Jako mam nadzieję pierwszy etap reanimacji bloga wrzucam mój ostatni felieton z Gazety Świętojańskiej:
Oczywiście nie będzie to wbrew pozorom felieton o wędkarstwie tylko o spinningu politycznym. Autor akurat pisze nie ochłonąwszy jeszcze z emocji amerykańskiego superwtorku, kiedy to w ponad dwudziestu stanach USA wybierano kandydatów na kandydatów na prezydenta z ramienia dwóch wiodących partii. W ogóle trwająca już od ponad roku kampania przed wyborami prezydenckimi w 2008 jest wyjątkowo ciekawa i można z niej się wiele nauczyć o metodach uprawiania polityki w najbardziej rozwiniętej demokracji na świecie. A jedną z bardziej zaawansowanych metod jest wzmiankowane spinningowanie (spinowanie?). Wbrew pozorom obecne również na naszej gdyńskiej lokalnej scenie politycznej.
Spinning, gdyby chcieć pokusić się o maksymalnie prostą interpretację to sztuka nadawania interpretacji. Dawniej propaganda po prostu kłamała, ale tego rodzaju techniki mają zazwyczaj krótkie nogi. Ograniczoną skuteczność kłamstwa mogliśmy obserwować w państwach totalitarnych – a co dopiero mówić o sytuacji wolności słowa i wolnego rynku mediów. Nie bez kozery mówi się że jednym z najlepszych sposobów wygrania wyborów jest przyłapać konkurenta na dowolnym kłamstwie a potem w kółko do tego wracać. Co pozostaje? Ano spinning czyli przyznanie istnienia faktów, ale przy nadaniu im korzystnego dla nas wydźwięku w odbiorze społecznym, korzystnej dla nas interpretacji.
Jeżeli więc na przykład mamy w budżecie dziurę 1 miliarda nie możemy mówić, że budżet jest bez deficytu. Fakt jest faktem – wydatki są wyższe od dochodów o miliard. Ten fakt można jednak ludziom przekazać w bardzo różny sposób: 1.„Ogromna dziura w budżecie – brakuje 1 miliarda. Ekonomiści przewidują tragiczne skutki dla gospodarki”. 2.„Więcej środków na inwestycje i cele społeczne w budżecie – udało się je pozyskać dzięki nowoczesnym metodom finansowania takim jak emisja obligacji”. Obydwa zdania opisują dokładnie taką samą sytuację i taki sam budżet – ale jakże różny będzie ich wpływ na poparcie dla władzy. Istotą spinningu jest właśnie świadome wpływanie na to, żeby dominujące w przekazie były komunikaty takie jak w powyżej przytoczonym punkcie drugim.
Dobra, dość części teoretycznej, przejdźmy na nasze lokalne podwórko. Bowiem właśnie na ostatniej sesji mieliśmy do czynienia z klasycznym przykładem wojny spinningowej. Grupa radnych opozycji wystosowała mianowicie list otwarty protestując przeciwko wydawaniu publicznych pieniędzy na reklamy prasowe, jakie ukazały się z początkiem bieżącego roku. Reklamy były wystylizowane na kartkę z kalendarza, na której wypisano znajdujące się budżecie na ten rok inwestycje jako „sprawy do załatwienia” podpisane – „Wojciech Szczurek”. Fakt pozostaje faktem – takie ogłoszenie się ukazało i było finansowane ze środków budżetowych.
Spin opozycyjny: Wypisanie w gazecie zawartych w budżecie inwestycji nie wpłynie w żaden sposób na ich realizację. Co więcej wywołuje w odbiorcy fałszywe wrażenie, że nie są to po prostu inwestycje budżetowe finansowane z pieniędzy gdyńskiego podatnika, ale jakaś osobista zasługa, sprawy osobiście załatwione przez osobę prywatną – Wojciecha Szczurka. Jest to więc de facto wydawanie publicznych pieniędzy na promocję i kreowanie wizerunku tegoż polityka.
Spin samorządnościowy: Jest to dowcipna i lekka forma promocji miasta. Mieszkańcy również w ten zabawny sposób mogą dowiedzieć się o zawartości budżetu, którego zazwyczaj nie są świadomi. A w ogóle to wobec braku poważnych zarzutów wobec władzy opozycja czepia się drobiazgów – i przy takiej złej woli można być się czepić właściwie wszystkich wydatków na promocję miasta.
Spin mój: Podtrzymując argumenty ze spinu opozycyjnego należałoby dodać, iż faktycznie można by się przyczepić do wielu wydatków na promocję miasta. Jest to bardzo delikatny obszar i władza powinna być bardzo ostrożna przy wydawaniu środków na wzmiankowane cele. Dlaczego na przykład wszystko co się dobrze kojarzy w Gdyni podpisane musi być zawsze Panem prezydentem? Na koncert zaprasza Pan prezydent, kubek dla maturzystów daje Pan prezydent, nawet na badania prostaty zaprasza Pan prezydent – jak to podnieśli kiedyś komentatorzy na stronach Gazety Świętojańskiej. Przecież to nie Pan prezydent ze swojej pensji organizuje koncert, kupuje kubki, nie finansuje budowy Estakady i na pewno to nie Pan prezydent osobiście będzie badał Gdynianom prostatę. To wszystko są działania, które gdyński podatnik ta naprawdę funduje sobie sam, a organizowane są przez zespół urzędników Urzędu Miasta Gdyni (oczywiście w tym również najwyższego urzędnika, prezydenta miasta) – co jest ich zawodowym obowiązkiem, za który otrzymują stosowne wynagrodzenie. Fundowanie przy tych i wielu innych okazjach osobistej promocji Pana prezydenta jest w istocie rodzajem bonusu, dodatkowej niematerialnej gratyfikacji kosztem środków budżetowych. Tak naprawdę pan prezydent zarabia więc nie tylko swoją pensję, ale również darmowy wzrost poparcia wśród Gdynian o jakiś tam procent – na który to wzrost poparcia musiałby w innym wypadku zapracować fundując sobie reklamy wyborcze z własnej kieszeni.
Oczywiście decyzja, komu dać się zaspinningować należy do Państwa.
Konkludując nie da się ukryć, że zdecydowanie lepszych spin doktorów posiada nasza gdyńska władza kochana, co widać na wielu przykładach. Najbardziej chyba udanym spinem jest sprzedanie zdyscyplinowanej wodzowskiej lokalnej partii politycznej jako grupy apartyjnych samorządowców.
No cóż… prowadzenie przez partie polityki na haśle apartyjności i apolityczności jest bądź co bądź trikiem skutecznym i starym jak same partie – by przypomnieć przypadki od przedwojennego BBWR, powojennego PRON, przez początki tworzenia Platformy Obywatelskiej, gdyńskie przypadki Samorządności ale i nieudaną próbę lokalnej partii „Bezpartyjni – Gdynia 2010”, aż po współczesną kampanię Baraka Obamy.
Zawsze powtarzam, że o ile w rzeczywistym rządzeniu Gdynią można z obecną ekipą rządzącą o tym czy owym popolemizować – o tyle w kwestii politycznej technologii, sprzedawania własnego wizerunku, można się tylko uczyć od mistrzów.
PS. Pozwolę sobie jeszcze przy okazji wrzucić kamyczek do ogródka kolegom współfelietonistom, którzy jak chyba każdy lokalny polityk też noszą w sobie małego spin doktora. Kolega Bzdęga w swoim ostatnim felietonie zanalizował sytuację na lokalnej scenie politycznej w sposób oczywiście zgodny z faktami, natomiast na poziomie interpretacji tak mu się jakoś poklikało na klawiaturze że w akapicie o PO dominują sformułowania takie jak „niepodległość”, „rozsądne, dobre dla mieszkańców decyzje”, „wiedza i ogromny zapał”, natomiast w akapicie o PiS „kopanie leżącego”, zakiwali się na śmierć”, „żal patrzeć”. Dodajmy, że Mariusz szczerze przyznaje, że to nie jego sprawa tudzież że nie rozumie co się stało, co nie przeszkadza o mu bynajmniej o sytuacji w PiS pisać. Szczególnie fajnym przykładem spinu jest sformułowanie „nie chcę kopać leżącego” gdyż po pierwsze cały akapit tym właśnie jest, a po drugie samo sformułowanie „nie chcę kopać leżącego” jest mocnym kopnięciem ponieważ sprzedaje odbiorcy skojarzenie że PiS w Gdyni „leży”.
Z kolej kolega Zmuda-Trzebiatowski w kolejnych swoich felietonach i wpisach łączy niezwykle miłe wyrazy uznania pod moim adresem, określające moje wywody jako stojące na wysokim poziomie intelektualnym, tudzież mnie jako osobnika posiadającego talent do polityki, z delikatną szpilą nie wypowiedzianej wprost sugestii iż czasem snuję przesadnie wydumane teorie politologiczne i na siłę przykrawam do nich rzeczywistość. Po czym zaraz obok kreuje siebie jako małego misia, który się w tych politycznych trikach za bardzo nie wyznaje i zajmuje tylko prostymi sprawami zwykłych ludzi. „Prosty chłopak z Chyloni” taką oto etykietkę zwykł sobie przylepiać Zygmunt (za wielką wodą ten trik jest doskonale znany jako labelling). Jeżeli osoba będąca ekspertem w dziedzinie politycznego marketingu i prowadząca z tej dziedziny zajęcia dla studentów, do tego kandydat z trzema dobrymi kampaniami wyborczymi na koncie i pełnomocnik wyborczy (bardzo newralgiczna funkcja) genialnego w stosowaniu trików komitetu Samorządność maluje siebie jako „prostego chłopaka” co się na trikach nie wyznaje – to już samo takie stwierdzenie stanowi spin i to z grubej rury.
Z wykształcenia prawnik i politolog. Z zawodu specjalista organizacji zarządzania procesowego i zarządzania projektami. Z zamiłowania samorządowiec i publicysta. Radny miasta Gdyni, ekspert Fundacji Republikańskiej, przewodniczący Zarządu Powiatowego PiS w Gdyni. Zamierzam kandydować na urząd prezydenta miasta Gdyni.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka