. Tak oto literalnie odbębnili trzydychy debiutu z którego zagrali jeszcze niezbyt często grany „Demon's Wind" (a dziwne bo te pierwotne riffy nigdy się nie znudzą).

Główną atrakcją były jednak kawałki z wspomnianego Revelations (2002) albumu o zupełnie innej strukturze gitarowej niż Litany (2000) - Nigdy później Vader nie brzmiał tak specyficznie jak na objawieniach. Niech ktoś jeszcze raz stwierdzi, że Vader gra na jedno kopyto. Pamiętam, że początkowo album mi nie przypadł od razu do gustu (zwłaszcza po tak nieprzyzwoicie intensywnej poprzedniczce. Jednak ostatecznie przetrzymał próbę czasu i uważam go wraz z suplementem w postaci EPką Blood (2003) za jeden z bardziej interesujących momentów całym dorobku. 

Will go on

To eternal death

Of the human world

Obok ogrywanych (stosunkowo dawno) „Epitaph (for Humanity)" I apokaliptycznego smolistego walca - quasi tytułowego „Revelation of Black Moses" (jeden z nielicznych, wolniejszych utworów w arsenale olsztynian) i dlatego warto było móc posłuchać na żywca takich rarytasów jak m.in. „Wolftribe", „Whisper", „When the Darkness Call". Ciekawostka odnośnie tego drugiego - na płycie gościnnie wystąpił Nergal, który wówczas jeszcze był na etapie wspinania się z Behemoth na szczyty swojej kariery.

Aż trudno w to uwierzyć ale część prezentowanych na trasie „objawionych" utworów nigdy dotąd nie była grana. Szkoda tylko, że nie pokusili się o odegranie albumu w całości ale i tak w secie roiło się od cymesów od których puchły fanowskie serca.

Więcej wojny !

Od czasu poprzedniej trasy utrzymał się (i słusznie) „What Colour is Your Blood?", w którym cudnie mieszał perkusista Michał Andrzejczyk. Pałker zgrał się z resztą ekipy to dobry prognostyk zwłaszcza, że to był dla niego intensywny rok. Nic tylko wypatrywać wieści na temat nowego materiału.

Mam nadzieję, że wkrótce Vader weźmie na tapetę również materiały z lat 2004-2009, bo tam też jest przecież wiele mocnego a dawno niegranego vaderowego hałasu, który dobrze wspominam. 

Z ostatnich płyt przewinął się smaczek w postaci „Hexenkessel", który również okazał się ożywczym podmuchem.  Wśród nostalgicznych odsłon przypomina, że poziom współczesnego Vadera jest na stabilnym poziomie. Nie zabrakło reprezentanta z ostatniego długograja w postaci „Shock and Awe".

Zwyczajowo, wręcz już spodziewaną „Wyrocznią" oddano hołd Romanowi Kostrzewskiemu - jak zawsze godnie przyjęty z mocnym zaangażowaniem ze strony publiczności.

Z swojego wszechmocnego cekhauzu Vader wydobywał również zasłużone sztandary w postaci „Silent Empire", „Sothis" oraz rzecz jasna broń masowego rażenia jak „Carnal", „Wings" którymi unicestwili to co jeszcze zdołało przejawiać oznaki życia po hekatombie jaką zgotował.

Warunki pod sceną były specyficzne ale pozwalały do woli się w miarę bezkontuzyjnie wyżyć w takt vaderowej machiny wojennej, skomasowany atak wirów uczciwie miotał ludźmi pod sceną. Zespół, zwłaszcza Peter był trochę skonsternowany warunkami w jakich przyszło mu występować, mimo wszystko, profesjonalnie robili swoje. Odnoszę wrażenie, że Generał odpuścił kilka pogadanek. Mnie to nie przeszkadzało, przynajmniej nie wytracali niepotrzebnie tempa, a przy tak korzystnych warunkach akustycznych soniczny pogrom był bezbłędnie bezwzględny.

Rok 2022 dla autora był krzepiący, nasyciłem się dobrymi sztukami - samego Vadera widziałem cztery razy: 

Wyszeptane objawienie...

Bez sprzeniewierzenia

Krew lata

Mam nadzieję, że obecny rok będzie równie obfity i da mi wiele okazji do podzielenia się z czytelnikami swoimi wrażeniami. 

Kończąc podzielę się smutną informacją, w dniu dzisiejszym odszedł Zbigniew Wróblewski, który razem z Peterem czterdzieści lat temu powołali do życia zespół Vader. Cześć jego pamięci[*]

Ignacy J. Krzemiński

Zobacz galerię zdjęć:

Post Profession
Post Profession
Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura