Lądownik marsjański kończył właśnie podchodzenie do lądowania na ciemnej stronie planety. Neil Armstrong i „Buzz” Aldrin przygotowali stosowne gadżety, przydatne podczas obejmowania nowych planet w posiadanie i podopinali szczelnie kaski. Pierwszy wysiadł Armstrong.
- To mały krok człowieka ale wielki krok ludzkości - powiedział, gdy nagle poczuł, że wlazł w coś miękkiego. To było ewidentnie gówno. Patrzyli obaj zdumieni.
- Krowie… - zaryzykował „Buzz”. Wydawać się to mogło niedorzeczne by nie rzec absurdalne. Mogło, gdyby nie to, że nieopodal pasło się stadko dorodnego bydła, pilnowane przez Janka Muzykanta, który z wierzbowej witki wytrwale strugał skrzypki. Astronautów minęła Marysia co gąski zgubiła a zza wzgórza dobiegały krzyki parobków, których Boryna bił kułakiem. Na wiosce, która majaczyła w oddali, odbywało się wesele Wajdy, któremu ostał się tylko sznur, a wiadomo, trza być w butach na weselu.
Zapyrtakotał traktor i przy przybyszach pojawił się Waldek od Kargulów, któremu towarzyszył jego wierny Jan Burek. Waldek szybko i fachowo obmierzył miejsce, na którym stali astronauci, popatrzył na nich surowo i chwycił za kosę.
- Na trzy palce! –wrzasnął i zamierzył się na przybyszów. Ci salwowali się ucieczką do pojazdu. „Buzz” świsnął guzik startu i… Pyknęło parę razy i tyle. Posiedzieli jakiś czas aż się Waldkowi od Kargulów stać z kosą podniesioną do góry znudziło. Jak już poszedł dokonali oględzin lądownika. Ktoś, kurna, zapindolił im karburator!
- Oh shit! – powiedział „Buzz” i zaczął się rozglądać. Akurat przechodziła stara Grudecka z chrustem na plechach. Zapytał o warsztat najbliższy.
- A ło tam – odpowiedziała wskazując nieodległa kuźnię. Popędzili tam w te pędy.
Kowal podrapał się w głowę i posłał chłopaków, co w kącie zębami gwoździe prostowali, by zaraz przypchali niesprawny pojazd. Trochę im zajęło. Kowal rzecz zbadał i pokręcił głową.
- Mam tu teraz dla Maciaszczyka pług zrobić. Wcześniej jak w niedzielę nie dam rady. – zawyrokował.
- A niedziela to kiedy? –zainteresował się Neil bo, prawdę mówiąc, nie orientował się jak to na Marsie z kalendarzem.
Kowal policzył na palcach.
- Noooo… za dwanaście dni.
„Buzzowi” łzy w oczach stanęły. Neil zachował zimną krew.
- A szybciej się nie da? – zapytał.
- Jak się da, to się zrobi – wyjaśnił kowal i popatrzył znacząco na przybyszów. Oni też patrzyli. Jednak chyba ci absolwenci MIT, UCLA, Stanford University i Princeton nie załapali co oznacza, że kowal patrzy na nich znacząco. W końcu zaprocentowało to, że kiedyś „Buzz” zabalował trzy dni na Greenpoincie. Rozpiął kombinezon, wyjął portfel i wyciągnął sto dolarów. Kowal nawet nie mrugnął. Podobnie przy drugiej i kolejnej setce. Przy siódmej „Buzz” zaczął się zastanawiać czy z punktu widzenia fizjologii takie powstrzymywanie się od mrugania to w ogóle jest normalne. Kowal mrugnął dopiero po zdjęciu przez Armstronga ślubnej obrączki i unikalnego Ulysse Nardina.
- To polecę na szrot – zakomunikował. – Nie będzie drogo bo tu nie ma Niemców więc nie ma od kogo ściągać folcwagenów więc i części nie są chodliwe.
Zasugerował by poczekali w pobliskiej gospodzie, gdzie Jankiel właśnie rozpijał okoliczne chłopstwo. W drzwiach do gospody spotkali wychodzącą z wójtem Jagnę, która przeciągle i uwodzicielsko spojrzała na obu, nie zapominając popatrzeć każdemu na tłoka.
Siedli przy stole i zamówili po piwie. Był tylko „Kasztelan” ale niepasteryzowany. Zaraz przysiadł do nich niejaki Drzymała, którego wóz parkował niedaleko od miesiąca a on stanowczo uchylał się od zalegalizowania tego stanu. Neil od razu skorzystał i zapytał skąd się tu wzięli ci wszyscy.
- Ja ze Skiroławek - wyjaśnił Drzymała takim tonem jakby wszędzie, także i na przylądku Canaveral wiedzieli, gdzie leża Skiroławki.
- Ale tak w ogóle..?
- Agencja nas przysłała – powiedział Drzynmała.
- NASA?! – zdziwił się „Buzz”
- Nie. Rolna. Cudów naobiecywali. Ogórki to miały rosnąć na półtora metra a żyto samo fermentować w kłosach. Nie mówiąc o tym, że od promieniowania kosmicznego babom po dodatkowym cycku miało urosnąć. I to takie jak ogórki!
- I urosło?
- Ogórki owszem. Tylko co z temu jak tu nie ma Unii więc dopłat z tego żadnych nie ma a komu cokolwiek sprzedamy jak wszystkim rośnie. No nie opłaca się!
„Buzz” zerknął na kuźnię gdzie chłopaki, prostując w zębach gwoździe, zabierali się do zdejmowania osłon lądownika.
- A wrócić nie możecie?
Drzymała pokręcił głową z niechęcią.
- Nieeee… Struzik za transport odpowiadał.
- O f*ck! – chórem zakrzyknęli przerażeni astronauci.
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/rzeczpospolita-psl-celuje-w-kosmos/41cf9
Inne tematy w dziale Polityka