Jest taka wyspa na Oceanie Spokojnym, którą mieszkańcy nazywają Rapa Nui.
Wyspa ta przez ponad tysiąc lat była klasycznym rajem na ziemi. Było w bród żywności, energię i budulec zapewniały liczne na wyspie lasy. Populacja zamieszkująca wyspę rozrastała się i rosła w bogactwo. Ludzie mieli sporo czasu, zaczęli więc także tworzyć sztukę – ogromne rzeźby, które stawiane były w różnych częściach wyspy. Po prostu kraj mlekiem i miodem płynący.
Możemy przypuszczać, że w pewnym momencie niektórzy z mieszkańców wyspy zorientowali się jednak, że coś jest nie tak – drzew ubywało. Tam, gdzie wcześniej były lasy, teraz były pola lub nieużytki, poziom wód gruntowych obniżał się. Ludzie ci prawdopodobnie zaczęli namawiać innych do oszczędności – zużywajmy mniej drewna, nie palmy rytualnych ognisk, ograniczmy liczbę dzieci itp. Lokalni władcy wyspy prawdopodobnie początkowo nie byli zachwyceni: dlaczego nasze plemię ma oszczędzać, skoro inni tego nie robią? Przecież nasz podstawowy obowiązek to dbanie o dobrobyt ludzi a nie o drzewa.
Być może jednak udało się przekonać jakąś większą grupę wodzów plemiennych, że należy w jakiś sposób ograniczyć zużycie drewna. Wtedy jednak zwykli obywatele zaczęli się oburzać: dlaczego ogranicza się naszą wolność, my chcemy żyć na wysokim poziomie, to jest przecież możliwe. Na pewno stoi za tym wszystkim lobby producentów suszonego łajna, którzy robią nam wodę z mózgu, aby zarobić na swoim towarze. Drzew ubywa? Ktoś na pewno znajdzie jakieś rozwiązanie, mamy przecież tylu naukowców.
Reszta jest historią: w XVII wieku, po 1200 latach prosperity, drewno się skończyło. Ludzie skoczyli sobie do gardeł, aby wydrzeć sobie resztki zasobów. Niedokończone posągi do dziś leżą w kamieniołomach. Kiedy holenderski statek odkrył wyspę w Sobotę Wielkanocną 1722 roku wegetowało na niej w jaskiniach już tylko około 3000 mieszkańców.
I pewnie żałowali, że ich przodkowie „postępowali racjonalnie i ograniczali wydatki”, że zacytuję blog „myśli rozczochrane” z tego serwisu: https://www.salon24.pl/u/ufka/906353,moja-zarowka-wraca-z-przytupem.
Zainteresowanym polecam książkę „Świat na rozdrożu” Marcina Popkiewicza, z której zaczerpnąłem ten przykład i która (mam nadzieję) otworzy oczy niektórym przynajmniej niedowiarkom.
Jestem informatykiem ale ponieważ interesuję się historią - staram się pisać o historii. Pasjonuję się znajdowaniem analogii pomiędzy historią a dniem dzisiejszym. Interesują mnie też różne interpretacje tych samych zdarzeń.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka