Hiu szedł przez miasto w poszukiwaniu owoców liczi. Nie, żeby jakoś szczególnie lubił ale naszło go. Zapuszczał się w nieznane uliczki, odwiedzał podejrzane miejsca. Czuł się niczym odkrywca.
Nagle usłyszał krzyki. Podbiegł do rogu i zza winkla wyjrzał na główną ulicę.
„Łowcy niewolników!”- pomyślał widząc przerażony tłum uciekający przed takimi dwoma, co za nimi z siatką biegli.
Przyglądał się temu urzeczony bo rzadko tu, w samym sercu Europy, na skraju wolnego świata, można było ujrzeć coś tak egzotycznego i ekscytującego zarazem kiedy poczuł nagle szarpnięcie.
- Uciekaj pan! – wrzasnął przebiegający obok staruszek. Hiu pobiegł za nim i podążającą z nim grupą. Ukryli się w jakiejś piwnicy.
- O co chodzi? – zapytał po dłuższej chwili Hiu. Na zewnątrz opętańcze krzyki jakby ucichły.
- Szukają lidera opozycji- z lekiem wyjaśnił staruszek.
- Ale że co? – nie pojął.
- No, opozycja kandydata na lidera szuka – objaśnił staruszek. Hiu pomyślał, że stary zwariował. Wstał z zamiarem udania się do wyjścia. Wszyscy w piwnicy jęknęli.
- Nie idź! – wrzasnął staruszek. – Lidera szukają!
- No i co z tego? – zapytał Hiu ale nieco niepewnie.
- Jak to co?! To koniec! – głos staruszka sugerował niemal histerię. – Nie słyszał pan?
- Czego?
- Prawdy! – głos starca wszedł w tony mistyczne. – O klątwie lidera!
- N… nie – przyznał Hiu.
Staruszek usiadł i zapalił papierosa.
- Na początku wydawało się, że wszystko jest jak być powinno. Każdy chciał być liderem. Bili się o to, nogi sobie podkładali. No i taki jeden został. Z początku miło było. Ludzie wiwatowali, kobiety posyłały powłóczyste spojrzenia a matki przyprowadzali córki. Żeby błogosławił.
- I błogosławił? – spytał Hiu jakby nieco rozmarzony.
- Ta… - splunął staruszek. – Błogosławił… a potem zaczął ryćkać co się da. Na Maderze, w PeGeeRze, na Powiślu, w Przemyślu... Musieli go schować czym prędzej.
- I wtedy… - zgadywał Hiu.
- Jeszcze nie – wszedł mu w słowo starzec. – Wtedy przybył jeździec znikąd. Zgasił rumaka a rozwiane włosy związał gumką. Powiedział, że poprowadzi, że nie pozwoli, że obali. Ludzie znów wiwatowali, kobiety posyłały powłóczyste spojrzenia a matki przyprowadzali córki. Żeby błogosławił.
- I zaczął ryćkać – zgadywał Hiu.
- Nie, zaiwanił ze skarbonki kieszonkowe – powiedział starzec. I znów splunął.
- I teraz… - domyślił się Hiu ale starzec pokręcił głową.
- Teraz jest Szpetyna – wyjaśnił. – Ale goni w piętkę. Miny robi, raz krzyczy, straszy a za chwilę płacze.
- Ale ludzie wiwatowali, kobiety posyłały powłóczyste spojrzenia a matki przyprowadzali córki? – upewnił się Hiu. - Żeby błogosławił?
- No coś pan – popatrzył na niego starzec z nagana w oczach. – To przecież Szpetyna.
- Szpetyna nie Szpetyna ale jest – trzeźwo zauważył Hiu.
- Długo nie pociągnie – nie miał złudzeń starzec. – Oni to wiedzą…
Hiu ważył w myślach za i przeciw. „To pewnie wariat” przekonywał siebie patrząc na wielkie, przerażone oczy. Nie mógł tu siedzieć w tej piwnicy…
- To lecę – zakomunikował i nim ktokolwiek zdołał cos powiedzieć wybiegł z piwnicy.
Od razu natknął się na nich. Ciągnęli jakiegoś chłopca, który płakał i próbował się wyrwać.
- Muszę iść -łkał. – Do gimnazjum muszę!
- Kłamiesz – spokojnie odparł jeden z tamtych. – Nie ma już żadnego gimnazjum.
- Ja… jak to nie ma? – spytał przerażony chłopak. Poddał się, przestał się rzucać.
- E! Zostawcie młodego – krzyknął Hiu. Starał się brzmieć pewnie i groźnie. Tamci popatrzyli. Od razu puścili chłopaka.
- Niezły jest – stwierdził jeden z tamtych z uznaniem.
- Stanowczy – zauważył drugi z tamtych.
Hiu nie wiedział o co im chodzi. Nie wiedział też jak wyjść spod tej siatki.
***
- Zatem jakie będą pana pierwsze działania by odsunąć Krwawo i Niefrasobliwość od władzy? – dociekała reaktor Koachanke w studiu KaWałEN666. Hiu rozglądał się nerwowo.
„Może przewodem wentylacyjnym” – myślał.- „O, tam okno jest! Nieee… to telebim…
Inne tematy w dziale Rozmaitości