Obecna klęska Republikanów jest głębsza i bardziej wielowymiarowa, nie dotyczy wyłącznie spraw politycznych lub tylko tych, które dotyczą pragmatyki politycznej. Kęska ta ma wymiar światopoglądowy a jej podłożem jest kryzys samego konserwatyzmu, republikańskiego myślenia i ich społecznego zaplecza.
Zakres klęski
Zresztą przegrana polityczna, w rozumieniu taktycznym, nie jest nie do odrobienia. Specyfika amerykańskiego systemu powoduje, że już za dwa lata Republikanie będą mogli powalczyć o Kongres.
Z kolei przegrana samego Trumpa nie była aż tak wielkim zaskoczeniem. Oczywiście wydaje się ona dziwna w starciu z kimś takim jak Joseph Biden, człowiekiem uwikłany w ciemne interesy, politykiem z wieloletnią polityczną karierą, lecz bez właściwości. Jednak Polakom można przypomnieć wybory prezydenckie w 2010 r. gdy Jarosław Kaczyński przegrywa z Bronisławem Komorowskim, by zrozumieć, że marność Bidena mogła nie być tu istotnym czynnikiem.
Osiągnięcia Trumpa to przede wszystkim dobry stan gospodarki, liczony do… 2020 r. Trump nie odpowiada za pandemię, lecz nie potrafił zaproponować żadnej alternatywy, wikłał się w sprzeczne pomysły. Amerykańska gospodarka się skurczyła. Amerykanie tracą dorobek życia, nie z własnej winy. Wiara w wolnorynkowe mechanizmy jest dziś niska. Wielu wierzy, że czas na interwencję państwa, protekcjonizm, który zresztą zapowiadał sam Trump. Jednak wielu Amerykanów może wierzyć, że Demokraci będą tu bardziej konsekwentni i skuteczni.
Republikanie tracą Biały Dom i Kongres, wiele dotychczas "czerwonych" stanów przesuwa się w lewo. Nie tylko Arizona czy Georgia, w kolejce są Teksas czy Utah, co będziemy obserwować w kolejnych latach.
(Wątpliwy) optymizm polityczny
Optymiści wskazują, że wybory do Izby Reprezentantów skończyły się dla Republikanów z wynikiem dodatnim, to Demokraci tracili miejsca, choć utrzymali większość. A przegrana do Senatu była raczej błędem taktycznym; po wyborach w listopadzie Republikanie nie skupili się na utrzymaniu Senatu, lecz na wspieraniu Trumpa i jego dążeń do zmiany wyników. Sympatie się w ciągu tych tygodni odwróciły, co więcej sami Republikanie się zdemobilizowali.
Ciągnąca się od miesięcy saga miała finał (na razie) w głośnym szturmem na Kapitol, który zgodnie z prawem odwrócenia został określony przez media jako najstraszniejszy, najgorszy dzień amerykańskiej demokracji. Jest to stwierdzenie o tyle odważne, że przecież w 2020 r. płonęło sporo amerykańskich miast, zniszczenia szły w miliony, a pomniki (symbole narodowe) obalano w co większej metropolii.
Spora część Republikanów i konserwatystów wyraźnie odcięła się od protestów, które zresztą trudno bronić, lecz ich posypywanie głów popiołem na nic się nie zdało; liberalne media chętnie wykorzystują prawicowe dementi, do jeszcze mocniejszego pogrążenia Trumpa. Zresztą sam były prezydent stracił zimną krew i nie potrafił swojej kadencji zakończyć z klasą, a rzesze konserwatystów uznało to za dobry moment do odcinania się od niego.
Co tylko pogłębiać będzie nieufność między establishmentem Republikanów a konserwatywnymi masami, które nie ufają już żadnej instytucji: mediom, szkole, akademii, kościołowi, FBI, CIA, wojsku itp. wszędzie szerzy się poprawność polityczna, ideologia lewicowa a bezradny konserwatysta rozpacza przyglądając się tej współczesnej Niniwie. Ratunkiem są tzw. spiskowe teorie, których obecność jest sprytnie podsycana przez liberalne media.
Jeśli w ciągu dwóch lat Republikanie nie będą w stanie przekonać ponownie amerykańskiego społeczeństwa do swojej partii to wynik wyborów 2024 r. zdaje się przesądzony. Ostatnia wielka wygrana Republikanów to 2010 r. gdy po dwóch latach Obamy w Białym Domu konserwatyści pokonali liberałów 63 głosami. Przewagę dało się utrzymać do 2018 r., czyli także dwa lata po wygranej Trumpa, gdy Demokracji przejmują niższą izbę Kongresu. Republikanie mogą więc liczyć, że 2022 r. Amerykanie postanowią także tym razem radykalnie zmienić układ władzy.
Problem jednak nie w tym, że Republikanie już nigdy nie zwyciężą ani w Kongresie ani w Białym Domu. Zarówno po wygranej Clintona jak i potem Obamy dały się słyszeć głosy, że to już ostateczne zwycięstwo liberałów, że odtąd każdy następny prezydent będzie Demokratą. Druga kadencja obu liberalnych prezydentów była na tyle zła, że Amerykanie oddawali władzę konserwatystom i to raczej takim z mocnym charakterem (Bush, Trump), jednocześnie nie byli chętni kierować do Białego Domu takich co bardziej umiarkowanych (np. Mitt Romney). To na co liczą Demokracji to oczywiście to, że w 2024 r. przeciw kandydatowi Republikanów wystartuje wiceprezydent Harris.
Jak jednak wspomniałem nie w tym rzecz, że Republikanie jako siła polityczna nigdy już nie odzyskają władzy, lecz że jej podstawa jest skurczona i co więcej kurczy się nieustannie.
Martwa konstytucja
2020 rok to śmierć najważniejszej idei konserwatywnego konstytucjonalizmu, czyli tzw. tekstualizmu czy oryginalizmu. Czyli założenia, że prawo, w tym konstytucyjne, trzeba stosować w jego oryginalnym rozumieniu, zgodnie z intencją twórców tego prawa. Pomijając ahistoryczność takiego stanowiska: jak dokument z XVIII wieku może być stosowany dziś bez zmian, gdy nawet XX wieczne konstytucja okazują się być przestarzałe, trzeba otwarcie powiedzieć, że stanowisko to było zawsze fikcją.
Konserwatyści musieli od początku reinterpretować konstytucję, tak jak kreacjoniści muszą reinterpretować Biblię. Kiedy Ojcowie Założyciele pisali, że każdy ma prawo nosić broń nie wyobrażali sobie, że może chodzić o broń samopowtarzalną. Dostosowywanie rozumienia konstytucji do zmieniających się warunków jest oczywistością, dlatego konserwatywne podejście do konstytucji niczym się nie różni od liberalnego, z jego koncepcją tzw. żywej konstytucji.
W 2020 r. Neil Gorsuch sędzia Sądu Najwyższego wyinterpretował z Civil Act, że bronionymi kategoriami społecznymi mają być nie tylko czarni czy kobiety, ale też wszyscy członkowie tzw. wspólnoty LGBT; logicznym następstwem wyroku Sądu na podstawie oceny Gorsucha jest też konstytucyjna obrona tzw. tożsamości płci, czyli że np. za kobietę musi być uznawany ten (ta), kto za nią się uważa, ważny jest akt woli nie stan biologiczny.
Gorsuch jest sędzią mianowanym przez Trumpa, miał być początkiem konserwatywnego przejmowania Sądu Najwyższego, i swoje daleko idące wnioski wysnuł właśnie na podstawie zasady oryginalizmu, skutecznie ją tym samym dyskwalifikując. Zresztą dziś można raczej mówić o fetyszu konstytucji, która w coraz mniejszym stopniu determinuje życie Amerykanów, robią to przede wszystkim sądy i parlamenty stanowe, i federacyjny.
Konstytucja zawiera jednak ciągle kilka ważnych zabezpieczeń, jak sprawę wolności słowa czy noszenia broni, które jednak są coraz mniej zrozumiałe dla współczesnych Amerykanów, których hodują liberalne, w sumie, państwo, szkoła, kościół (są też tradycjonalistyczne, ale te się świadomie marginalizują), media, które tworzą nową liberalną ortodoksję: jedność między praktyką, strefą symboliczną, strefą znaczeń i języka. Już kilka lat temu okazało się, że młodsze pokolenie gotowe jest znacznie ograniczać tzw. mowę nienawiści. To nie żadna rewolucja (genderowa czy inna) to tylko zamykanie się liberalnego systemu, który eliminuje wszystkie elementy obce.
Triumf sprawiedliwości społecznej
Obecny młody Amerykanin jest wychowany na liberała, zamknięty w świecie liberalnych wyobrażeń, które są spójne i logiczne, a co ważniejsze są zgodne z całym systemem. Konserwatysta może być co najwyżej obrońcą jakiś pozostałości, dawnych, przed-demokratycznych i przed-liberalnych rozwiązań, czyli jest człowiekiem mało poważnym, śmiesznych, którego można tolerować i jego pretensje, jednak do czasu, gdy liberalizm się o nie nie upomni. Jak długo małżeństwo, rodzina, kościół mają być nieliberalne w liberalnym świecie? Dlaczego mają pozostać inne? Na początek liberalizm walczy o alternatywne wersje małżeństwa, rodziny czy kościoła by po chwili domagać się by alternatywne wersje stały się normatywne. Niedawno przyjęte usunięcie pojęć jak matka i ojciec z terminologii Kongresu to efekt końcowy.
America First czy MAGA nie zdały się wiele w polityce wewnętrznej czy zagranicznej. Trump prowadził nawę państwa dość swobodnie, by nie powiedzieć chaotycznie. A za jego czasu kraj przesuwał się ciągle… w lewo.
Badania American Worldview Inventory 2020 przeprowadzone przez jeden z ewangelikalnych uniwersytetów wskazują radykalną zmianę: spada odsetek konserwatystów społecznych i tzw. fiskalnych. Nawet wśród osób deklarujących się jako tradycjonalistyczni (biblijni) chrześcijanie. 76% Amerykanów uznaje związki jednopłciowe; duże znaczenie religii w życiu wskazuje tylko 24% mieszkańców USA, poparcie dla kapitalizmu to tylko około 50%. Wśród mniej tradycjonalistycznych chrześcijan odsetek socjal-liberalnych sięga około 40%. Stwierdzenie „ludzkie życie jest święte” popiera tylko 36-39% dorosłych Amerykanów (wedle różnych badań).
Wiara w tzw. pokolenie Z, czyli wchodzące obecnie w dorosłe życie, jest złudne, pokolenie to wychowane w liberalnym przeważnie środowisku buntuje się, co widać było przez ostatnie 5-6 lat w mediach społecznościowych, przeciw poprawności politycznej i ideologii social justice, lecz nie kieruje się ono przeciw zasadom liberalnym. Akceptuje je jako naturalne i jedyne. Pokolenie Z akceptuje szeroko małżeństwa jednopłciowe, koncepcję tożsamości gejowskiej czy transgenderowej, uznając, że osoby homoseksualne czy transseksualne są nimi na poziomie osobowości, aborcję, społeczeństwo wielokulturowe.
Letni konserwatyści
Radykalnie zmienia się znaczenie pojęcia "konserwatywny". Nastąpiło jego oddzielenie od pojęć takich jak tradycjonalista czy reakcjonista. Te pozostałe zresztą mają coraz mniejszy zasięg społeczny. Tradycjonaliści amerykańscy uparcie starają się zachować porządek społeczny wypracowany w latach 40-60. tak jakby większość Amerykanów dalej żyła w małych miasteczkach, chodziła do najbliższego zboru, posiadała raczej średnie wykształcenie itp.
Wielu tzw. paleokonserwatystów sięga jeszcze dalej, do lat 70. i 80. XIX wieku. Co ciekawe amerykański konserwatyzm raczej nie starał się nigdy podtrzymywać specjalnych więzi z Europą, dziś mierzy się z masami Amerykanów, których podłoże kulturowe i cywilizacyjne sięga do Ameryki Łacińskiej, Indii czy Dalekiego Wschodu. Dalej wierzą, że amerykańska wyjątkowość wyprze je wszystkie i zamieni ich wszystkich w tradycyjnych Amerykanów. Wydarzenia 2020 r. skutecznie powinny wybić z głowy wiarę w moc amerykańskiej kultury jako siły asymilacyjnej.
Stąd rodzi się odłam radykalnej prawicy, która wysuwa logiczny wniosek, że skoro tylko „biała” i chrześcijańska Ameryka może być tą prawdziwą, to trzeba ją na powrót uczynić „białą” i chrześcijańską. Co oczywiście może się zakończyć wyłącznie wojną domową i znowu w 2020 r. widzieliśmy, która strona ma większą siłę.
Skoro nie tradycjonalizm ani (etno)radykalizm to większość konserwatystów wybiera umiarkowanie. I tak konserwatysta wedle tej koncepcji może popierać cokolwiek tylko w „umiarkowany” sposób. Od marihuany po aborcję i ruch gejowski (w USA jest dziś sporo tzw. konserwatywnych gejów). Jedyne co zostaje z dawnego konserwatyzmu to niechęć do wysokich podatków, imigracji (masowej i niekontrolowanej) oraz państwa.
Nowy konserwatyzm
Wyrośnięcie z tradycjonalizmu czy etniczno-religijnego radykalizmu może i jest jedynym wyjściem, lecz nie w sytuacji, gdy efektem ma być, by użyć polskiego terminu, konserwatyzm bezobjawowy.
Trwanie w nim na dłuższą metę nie ma sensu, jedynym tego efektem będzie dekonserwatyzacja amerykańskiej prawicy, daleko posunięta w zachodniej Europie. A w dalszym rzędzie, odrzucenie samej postawy prawicowej, jako nie mającej siły i większego znaczenia, na co wskazywał przed rokiem Carl Benjamin. W tym przypadku dla konserwatysty zostaje wyłącznie liczyć na samoograniczenie się liberalizmu.
Nowy konserwatyzm dalej będzie wprawdzie starał się „konserwować”, co znaczy zachowywać, utrwalać dotychczasowe struktury; w dość wąskim rozumieniu. Po prosu przesunięciu ulegnie moment konserwacji.
Nie konserwujemy już małżeństwa rozumianego jako związek kobiety i mężczyzny, tylko małżeństwa definiowanego po prostu jako związek monogamiczny, rodzinę jako relację dorosłych i dzieci, służącą wychowaniu tych drugim (czyli bliższą rozumieniu wspólnoty domowej); tradycję i religię traktujemy w dalszym ciągu jako ważne, tylko że nie chodzi już o the religion czy the tradition, a o a religion i a tradition; w ostateczności mówimy o duchowości; akceptujemy różne strategie macierzyństwa i ojcostwa, multikulturalne społeczeństwo.
Konserwatyzm byłby tu obroną danego, aktualnego społeczeństwa przed radykalnym progresywizmem, podważającym duchowość jako taką, płciowość człowieka, jakąkolwiek instytucjonalność itp. Wbrew wstępnej ocenie, która pewnie wzgardziłaby taką wersją konserwatyzmu jako słabą i miałką, wydaje się, że jest ona jedyną dziś możliwą.
Partia dla (wszystkich) Amerykanów
Republikanie, aby wygrać muszą się otworzyć na „mniejszości” (definiowane politycznie, a nie demograficznie), co jest zresztą dziedzictwem Trumpa, nie mającego w tej materii żadnych uprzedzeń.
Skoro ma być to dziś też partia „czarnych”, to nie może wyłącznie kultywować „białego” dziedzictwa, skoro Azjatów to nie może być Europocentryczna, skoro kobiet (rozumianych politycznie) to nie może być zbyt androcentyczna, skoro „gejów” to nie może być heteronormatywna.
Inna sprawa to jak Partia Republikańska ma skonsumować ostatecznie dziedzictwo Trumpa. Jest ono radykalnie nacjonalistyczne i populistyczne (co należy rozumieć jako upolitycznienie mas); związki z nacjonalizmem dają konserwatyzmowi możliwość „nowego otwarcia”, przedefiniowania celów. To zapowiedź nowego fuzjonizmu. Lecz wielu w partii obawia się, że będzie to droga do dominacji w partii ruchów skrajnych, które będą sprawiać problem samej Partii i będą pretekstem do jej marginalizacji w mediach.
Media to inna sprawa. Republikanie uwierzyli kiedyś w siłę FOX News, która przed laty stała się najmocniejszą stacją informacyjną w kraju i dała konserwatystom platformę. Jednak konserwatyzm FOX jest bardziej warunkowy niż większość myśli. Dla jego właścicieli był to bardziej wybór biznesowy. Przez lata konserwatyści starali się budować alternatywę dla dominujących, liberalnych mediów społecznościowych, których rola przez ostatnią dekadę urosła niepomiernie.
Jednak czy to Gab czy Parle (jak konkurencja Twittera), Mind jako konkurencja Facebooka, czy Bitchute jako prawicowy Youtube okazały się niewypałami. No, może ten ostatni mógły odnotowywać pewne sukcesy, ale chęć przeniesienie sią z prawicowej niszy do głównego nurtu pociąga za sobą konieczność oczyszczenia z radykalizmu, co właśnie ma miejsce na portalu Bitchute. Może to jednak skończyć się paradoksalnie jego marginalizacją, bo wielu konserwatystów może go opuścić obawiając się, że cenzura może szybko okazać się bardzo postępowa.
Przez kolejne lata będziemy świadkami walki w Partii Republikańskiej między zwolennikami Trumpa kierującymi partię w stronę nacjonalizmu, jednak otwartego, próbującego być wolnym od etnicyzmu i religianctwa, a nurtem umiarkowanym, technicznym, dla którego wystarczą ogólniki o wolności i odpowiedzialności.
Zajmuję się głównie tematyką międzynarodową, polityką zagraniczną; z przekonań sceptyczny konserwatysta. Na salonie24 teksty o geopolityce, społeczeństwie, kulturze, felietony. https://twitter.com/azarzGrajczyski
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka