Sprawa niemieckich Patriotów dla Polski, a szczególnie polityczne zamieszanie wokół nich, posiada kilka przyczyn, których wyjaśnienie wymaga analizy geopolityki Berlina.
Pierwsza rzecz to intencja Berlina, odpowiedź na nią polskiej strony, potem propozycja polskiego rządu i w końcu reakcja Niemiec na tę propozycję.
Myślę, że najbardziej sensownie, na sam początek, będzie starać się zrozumieć postawę polskiego rządu, którą należy ocenić, jako nieudaną próbę dyplomatycznego zaszachowania Niemiec.
Propozycja Niemiec, w sprawie przekazania Polsce Patriotów, nie może być oczywiście rozumiana jako gest dobrego serca. Niemcy od początku konfliktu na Ukrainie, z gracją słonia w składzie porcelany, starają się przybrać postawę lidera Europy. Częściowo jej obrońcy. Starają się przejąć inicjatywę polityczną w sytuacji, gdy ich wieloletni cichy sojusz z Kremlem, plus kurs anty-waszyngtoński, okazał się całkowitą klapą.
Wszystko to stawia Niemcy, nieprzygotowane, można by rzecz nawet bezbronne (prawie że dosłownie) w obliczu wojny, na którą nie mają jednoznacznej i stanowczej odpowiedzi, w odczuciu powszechnej podejrzliwości co do autentycznych zamierzeń Berlina. Z nieustannie powtarzającymi się zarzutami podwójnej gry, pozoranctwa i tchórzostwa.
Zapowiedź z 21 listopada o gotowości przekazania do Polski systemów Patriot jest częścią wizerunkowej kampanii mającej świadczyć, że jednak „Niemcom zależy”. W założeniu Berlina Polska powinna solennie podziękować i następnie czekać na Patrioty, jak do dziś czeka na obiecane Leopardy.
Ten fakt może tłumaczyć zachowanie polskich władz. Niestety cała operacja była źle rozplanowana, stąd jej mizerny rezultat, który dodatkowo dał okazję do oskarżania polskiego rządu, że ten nie dba o polskie bezpieczeństwo, kierując się „germanofobią”. Propozycja przekazania Patriotów na Ukrainę miała być próbą sprawdzenie prawdziwości intencji Niemiec. Sprawdzeniem jak zachowa się Berlin. W jaki sposób będzie starał się z całej sprawy wywinąć. A to, że będzie, było sprawą oczywistą.
Niestety polski rząd rozegrał tę partię nieudolnie. Po pierwsze należało zawczasu poinformować o wszystkim prezydenta Dudę, który chyba dopiero w ostatni piątek, i to raczej w późniejszych godzinach, dowiedział się, jakie są zamierzenia rządu. Stąd mieliśmy w tej sprawie zgrzyt i dwugłos – szef prezydenckiej kancelarii mówi coś innego, prezydent osobiście coś innego (zbliżonego do stanowiska rządu).
Druga rzecz to taka, że z całą sprawą należało poczekać. Na początku zaakceptować propozycję Berlina, potem domagać się jej realizacji, a dopiero, gdy już Patrioty znalazłyby się na polskiej ziemi, złożyć propozycję, uzasadnianą względami militarnymi, ich przesunięcia na Ukrainę. Propozycja szefa polskiego MON była więc dyplomatycznym falstartem, który teraz pozwala Berlinowi, zasłaniając się Sojuszem (mimo deklaracji sekretarza generalnego), ze sprawy się wycofać, pozostawiając Polskę na lodzie.
Druga sprawa to zrozumienie, dlaczego faktycznie Niemcy nie chcą, by systemy Patriot znalazły się na Ukrainie.
Nie należy kwestionować, że atak Rosji na Ukrainę dla niemieckich elit był szokiem i poważnym problemem, uderzającym w całą ich, misternie kleconą przez lata, geopolitykę. Berlin przez dekady prowadził politykę głaskania i udomawiania Rosji, wierząc, że Moskwa, mając do wyboru izolację i wojnę albo współpracę gospodarczą z Zachodem, świadomie wybierze to drugie. Niemcy chciały kontrolować proces europeizacji Rosji, w przekonaniu, że ekonomiczne, biznesowe i osobiste relacje, zmienią jej naturę. Nawet jeśli tylko powierzchownie.
Rosja w planach Berlina miała odgrywać nie tylko rolę dostawcy gazu, ale też gwaranta ładu geopolitycznego, którego ważnym elementem była słaba i rozbita Europa Środkowo-Wschodnia. Dla Berlina „niewdzięczność” Putina jest nie mniej szokująca niż dla innych.
Niemcy zostały więc postawione w sytuacji, gdzie z jednej strony muszą przewodzić Europie – jest to pozycja, z której nie mogą i nie potrafią zrezygnować, jednak jest to Europa, która coraz bardziej jest dominacją Berlina zmęczona. Tym bardziej że dominacja ta ani nie przyniosła Europie jedności, ani dobrobytu, ani jak się teraz okazało nie gwarantuje bezpieczeństwa. Od próby kontrolowania krajów południa, po kryzys migracyjny, a teraz wojnę na wschodzie Belin wykazuję się wybitnie błędną kalkulacją. Co do intencji innych (Rosja, Turcja) i co do własnych możliwości. Albo powoduje on kryzys świadomie (a następnie nie potrafi kontrolować jego skutków – jak w przypadku kryzysu migracyjnego), albo całkowicie błędnie szacuje swoje możliwości i znaczenie – jak w przypadku Rosji.
Niemcy jednak dalej wierzą w możliwość powrotu do jakiegoś stanu quo ante bellum. Stąd też jakiekolwiek bezpośrednie zaangażowanie się na Ukrainie, mogące być bardzo źle ocenione przez Moskwę, Berlin odrzuca. Kiedy wojna się skończy i przyjdzie do ustalania warunków pokojowych, Niemcy chcą odgrywać rolę europejskiego mediatora, wystąpić jako „naturalny lider”, ustalać powojenny ład. I przy okazji na nowo zdefiniować swoje stosunki z Rosją.
Ta sytuacji wymaga dwóch sprzecznych rzeczy, na obecnym etapie. Z jednej strony Berlin musi wykazać, że przewodzi Europie w tej trudnej chwili, że rozumie zagrożone rosyjską agresją kraje i chce je wspomagać. Z drugiej jednak Berlin musi pozostać maksymalnie neutralnym, traktując toczącą się wojnę jako lokalny konflikt.
Rosja swoją polityką naruszyła zasady długoletniego partnerstwa, ale jest ono jeszcze do uratowania. Gdyby Moskwa w szybkiej kampanii w początku tego roku zajęła Ukrainę, zmieniła rząd, wejście Berlina do gry jako mediatora byłoby całkowicie naturalne. Nawet na Kremlu musieli rozumieć, że Europa (czyt. Niemcy) nie oddadzą Ukrainy Rosji. Mogą pozwolić Kijów zwasalizować, ale nie oddać w całości. Niestety Ukraińcy wykazali się zbyt dużym zapałem do obrony ojczyzny, a inwestycje, poczynione w ich sprzęt i wyszkolenie przez kolejne waszyngtońskie administracje, przyniosły zaskakująco dobre rezultaty.
Berlinowi pozostaje więc grać w oczekiwaniu na militarne rozstrzygnięcie, czyli na obecną chwilę, na wyczerpanie się obu stron konfliktu.
Zajmuję się głównie tematyką międzynarodową, polityką zagraniczną; z przekonań sceptyczny konserwatysta. Na salonie24 teksty o geopolityce, społeczeństwie, kulturze, felietony. https://twitter.com/azarzGrajczyski
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka