Tekst ten został zainspirowany wpisem, który znalazłem na FB, a który brzmiał tak:
"Regionalizmy to zagrożenie dla wewnętrznej spójności i jedności kraju. Jak niszczycielska dla jedności narodowej jest lewacka decentralizacja widać najlepiej na przykładzie Hiszpanii. Dziś w debacie publicznej nie ma postulatów centralistycznych, gdyż chore lewactwo widzi w nim faszyzm. Debata dotyczy jedynie bardziej lub mniej posuniętej decentralizacji. A decentralizacja to największe niebezpieczeństwo dla sprawy narodowej. Decentralizacja służy siłom odśrodkowym dla rozbijania narodu od wewnątrz, do budowania odrębności, wzajemnego szczucia i napuszczania, do budowania konfliktów i rozłamów."
Pewnie wielu czytelników tego blogu zgodzi się z zacytowanym tekstem. I właśnie dlatego zdecydowałem się przybliżyć Państwu nieco skąd właściwie wzięła się „sprawa narodowa” i „jedność narodowa” o której tak górnolotnie pisze Autor wpisu (podpisujący się jako Michał Marcinkowski).
Aby do tego dojść najpierw należy zacząć od zdefiniowania, czym właściwie jest naród. Najprościej mówiąc naród to grupa ludzi, która… uważa się za jeden naród. Jeśli znajdzie się wystarczająco dużo osób, które uważają się za przedstawicieli narodu X, powstaje naród X. Jeśli tych osób jest mniej, mówimy o „grupie etnicznej”. Nie ma dokładnej granicy, ale na przykład 800 tys. Ślązaków uważanych jest za grupę etniczną a 1800 tys. Słoweńców za naród. Dlaczego Ci ludzie uważają się za jeden naród? Najczęściej chodzi o wspólny język i wspólną kulturę. Oczywiście jest wiele podobieństw pomiędzy językami czy kulturami różnych narodów – podział jest więc w wielu przypadkach mocno umowny. Bardzo często wynika też z wyznawanej religii: w ten sposób łatwo odróżnić Szkota od Irlandczyka czy Polaka od Ukraińca.
Jak to się ma do państwa? Otóż do końca XVII wieku NIJAK! Może to wydaje się dziwne ale do końca XVII wieku nikt nie mówił ani nie myślał o „państwie narodowym”. Państwo to był twór wynikający z umowy społecznej – rządził nim król, cesarz czy książę a wszyscy mieszkańcy państwa – niezależnie od narodowości - byli jego poddanymi. Oczywiście istniała lojalność w stosunku do państwa, istniało przywiązanie do państwa. Rzymianie na przykład byli bardzo dumni ze swojego państwa – pomimo, że pochodzili z różnych narodów – byli Gallami, Etruskami, Illiryjczykami, Iberami, Grekami nawet Arabami (jak cesarz Filip). Podobnie obywatele Rzeczypospolitej Polskiej walczyli o swoje państwo, chociaż dzisiejszą miarą zakwalifikowalibyśmy ich jako Mazurów, Rusinów, Litwinów, Żmudzinów, Polaków, Pomorzan, Łemków czy Tatarów.
Zresztą do XVII wieku dowolna osoba zapytana „jakiej jesteś narodowości?” najpewniej odpowiedziałaby: katolik, prawosławny, muzułmanin, ewentualnie powiedziałaby: jestem z Kłobucka. Wbrew temu, co możemy przeczytać u Sienkiewicza czy Waltera Scotta nie było pojęcia „sprawy narodowej”. Była oczywiście jakaś wspólnota kulturowa, jednak różnice między regionami były duże a "wspólnota" jeśli już była, to występowała na małych obszarach i ze względu na skalę powinniśmy tu raczej mówić o plemionach niż o narodach. Zresztą „plemię” o podobnej kulturze i języku mieszkające niedaleko było często większym wrogiem niż mieszkający gdzieś daleko w stolicy władca. Podobną sytuację możemy zaobserwować i dzisiaj wśród kiboli: patrz Cracovia vs. Wisła czy Górnik Zabrze vs. Ruch Chorzów.
No to skąd się właściwie wzięło pojęcie „sprawy narodowej”? Odpowiedź pewnie zafrasuje prawicowych narodowców. Pojęcie to powstało w trakcie Rewolucji Francuskiej – a więc stworzone zostało przez klasycznych „lewaków” i „masonów”. Pierwsze pytanie brzmi: dlaczego? I tu odpowiedź jest prosta: rewolucjoniści całkowicie odrzucili religię, która stanowi ważny element życia człowieka – a przecież człowiek potrzebuje jakiejś idei, dla której żyje (chyba, że jest „lemingiem”, który nie potrzebuje niczego). Dlatego takiemu człowiekowi trzeba było pokazać nową ideę: Ojczyznę (La Patrie). I z Ojczyzną na sztandarach ("Allons enfants de la Patrie") francuskie legiony zawojowały całą Europę. W ten sposób idea się rozpowszechniła: swoją „ojczyznę” zapragnęli mieć też inni. Oczywiście w zależności od temperamentu i innych aspektów poszło to w różne strony. Dzięki Bismarckowi nie mamy narodów Bawarczyków czy Sasów. Za to mamy Słoweńców, Chorwatów i Serbów (którzy mają nawet ten sam język – choć różne religie). To, że Włosi z Mediolanu to zupełnie inna kultura niż Włosi z Neapolu wie każdy, kto był w obu miastach. Tak więc podział na „narody” był często dość niejasny, wynikał z polityki, uwarunkowań geograficznych czy wręcz z przypadku. A potem po prostu ujednolicono języki i „było pozamiatane”.
W dzisiejszych czasach coraz więcej mamy nacjonalistów, którzy w imię swojego Narodu walczą z lewakami i masonami, a przede wszystkim z przedstawicielami innych narodów (jak definiuję nacjonalistę proszę sprawdzić w jednym z moich wcześniejszych postów). Na przykład „prawdziwi Polacy” wszędzie szukają spisków Niemców i Rosjan. Autor tekstu od którego zacząłem mój post bardzo szybko zaczął szukać u jednego z interlokutorów śladów pochodzenia niemieckiego. Najciekawsze jest jednak to, że jako przykład narodu podał Rzymian i rycerzy Karola Wielkiego, cytuję:
„takie pojęcia jak naród, ojczyzna, patriotyzm towarzyszyły ludziom od zawsze. Już Horacy pisał „dulce et decorum est pro patria mori” (słodko i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę). W średniowiecznej „Pieśni o Rolandzie” rycerze wracający do ojczyzny płakali z tęsknoty i wzruszenia na widok „słodkiej Francji”.
Trudno o bardziej bezsensowne porównanie, o Rzymianach już pisałem, o rycerzach Karola Wielkiego można napisać wiele, ale na pewno nie to, że pochodzili z jednego narodu.
Bardzo dziś modne jest poszukiwanie spisków i „tajnych planów”, więc powiedzmy sobie jasno po co „rządzącym światem” jest model państwa narodowego. Do końca XVII wieku mieliśmy dwa rodzaje wojen: wojny prowadzone przez władców, do których zatrudniali oni najemne wojska (patrz: wojna stuletnia) albo wojny religijne (patrz: wojna trzydziestoletnia). Od początku XVIII wieku najemne wojska już nie wystarczały, konieczny był przymusowy werbunek chłopów. Ile warci są tacy chłopi w konfrontacji z żołnierzami walczącymi „za Ojczyznę i Cesarza” przekonano się pod Jeną czy Austerlitz. Dlatego ci chłopi musieli także dostać swoją ideę, cel do walki. Idea narodowa była po prostu potrzebna i bez niej nie było co marzyć o zwycięstwie, o czym przekonało się Cesarstwo Austro-Węgier. Kulminacją tego nurtu była walka Niemców o Lebensraum, Wielka Wojna Ojczyźniana Rosjan i oczywiście „Zemsta za Pearl Harbor” Amerykanów. Bez tych idei II Wojna Światowa nie miałaby wystarczającej liczby wystarczająco zaangażowanych żołnierzy.
Powstaje więc pytanie: dlaczego nie możemy być wszyscy po prostu Europejczykami? Albo – z drugiej strony – Kaszubami, Ślązakami, Łemkami, Mazurami? Odpowiedź jest prosta: ktoś, kiedyś (nie tak dawno temu) podjął decyzję, że Państwo=Naród i od tej pory tak właśnie ma być. To rządzącym ułatwia wiele spraw.
Jestem informatykiem ale ponieważ interesuję się historią - staram się pisać o historii. Pasjonuję się znajdowaniem analogii pomiędzy historią a dniem dzisiejszym. Interesują mnie też różne interpretacje tych samych zdarzeń.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo