Na wstępie dwie uwagi: pisze ten post od miesięcy i ciągle mi się rozrasta. Postanowiłem skapitulować i nie zamykać go w jakąś spójną narracyjną konstrukcję. Dopisałem tylko tu i ówdzie kilka zdań uzupełnienia i wrzucam tak jak jest, jest to więc bardziej szkic.
Druga to oczywiście ostrzeżenie o spoilerze. Jeżeli ktoś jeszcze nie czytał komiksu Watchmen (w Polsce ukazał się jako Strażnicy) i nie oglądał opartej na nim ekranizacji – to niech dla swojego dobra to uczyni przed lekturą tego co poniżej. Naprawdę nie warto pozbawiać się tej przyjemności.
No więc po uczynieniu niezbędnych uwag jedziemy z koksem:
Jest jakąś polską przypadłością przypisywanie niektórym środkom przekazu i/lub gatunkom przymiotu niepoważności. Komiksy i fimy animowane na przykład są generalnie klasyfikowane jako rozrywka dla dzieci (o czym świadczy z resztą idiotyczne nazywanie tych drugich „bajkami”). Podobnie – choć na mniejszą skalę - rzecz ma się z wszelkimi utworami w których przewijają się motywy fatasy czy science-fiction. Na przykład bibliotekarki uporczywie wciskają Tolkiena na półki z literaturą dziecięcą i młodzieżową i tak dalej.
Jest to tak oczywisty idiotyzm, że nawet nie chce mi się z nim polemizować. Wypadło mi o nim natomiast wspomnieć w notce o filmie będącym ekranizacją komiksu o superbohaterach – który to film i komiks są po prostu arcydziełami. I na pewno nie są dla dzieci.
Nawiasem mówiąc ta ignorancja ma swój śmieszny efekt uboczny w wybuchającym raz po raz napadzie moralnej paniki, że na przykład jakaś kreskówka albo komiks są pełne przemocy czy seksu. Zazwyczaj jako przykłady tych strasznych wynaturzeń w artykułach dziennikarzy-ignorantów służą kreskówki i komiksy które po prostu nie są skierowane do dzieci. No ale wiadomo, że jak komiks albo film animowany to dla dzieci.
Watchmen, które z wierzchu wygląda jak normalna sensacyjno-kryminalna historia o superbohaterach ma tyle podtekstów, że tak naprawdę to te podteksty stają się tekstem, sensem samej opowieści. Jednocześnie zostały opowiedziane nie poprzez jakieś idiotyczne eksperymenty formalne czy chodzenie i wygłaszanie publicystycznych tekstów (jak to często bywa w tzw. „głębokich” filmach) tylko za pomocą pełnokrwistej, wartkiej, akcji i wciągającej fabuły.
Pozwolę tu sobie tylko krótko zasygnalizować co lepsze smaczki:
1. Opowieść jak z „młodych gniewnych” robią się „starzy wk…” czyli co robimy w wieku dojrzałym z młodzieńczymi ideałami. I że właściwie nie ma dobrego sposobu na zestarzenie się. Porzucenie ich w łagodnej rezygnacji (np. Nite Owl II) to droga do biernej wegetacji i (w tym wypadku akurat też dosłownej ;) impotencji; zasklepienie się w nich i „pozostanie wiernym” to droga do socjopatii i świra (Rorschach); próba ich realizacji „dorosłymi” metodami, wyciągniecie z nich „dojrzałych” konsekwencji stanowi zaprzeczenie samej siebie (Ozymandiasz); a wyrośnięcie na cynika, który ma to wszystko gdzieś i chce po prostu dostać swój udział w kasie i panienkach (Komediant) też nie kończy się dobrze. Wizja z gruntu pesymistyczna i nieprzyjemnie haratającą siedzące w nas głęboko archetypy zarówno komiksu superbohaterskiego (Nite Owl, czyli w istocie Batman, jako łysiejący fajtłapa z brzuszkiem???) jak i kultury wysokiej (czyż Rorschach nie realizuje zasady „bądź wierny, idź” i gdzie dochodzi?)
2. Prze cały komiks mamy do czynienia z - początkowo pokojową a nawet nie do końca uzmysłowioną, a w końcówce otwartą - rywalizacją i walką pomiędzy Ozymandiaszem a Doktorem Manhattanem. Jest to w istocie starcie między Doskonałym Humanistą a Doskonałym Umysłem Ścisłym zakończone oczywiście remisem czy raczej impasem, sytuacją w której „złapał Kozak Tatarzyna a Tatarzyn za łeb trzyma” i każda ze stron wygrywa i przegrywa jednocześnie.
3. Zabawa konwencją komiksu superbohaterskiego, łamanie jej i łamanie tak że nie zostaje drobny maczek. Na przykład: w finałowych scenach główny „czarny charakter” (a może wręcz przeciwnie, zbawca ludzkości?) wyjawia swój genialny plan kończąc słowami „czy macie mnie za jakiegoś idiotę który wystawiałby swój plan na najmniejsze ryzyko niepowodzenia? Teraz mogę go wam opowiedzieć, został zrealizowany pół godziny temu."
4. Zagadnienie mniejszego zła, z którym godzą się właściwie wszyscy (poza świrem Rorschachem), pokazanie że nie ma zła tak dużego żeby nie można było postawić przy nim zła jeszcze większego, przy którym to pierwsze będzie wyglądało na całkiem sympatyczne – i jednocześnie wiążące się z tym niebezpieczeństwa. Ilustruje to Ozymadiasz który zrealizowawszy swój plan zamiast świętować pyta z rozpaczliwą niepewnością „Ale w końcu okazało się, ze miałem rację, prawda?”
5. Mężczyzna staje się w pełni mężczyzną, staje się zdolny do szczęścia, również do szczęścia w związku z kobietą tylko gdy realizuje swoje powołanie, gdy robi to do czego został stworzony (Nite Owl II).
6. Poszukiwanie tożsamości przez Silk Spectre II i jej ostateczne (choć szokujące) odnalezienie dające dopiero szansę na zbudowanie dojrzałego związku z mężczyzną – zamiast wcześniejszego szukania zastępczego ojca w Doktorze Manhattanie.
7. Niebezpiecznie jest za długo spoglądać w otchłań, bo wówczas otchłań może spojrzeć na ciebie. Pod ten wątek podpada zarówno historia Rorschacha jak i Ozymandiasza, jak i (pominięty w filmie) komiks w komiksie „Tales of black Freighter”. W ogóle Rorschach i Ozymandiasz to w pewnym sensie dwie strony tego samego medalu, obydwu próba realizacji szczytnych ideałów prowadzi do pozycji de facto zbrodniarzy (każdego na jego skalę). I obydwaj są psychopatami.
8. Z kolej historia doktora Manhattana pokazuje jak zmieniając się człowiek wyrasta z wszystkiego czym był, łącznie ze związkami uczuciowymi. Pierwszy związek rozpada mu się gdy wyrasta z człowieka na superbohatera, drugi gdy wyrasta z superbohatera na boga.
9. Konsekwentnie poprowadzona na „poważnie” manichejska wizja dobra i zła (nawiasem mówiąc będąca jasnym nawiązaniem do klasycznej formuły komiksu superbohaterskiego) prowadzi do zatrważających konsekwencji – super dobro super bohaterów samo wygenerować musi super zło aby mieć rację bytu, robi to niejako ze swojej natury.
10. Na kolejnych przykładach – Komedianta, Doktora Manhattana czy przede wszystkim Ozymandiasza widać do jak opłakanych skutków prowadzi uzurpowanie sobie nadczłowieczeństwa - choćby i uzasadnione! Z wielką siłą idzie w parze wielka odpowiedzialność – brzmi motto Spider-mana, superbohatera dla licealistów. W Watchemen zilustrowana jest teza bardziej pesymistyczna, parafrazując znane powiedzenie – super siła korumpuje, super siła absolutna korumpuje absolutnie.
Do tego jeszcze film Watchmen jest ekranizacją idealną. Pozostaje wierny komiksowemu oryginałowi w klimacie i w fabule i nie pomija niczego istotnego, jednocześnie odpuszczając przenoszenie na ekran rzeczy nie przenaszalnych (jak np. „komiks w komiksie” o piratach). Jednocześnie wprowadza kilka kosmetycznych zmian, które (szczególnie zmiana zakończenia) powodują że fabuła staje się nawet jeszcze bardziej spójna i logiczna niż w oryginale.
Must see/read.
Z wykształcenia prawnik i politolog. Z zawodu specjalista organizacji zarządzania procesowego i zarządzania projektami. Z zamiłowania samorządowiec i publicysta. Radny miasta Gdyni, ekspert Fundacji Republikańskiej, przewodniczący Zarządu Powiatowego PiS w Gdyni. Zamierzam kandydować na urząd prezydenta miasta Gdyni.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura