PAP/Stanisława Walasiewicz
PAP/Stanisława Walasiewicz
Paweł Kasprowski Paweł Kasprowski
181
BLOG

Czy sport „kobiecy” wciąż jest kobiecy?

Paweł Kasprowski Paweł Kasprowski Sport Obserwuj notkę 20
Finałowa walka Julii Szeremety z osobą z Tajwanu wskazała (po raz kolejny!) na wielki problem jaki ma współczesny sport z rywalizacją kobiet. W tym wpisie postaram się przeanalizować ten problem i wskazać możliwe rozwiązanie.

Wszyscy wiedzą, że gatunek homo sapiens dzieli się na dwie płcie: męską i żeńską. Jednak od zawsze wiemy też, że są osoby, które są „gdzieś pomiędzy” – nazywaliśmy kiedyś to zjawisko „hermafrodytyzmem” ale ostatnio okazało się, że to stygmatyzujące (?) więc nazywa się to „interpłciowością” lub „niebinarnością”. To oczywiście nie jest nic nowego pod słońcem – sam(a) Hermafrodyta, syn Afrodyty i Hermesa, to postać z czasów greckich.

W starożytnej Grecji nie było problemu z płcią sportowców – wszyscy startowali w kategorii „open” i Cynisca ze Sparty musiała pokonać wszystkich mężczyzn, aby zdobyć laur olimpijski. Jednak w nowoczesnym sporcie w prawie wszystkich konkurencjach mamy podział na kobiety i mężczyzn. Początkowo podchodzono do tematu w sposób bardzo prosty: zaglądając w majtki. Jeśli osoba miała żeńskie organy płciowe, to była uznawana za kobietę. To podejście działało, choć zdarzały się wyjątki, jak na przykład Stanisława Walasiewiczówna (Stella Walsh) u której dopiero po śmierci wykryto niedorozwinięte męskie organy płciowe.

Pojawiają się więc dwa pytania: (1) czy to rzeczywiście jest problem i (2) jak zmierzyć „kobiecość”. Postaram się odpowiedzieć na obydwa z nich.

(1) Są osoby, które twierdzą, że mierzenie „kobiecości w kobiecie” nie ma sensu. Więcej testosteronu czy nieaktywny chromosom X to po prostu kolejny atut, taki sam jak wyższy wzrost czy dłuższe nogi. Tak więc bierzmy pod uwagę tylko zewnętrzne narządy płciowe. Jednak moim zdaniem sprawa nie jest taka prosta – szczególnie w dzisiejszym świecie, w którym coraz częściej odchodzi się od binaryzacji płci i pojawia się coraz więcej tak zwanych „osób niebinarnych”. Dodatkowo – współczesny sport to wielkie pieniądze a medycyna czyni cuda, więc możemy przy takim podejściu spodziewać wielu mężczyzn, którzy „poczuli się kobietami” i którzy będą z żeńskimi narządami płciowymi startować w zawodach damskich. To szybko zabije sport kobiecy.

(2) Jak więc mierzyć kobiecość? Kiedyś stosowano genetyczny test ciałek Barra – czyli poszukiwanie nieaktywnego chromosomu X . Na tej podstawie zniszczono karierę Ewy Kłobukowskiej, jednak ten test został już dawno zdyskredytowany. Aktualnie mierzy się poziom testosteronu w jednostce nmol/l. Przyjmuje się, że kobieta powinna mieć ten poziom poniżej 3 a mężczyzna powyżej 7, więc jest całkiem spory margines. Tak więc na przykład wartość 5 mogłaby zostać użyta jako granica pomiędzy kobietą i mężczyzną. Tak zrobiła w 2018 roku Międzynarodowa Federacja Lekkoatletyczna. Problem nie jest jednak tak prosty jak waga w sportach walki. Osoba, która ma wysoki poziom testosteronu i która w sztuczny sposób go obniża uzyskuje słabsze wyniki (co pokazał przypadek Caster Semenya), jednak fakt, że ta osoba miała wyższy poziom testosteronu wcześniej (a szczególnie w okresie pokwitania) powoduje, że ma na przykład grubsze kości czy większą pojemność płuc. Tak więc kobietą może być tylko osoba, która NIGDY nie miała poziomu testosteronu równego mężczyznom. Problem, jak to sprawdzić pozostaje otwarty.

W tym kontekście oczywiście pojawiają się pytania o dyskryminację osób niebinarnych. Dyskryminacja to generalnie ciężki temat. Często okazuje się, że nie dyskryminując jednych, krzywdzimy drugich. Dobrze pokazuje to przykład Caster Semenya, która zdobyła dwa mistrzostwa świata oraz mistrzostwo olimpijskie jako kobieta, a teraz ma ze swoją żoną dwójkę dzieci. Mimo tego jest wciąż w sporze z Federacją Lekkoatletyczną i uważa, że "kobiety traktowane są jak zwierzęta". Jak to porównać z Joanną Jóźwik, która na igrzyskach była piąta za trzema osobami, które wyglądały jak mężczyźni?

Wydaje się, że jedyne uczciwe rozwiązanie na dzisiaj to ciągłe mierzenie poziomu testosteronu u każdej sportsmenki chcącej startować jako kobieta. I – co najważniejsze - to powinno być rozwiązanie jednolite w każdej dyscyplinie – także na przykład w boksie czy w zapasach. Kwalifikacja do zawodów "na podstawie paszportu", jak to w boksie zrobił MKOL, zabija ten sport w wydaniu kobiecym.

Ktoś na pewno zapyta: a co z osobami, które mają poziom testosteronu wyższy niż 5 nmol/l a czują się kobietami? Moja odpowiedź: Niech startują w kategorii open razem z mężczyznami albo lobbują za stworzeniem nowej kategorii „osoby niebinarne z testosteronem <=10 nmol/l”. Szczerze życzę powodzenia. </p>

Disclaimer: W tym poście odnoszę się tylko do problemu płci a nie odnoszę się w ogóle do problemu dopingu, czyli nielegalnych środków farmaceutycznych. O tym być może będzie inny post.


Jestem informatykiem ale ponieważ interesuję się historią - staram się pisać o historii. Pasjonuję się znajdowaniem analogii pomiędzy historią a dniem dzisiejszym. Interesują mnie też różne interpretacje tych samych zdarzeń.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Sport