dr Sławomir Cenckiewicz
w rozmowie
z Pawłem Chojeckim
Paweł Chojecki: Jedną z głównych tez Pana najnowszej książki „Długie ramię Moskwy” jest brak profesjonalizmu wywiadu wojskowego PRL (poprzednika WSI). Jak zatem wytłumaczyć istnienie tej służby aż do 2006 r., podczas gdy służby cywilne (SB) rozwiązano już w maju 1990 roku? Jak wytłumaczyć ogromne wpływy służb wojskowych w gospodarce i polityce III RP oraz bezradność nowych służb wolnej Polski w zwalczaniu tych wpływów?
Sławomir Cenckiewicz:Nie ma w tym sprzeczności, a nawet można powiedzieć, że istnieje ścisły związek pomiędzy owym brakiem profesjonalizmu tzw. aparatu zagranicznego wojskowych służb wywiadowczych a siłą tajnych służb wojskowych w ostatniej dekadzie PRL i w III RP. Geneza tego stanu rzeczy tkwi w wydarzeniach z 1981 r., kiedy do władzy doszła ekipa Jaruzelskiego. Rozpoczął się wówczas proces zwany kolonizacją państwa przez ludzi wojska. Paradoksalnie sprzyjał temu kryzys finansowy i faktyczne bankructwo PRL, która upadała pod ciężarem długów i niemożności obsługi nawet rocznych odsetek od zaciągniętych w latach 70. kredytów. Kryzys ten rzutował również na armię. Ludzie wywiadu tłumaczyli swoje niepowodzenia m. in. brakiem środków. Jaruzelski dał więc wyraźny sygnał swoim podopiecznym z wywiadu wojskowego: musicie sami zacząć finansować swoją działalność operacyjną. W ten sposób uruchomiony został proces lokowania ludzi tajnych służb LWP w instytucjach finansowych państwa (banki, centrale handlu zagranicznego, ministerstwa itd.), których kontrola w drugiej połowie lat 80. stała się podstawą transformacji kapitałowej polegającej na transferze państwowego kapitału do rąk prywatnych. Stawką transformacji politycznej w wymiarze wojskowym była ochrona tych wszystkich patologii z końca lat 80. Stąd też ludzie wojska robili wszystko, by do armii nie zawitał duch prawdziwej reformy opierającej się na idei zerwania z LWP. Zgodnie z duchem czasu postanowiono pozbyć się skompromitowanych w PRL szyldów Zarządu II i WSW. Mało tego, doszło do konsolidacji służb wojskowych – połączono służby wywiadowcze i kontrwywiadowcze w jedną strukturę – Zarząd II Wywiadu i Kontrwywiadu Sztabu Generalnego WP. Nie przeprowadzono choćby tak płytkiej weryfikacji kadr wojskowych, jaką zrobił w tym czasie Urząd Ochrony Państwa. Brak weryfikacji oficerów umożliwiał utrzymanie w rożnych instytucjach państwowych sieci oficerów i współpracowników służb wojskowych, a także gwarantował bezpieczeństwo archiwów Zarządu II i WSW. Dzięki połączeniu potencjałów kontrwywiadu i wywiadu wojskowego sieć osobowych źródeł informacji WSI ulokowanych w urzędach centralnych i administracji publicznej, organizacjach społeczno-politycznych, na uczelniach, w mediach, bankach, firmach prywatnych, spółkach i przedsiębiorstwach państwowych liczyła w 1990 r. prawie 2500 osób. Kontynuując tradycje Zarządu II Sztabu Generalnego, wywiad (i kontrwywiad) WSI koncentrował się na zagadnieniach politycznych, biznesowych i medialnych. Taki stan rzeczy przetrwał aż do 2006 r., kiedy dzięki determinacji prezydenta Kaczyńskiego zlikwidowano WSI, a ich żołnierze poddani zostali weryfikacji.
Twierdzi Pan, że Wojciech Jaruzelski do dziś kontroluje dawną kadrę LWP i jego wywiadu wojskowego. W pisaniu książki korzystał Pan z pomocy pułkownika Mirosława Wojciechowskiego. Wyraził Pan przekonanie, że i on musiał mieć zgodę Jaruzelskiego na kontakty z Panem. Jaki więc interes mógł mieć Jaruzelski w powstaniu Pana książki?
Jaruzelski nie miał żadnego interesu w powstaniu „Długiego ramienia Moskwy”. Od jakiegoś czasu hołduje on jednak zasadzie, że lepiej spotykać się z historykami i próbować na nich jakoś wpływać, by odmalowany przez nich obraz PRL nie był aż tak niekorzystny. Dlatego namawiał swoich kolegów do kontaktu ze mną. Z tego, co jest mi wiadomo, niemal całe środowisko wojskowych tajnych służb wyrosłe z PRL jest poważnie zaniepokojone moją książką. Po raz pierwszy bowiem na podstawie dokumentów zostały opisane ich zbrodnie, przestępstwa, służba i lojalność Moskwie oraz brak profesjonalizmu. Stąd też nie ma z tej strony jakiejkolwiek chęci do polemiki. Zapadła grobowa cisza, jeśli nie liczyć drobnych uszczypliwości na stronie internetowej „Sowy” – portalu byłych żołnierzy WSI. Jeśli zaś idzie o płk. Wojciechowskiego, to cenię sobie kontakty z nim. Trzeba pamiętać o hermetyczności tego środowiska. Spotkania z Wojciechowskim były okazją do poznania mentalności ludzi wywiadu wojskowego PRL i kuchni tajnych służb. W pracy historyka jest to niezwykle ważne.
W swojej książce obala Pan mit domniemanego patriotyzmu kadry LWP i jej wyższości nad MO i SB. Stawia Pan tezę, że to właśnie LWP było głównym gwarantem zabezpieczenia interesów sowieckich w PRL. Jak w tym kontekście ocenia Pan Wojsko Polskie III RP powstałe na bazie kadry LWP?
Moja ocena jest jednoznacznie negatywna, zwłaszcza jeśli chodzi o służby wojskowe. Proszę pamiętać, że na dziewięciu szefów WSI (1991-2006) aż pięciu wywodziło się z wywiadu wojskowego PRL: kadm. Czesław Wawrzyniak (1991-1992), gen. Bolesław Izydorczyk (1992-1994), gen. Konstanty Malejczyk (1994-1996), kadm. Kazimierz Głowacki (1996-1997) i gen. Marek Dukaczewski (2001-2004 i 2004-2005). W ciągu 15 lat działalności WSI przez prawie 9,5 roku rządzili nimi oficerowie byłego Zarządu II. Spośród nich trzech przeszkolonych zostało w Związku Sowieckim (Izydorczyk, Głowacki i Dukaczewski). Z pozostałych szefów WSI na Akademii Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRS w latach 1978-1980 studiował gen. Marian Sobolewski. Analogiczne studia, przeszkolenia i kursy (KGB i GRU) w Związku Sowieckim i innych zaprzyjaźnionych z PRL państwach ukończyło blisko 300 żołnierzy WSI, z których wielu stanowiło kadrę kierowniczą służb wojskowych wolnej Polski w latach 1991-2006. To swego rodzaju paradoks, że szefami i pracownikami wojskowej służby wywiadu i kontrwywiadu wolnej Polski mogli zostać kadrowi pracownicy Zarządu II Sztabu Generalnego i WSW – instytucji, które ustawa o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu z 1998 r. piętnuje, uznając je za „organy bezpieczeństwa państwa” komunistycznego. Sowieckibackground kadry WSI odcisnął trwałe piętno na funkcjonowaniu służb wojskowych. Miał też znaczenie dla wiarygodności Polski wobec zachodnich sojuszników, bo przecież absolwenci szkół sowieckich, którzy objęli najważniejsze funkcje w Wojsku Polskim po 1990 r., mieli wprowadzić polską armię do NATO. Wykorzystując dawne relacje z kadrą LWP, na początku lat 90. Rosjanie mieli zintensyfikować działania operacyjne, których celem było rozpoznanie korpusu oficerskiego Wojska Polskiego, działalności wojskowych służb specjalnych i procesu integracji polskiej armii z NATO. Z analizy kontrwywiadowczej prowadzonej przez WSI w drugiej połowie lat 90. (m.in. sprawa krypt. „Gwiazda”) wynika, że istotne znaczenie w tych działaniach odgrywała m.in. wiedza o polskich oficerach kształcących się w przeszłości w ZSRS. Stali się oni naturalną bazą typowniczo-werbunkową dla GRU. Siłą rzeczy nie wiemy, jak duży był/jest stopień penetracji rosyjskiej w armii polskiej. Istnieją pewne tropy i informacje – również przytoczone przeze mnie w książce – które wskazują na poważne sukcesy wywiadu Federacji Rosyjskiej. I rzecz niezwykle istotna dla oceny naszej armii – jej kontrwywiad nie był w stanie obronić się przez penetracją rosyjską.
Służby PRL były odbiciem służb sowieckich. W pewnym uproszczeniu SB była odpowiednikiem sowieckiej służby cywilnej (KGB), a WSW reprezentowała w Polsce interesy GRU (sowieckiej służby wojskowej). Pierestrojka była związana z uzyskaniem przez GRU przewagi nad KGB (w Polsce stało się podobnie – SB rozwiązano, a WSW urosło w siłę). W ostatnich latach kilku generałów GRU popełniło dziwne samobójstwa, a władzę w Rosji dzierży pułkownik KGB. Czy odbudową pozycji KGB nie należy tłumaczyć zaostrzenia polityki rosyjskiej oraz dopuszczenia do likwidacji WSI w Polsce?
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że likwidacja WSI w poważnym stopniu nadwyrężyła wpływy rosyjskie w Polsce. Po siedemnastu latach budowania demokratycznej Polski rozmontowano wreszcie postsowiecką redutę zlokalizowaną w najdalej na wschód położonym kraju zachodniej części Europy. Z tym również należy łączyć tę niebywałą nienawiść do prezydenta Kaczyńskiego, zarówno w kraju, jak i na arenie międzynarodowej.
Prof. Andrzej Zybertowicz bardzo krytycznie odniósł się do tezy od lat lansowanej przez red. Stanisława Michalkiewicza o wszechpotężnym znaczeniu razwiedki: „publicystycz-ne teorie red. Michalkiewicza są (…) generalnie szkodliwe. Są empirycznie nadmiarowe (…). Spójność działania razwiedki, o której on mówi, jest wysoce nieprawdopodobna. Z punktu widzenia społecznego ta teoria jest dość szkodliwa, bo ugruntowuje postawę defetyzmu – bo skoro służby wszystko kontrolują, to nie ma sensu żadne obywatelskie, podmiotowe działanie.” Jak w świetle swoich badań nad razwiedką oceniłby Pan ten problem?
Podzielam w tym względzie opinię prof. Zybertowicza. Uważam, że polscy patrioci zbyt często i niepotrzebnie ulegają defetyzmowi, który podpowiada im domknięte i całościowe modele trwałej degradacji polskości i upadku Polski. Właśnie moja książka o służbach wojskowych pokazuje, że ludzie „razwiedki”, choć groźni, powiązani linkami z Moskwą i spekulacyjnym kapitałem, są jednak też słabi, popełniają błędy i można ich pokonać. Najważniejsze jest jednak odzyskanie państwa, a więc skutecznych narzędzi broniących Polskę przed „razwiedką”.
Swoją karierę publicystyczną rozpoczął Pan w latach 90. jako redaktor naczelny dwumiesięcznika "Zawsze wierni" wydawanego przez Bractwo Świętego Piusa X. Jak dzisiaj zapatruje się Pan na potrzebę budowania w Polsce wielonurtowego, także ideologicznie czy religijnie, obozu patriotycznego?
Polska, polskość i państwo to byty i wartości wykraczające poza sferę religijną. I choć uważam, że trwałym komponentem i fundamentem polskości jest rzymski katolicyzm, to jednak budowa państwa, postaw obywatelskich i archipelagu polskości, a także obrona podstaw cywilizacji łacińskiej przed licznymi zagrożeniami wymaga konsolidacji wszystkich, bez względu na wyznawaną konfesję czy przywiązanie do tradycji politycznej.
Tekst pochodzi z miesięcznika "idź POD PRĄD" nr 2, 2012 - tu jeszcze kupisz - w poniedziałek w kioskach nowy numer (cena 3 zł).
kontakt email: knp@knp.lublin.pl
Trzymasz w ręku gazetę niezwykłą. Już sam tytuł "idź POD PRĄD" sugeruje, że na naszych łamach spotkasz się z poglądami stojącymi w konflikcie z powszechnie lansowanymi opiniami. Najważniejsze jest jednak to, że pragniemy opisywać rzeczywistość nie z perspektywy teologii, dogmatów czy zmiennych nauk kościołów, lecz w oparciu o Słowo Boga, Biblię. Co więcej, uważamy, że Bóg wyposażył Cię we wszystko, abyś samodzielnie mógł ocenić, czy nasze wnioski rzeczywiście z niej wypływają. Bóg nie skierował Pisma Świętego do kasty kapłanów czy profesorów teologii. On napisał je jako list skierowany bezpośrednio do Ciebie! Od wielu lat w naszej Ojczyźnie pojęcia: chrześcijanin, chrześcijański mocno się zdyskredytowały. Stało się tak głównie "dzięki" zastępom faryzeuszy religijnych ochoczo określających się tymi wielce zobowiązującymi tytułami. Naszą ambicją jest przyczynienie się do tego, by słowo chrześcijanin - czyli "należący do Chrystusa" - odzyskało w Polsce należny mu blask!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka