Jak co roku zaczęli się schodzić na długo przed siedemnastą. Pewnie po to, by się policzyć, popytać kogo nie ma i kogo już nigdy nie będzie. „Kiliński” zebrał się nieopodal Prudentialu. Szybko zeszło na wspomnienia.
- Stop, stop! – wdarło się nagle w ich gwar. Uciszyli się i zobaczyli takiego młodego z fachowo zawiązanym szalem i w takich fajnych okularach.
- No proszę państwa! Przecież to bez sensu. Z taką obsadą i z takim uzbrojeniem atakować najwyższy punkt.
Patrzyli zdumieni
- Ale że co? – nieśmiało zapytał jeden. „Orzeł” się wtedy nazywał.
- A to, że trzeba było się cofnąć poza zasięg ognia. Ooo tam. Nie, nie tam tylko tam! Przecież szansy na powodzenie nie było! Dziecko to wie! Jedna dziesiąta obsady, baonu, ta uzbrojona powinna dołączyć do innych jednostek a reszta rozejść się do domów. Dzięki temu później mogli zostać inżynierami. Już w Polsce.
Baon, jakby zawstydzony rozpierzchł się nie znajdując argumentów w starciu z tym świetnie przygotowanym z taktyki specjalistą. Tylko jeden starszy pan jakby zwlekał. Zostanie inżynierem… Łza mu po policzku spłynęła. Pewnie by został gdyby go UB nie zwinęło i do 56 nie trzymało w Rawiczu.
Na Woli było jeszcze gorzej. Oddziały „Brody 53” poszły w rozsypkę zaatakowane oskarżeniami o sprowokowanie masakry ludności cywilnej. Na nic były tłumaczenia, ze to nie oni. Inne części miasta też dały tyły. Na Żoliborzu skołowane baony nie wiedziały już czy powinny iść na Stare Miasto czy do Kampinosu bo tamci, zorientowani nie mieli jednolitej opinii.
Kiedy już ci wszyscy amatorzy od siedmiu boleści porozchodzili się do domu, prawdziwi fachowcy przysiedli w okolicach Placu Bankowego, by kontrolować połączenie między Starym Miastem i Śródmieściem i dalej deliberować jak powinno być. Wyszło im, ze nie było w ogóle sensu działać w takiej skali. Może raczej utworzyć przyczółki mostowe. No i koniecznie zadbać o ludność cywilną. Udało się im to poprzez zawarcie układu z drugą strona. Tamci nie ruszą cywilów a oni w zamian będą strzelać tylko w powietrze no i po dwóch dniach sobie odpuszczą. Następna sprawa to ci za Wisła. Sprawa była trudna ale błyskotliwie zgodzili się na opcję „PKWN plus”, zgodzili się na kilka lat zawiesić demokrację a w zamian nawet kijów im obiecano.* Zwycięstwo w zasadzie było przesądzone. Jeszcze…
- Endschuldigen Się bitte – rozległo się nagle. Jeden z fachowców odwrócił się i ujrzał mężczyznę z czymś metalowym w ręku.
- Niemcy! – wrzasnął przerażony i towarzystwo w mgnieniu oka rozpierzchło się.
Stary Niemiec nie miał pojęcia co się stało. Stał oparty na kuli swą jedyną ręką. Miasto zmieniło się od tamtego lata sprzed dziesięcioleci i nie był w stanie go w ogóle poznać. A chciał zapytać o miejsce w którym zginęła taka młoda dziewczyna od tamtych, która tamowała mu pod ostrzałem krwotok.**
* Kiedy jeden z najsławniejszych scenicznych facecjonistów czasów Królestwa Kongresowego (nazwiska teraz nie pomnę) pozwolił sobie ze sceny zamanifestować sprzeciw wobec włączenia salin wielickich do Austrii wezwano go do belwederu gdzie ponoć sam wielki książę Konstanty zapowiedział, ze każe mu dać parę kijów następnym razem. Po powrocie powiedział znajomym o Konstantym „Ludzki pan. Obiecał za Wieliczkę Kijów”.
** To historia słyszana chyba z „czwartej ręki”. Znajomemu opowiedział ją jego znajomy, który słyszał ją na imprezie od gościa co znowu usłyszał ją od kumpla przebywającego wcześniej na rocznym stypendium w Niemczech. Tamten spotkał w pociągu starca- inwalidę. Zgadali się i wtedy właśnie tamten opowiedział o tym, jak w 1944 został w pierwszym tygodniu ciężko ranny na ulicy w Śródmieściu i jak przybiegła go opatrzyć sanitariuszka z AK, która właśnie pomagała swoim. Zatamowała krwawienie gdy ścięła ją seria. On przeżył choć bez niej by się wykrwawił. Opowiadał jak w jedną rocznicę pojechał do Warszawy ale nawet z planem nie był w stanie znaleźć miejsca. Nie zapytał bo bał się reakcji. Rzecz nie do weryfikacji.
Inne tematy w dziale Polityka