Dall-E
Dall-E
Paweł Kasprowski Paweł Kasprowski
42
BLOG

Jak naprawić nasz system publikacyjny?

Paweł Kasprowski Paweł Kasprowski Technologie Obserwuj notkę 0
Naukowcy rozliczani są z liczby i miejsca opublikowanych artykułów naukowych. Jednak obowiązujący aktualnie w nauce system publikacyjny jest bardzo dziurawy i łatwy do oszukania. W tej notce pochylam się nad tym problemem.

W ostatnim czasie obserwujemy rosnącą falę oburzenia na naukowców, którzy korzystają z usług tak zwanych „papierni” (paper mills). Dla nie znających tematu: istnieją firmy zajmujące się produkcją artykułów, które na pierwszy rzut oka wyglądają na rzetelne, jednak są zwykle albo plagiatami albo opierają się na zmyślonych badaniach. Naukowcy mogą wykupić sobie udział jako współautorzy takiego artykułu i to firma dba o to, żeby został on przyjęty w jakimś renomowanym czasopiśmie.

Oprócz narzekań na nieetyczne postępowanie naukowców, można też przeczytać wiele krytycznych komentarzy na temat samej ewaluacji nauki, która – według krytyków – promuje „punktozę” a więc rozliczanie naukowców na podstawie punktów uzyskanych za publikacje.

W całym tym sporze nie zauważyłem jednak krytyki strony naprawdę winnej istniejącemu stanowi rzeczy. Tą stroną są wydawnictwa publikujące wątpliwej jakości prace.

Aktualny stan systemu wygląda następująco: autorzy przesyłają artykuł do czasopisma, czasopismo znajduje recenzentów a potem na podstawie ich rekomendacji decyduje o publikacji (bądź nie) artykułu. Na papierze wygląda to rozsądnie, jednak zwrócić należy uwagę na dwa podstawowe problemy: (1) czasopisma pobierają ogromne opłaty od autorów za publikację artykułu, oraz (2) recenzenci pracują zwykle za darmo (czasem za vouchery) i ich praca niespecjalnie liczy się jako osiągnięcie naukowe (można się nim pochwalić w CV, ale nie ma za nią żadnych realnych „punktów”).

Przed powstaniem Internetu wydawnictwa utrzymywały się z subskrybentów. Dlatego wtedy istotna była duża jakość publikowanych artykułów, bo to przyciągało czytelników. W dzisiejszych czasach wydawnictwa utrzymują się z autorów. Powoduje to całkowitą zmianę priorytetów: w obecnym modelu biznesowym zamiast jakości artykułów (i liczby czytelników) wyznacznikiem powodzenia czasopisma jest publikacja jak największej liczby artykułów. To musi wpłynąć na obniżenie standardów.

Byłem redaktorem kilku wydań specjalnych (Special Issues) w czasopismach i wiem jak trudno jest znaleźć kompetentnego recenzenta, który zgodzi się poświęcić swój czas aby zapoznać się z artykułem i ocenić jego jakość. Nie dziwi mnie to, bo jako wielokrotny recenzent wiem też, że rzetelne recenzowanie jest bardzo czasochłonne i wymaga głębokiej specjalistycznej wiedzy z danej dziedziny. Z tego powodu recenzenci znajdowani są często „z łapanki” i poddawani presji czasowej. Coraz częściej możemy więc zaobserwować, że jakość recenzji jest bardzo niska, tym bardziej, że najczęściej są to recenzje anonimowe, więc recenzujący nie ponosi za nią właściwie żadnej odpowiedzialności. Do tego wraz z rosnącą liczbą przesyłanych artykułów (których często później nikt nie czyta) rośnie też zapotrzebowanie na recenzentów, co jeszcze pogarsza sytuację.

Dużo się ostatnio mówi o tak zwanych „czasopismach drapieżnych” (predatory journals), które publikują wszystko, byle tylko autorzy zapłacili. Jednak należy sobie jasno powiedzieć, że problem nie sprowadza się do ich wyeliminowania. Nie istnieje wyraźna granica pomiędzy czasopismami drapieżnymi a uczciwymi. Każda ich lista jest w dużym stopniu subiektywna. Można też wskazać wiele (zbyt wiele!) przykładów artykułów opublikowanych w „renomowanych” czasopismach, które nigdy nie powinny się w nich znaleźć (polecam liczne przykłady na https://forbetterscience.com/).

W obecnie obowiązującym systemie autorzy de facto płacą wydawnictwom za „znak jakości”, który gwarantuje, że artykuł ma określoną wartość (mierzoną w punktach ministerialnych czy impact factor’owych). Płacą za to ogromne pieniądze, stawki dochodzą do 15-20 tys. za artykuł. Jednocześnie tą jakość oceniają anonimowi i wcale nie opłacani recenzenci, często znajdowani na chybił trafił. Trudno o bardziej absurdalną sytuację.

Przy tym stawką są ogromne pieniądze, nic więc dziwnego, że znajdują się ludzie organizujący „spółdzielnie” – ja zrecenzuję Tobie a Ty mnie – albo gotowi po prostu zapłacić za pozytywną decyzję.

Rozwiązaniem może być tylko kompletna zmiana systemu. W nowym systemie autorzy mogliby publikować swoje artykuły natychmiast i za darmo (w jakimś serwisie typu Arxiv.org) i dopiero później mogliby się starać o przyznanie „znaków jakości” jakichś wydawnictw. Recenzje byłyby jawne i podpisane przez konkretne osoby zatrudnione przez wydawnictwa i dobrze opłacane za wykonaną pracę. Wydawnictwa przestałyby być przedsiębiorstwami utrzymującymi strony WWW z artykułami a stałyby się jednostkami zajmującymi się oceną artykułów, zatrudniającymi wybitnych specjalistów – oczywiście za tą ocenę mogłyby pobierać opłaty jak dotychczas, jednak ich odpowiedzialność za decyzję znacząco by wzrosła (a pieniędzmi dzieliłyby się z recenzentami).

Czy taka reforma jest w ogóle możliwa? Oczywiście wydawnictwa nie będą zainteresowane zmianą profilu swojej działalności. Jednak widzieliśmy już takie bitwy w przeszłości: potężny przemysł muzyczny zaciekle walczył z pomysłem udostępnienia muzyki w Internecie, ponieważ zarabiał na płytach CD. Podobnie było, gdy wielkie studia filmowe sprzeciwiały się usługom streamingowym, ponieważ ich głównym źródłem dochodu były kina. W obu przypadkach „stare” przegrało z „nowym”, ale korporacje coś zyskały: udział w nowym modelu. Może i w tej sytuacji to się uda? W każdym razie na pewno bez takiej reformy wszelkie „apele”, „głosy oburzenia”, „rekomendacje” czy dodatkowe ciała kontrolne, które miałyby wykonywać ponowne (lepsze?) recenzje nie poprawią sytuacji.


Jestem informatykiem ale ponieważ interesuję się historią - staram się pisać o historii. Pasjonuję się znajdowaniem analogii pomiędzy historią a dniem dzisiejszym. Interesują mnie też różne interpretacje tych samych zdarzeń.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Technologie