Komisja ds. Amber Gold jest jednym z politycznych narzędzi specjalnych, jakie PiS uruchomił w celu eksponowania prawdziwych i rzekomych przewinień polityków PO w trakcie ośmioletnich rządów tej formacji.
Jej sukcesy są tym bardziej pożądane, że całe szumnie zapowiadane w tzw. audycie rozliczenie platformerskich zbrodni okazało się zwykłą hucpą. A PiSowskie pelikany, choć przyzwyczajone do łykania największych ściem, jednak najchętniej zanurzyłyby dzioby w krwi znienawidzonych platfusów. A tu lipa, po audycie został tylko kac, większość ministerstw nie sformułowało nawet przez prawie 3 lata ani jednego formalnego zawiadomienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Przed całkowitą utratą twarzy i wiarygodności pisowskich zarzutów (co mogłoby obudzić pewne wątpliwości nawet w zagorzałych pelikanach) mogą w tym przypadku uratować tylko komisje śledcze. Te partyjne organy prowadzone przez inkwizytorów “dobrej zmiany” mają jedno zadanie - skazać i zniszczyć politycznego przeciwnika.
Przesłuchanie przez komisję Amber Gold samego szefa wszystkich szefów, znienawidzonego i budzącego trwogę w najwyższych pisowskich kręgach Donalda Tuska - jest największą szansą na realizację celu. A dla Małgorzaty Wassermann osobistym wyzwaniem najwyższego kalibru. I jedną z kluczowych zagrywek obozu władzy mających pomóc w trudnej kampani samorządowej. Dlatego przewodnicząca komisji wyznaczyła trzy terminy, wszystkie w najgorętszym czasie kampanii wyborczej - to ma być festiwal krzyżowania Tuska najrozmaitszymi insynuacjami i półprawdami, tak żeby do opinii publicznej przedostało się mnóstwo “wrzutek” medialnych, bez możliwości ich dokładnej weryfikacji w krótkim czasie. To bardzo czytelny zabieg polityczny, może się udać pod warunkiem, że nie zdarzy się jedna z możliwości:
a. Tusk zrobi zręczny unik i z sympatycznym (lub jak wolą inni wilczym) uśmiechem wymówi się obowiązkami przewodniczącego RE i zaproponuje termin zaraz po wyborach.
b. Tusk podejmie rękawicę i pójdzie na konfrontację wychodząc z niej zwycięsko - to może paradoksalnie zwiększyć mobilizację elektoratu PO.
Gra toczy się o wysoką stawkę, dlatego widoczna jest pewna nerwowość uchodzącej za opanowaną Małgorzaty Wasserman. Przykładem może być jej ostatni wywiad dla Rzeczpospolitej, w której nawet nie próbując udawać bezstronności mówi:
“Pewnie znowu zrobi ze swojego przyjazdu show, będzie odprowadzany przez kolegów i ponownie ubierze się w szaty męczennika. Ja w szopce Donalda Tuska nie zamierzam uczestniczyć.”
W każdej szanującej się komisji śledczej będącej organem państwa za takie słowa przewodnicząca powinna podać się do dymisji. Nie jest to tylko kwestia elementarnej przyzwoitości, ale prawa. Ustawa o komisji śledczej mówi bowiem:
Poseł nie może wchodzić w skład komisji, jeżeli:
1) sprawa dotyczy go bezpośrednio;
2) brał albo bierze udział, występując w jakiejkolwiek roli procesowej, w sprawie przed organem władzy publicznej w sytuacji, o której mowa w art. 8 ust. 1;
3) istnieje, inna niż wymienione w pkt 1 i 2, okoliczność, która mogłaby wywołać uzasadnioną wątpliwość co do jego bezstronności w danej sprawie.
Art. 5.
1. Członek komisji zostaje wyłączony z jej składu osobowego, jeżeli zachodzi wobec niego okoliczność, o której mowa w art. 4.
Pozostaje tylko zadać retoryczne pytanie - czy poseł Małgorzata Wassermann wypowiadając się w taki sposób o świadku, którego ma przesłuchać w danej sprawie, jest bezstronna?
Ze smutkiem - etyka i uczciwość uległy erozji pod wpływem najstarszego zawodu świata: politycznej prostytucji.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka