Zmarł Jan „Ptaszyn” Wróblewski. Muzyk, kompozytor, nauczyciel, dziennikarz, propagator jazzu, tata, mąż, ale przede wszystkim cudowny człowiek.
Zawsze w czapeczce z daszkiem i tym samym saksofonem. I z przydomkiem „Ptaszyn”. Pseudonim wymyślił Krzysztof „Komeda” z którym Pan Jan grywał jeszcze w latach 50. Saksofonu nie lubił pożyczać i jak mówił „nie lubię grać na cudzym instrumencie i nie lubię gdy ktoś gra na moim”. Pierwsza czapeczkę z daszkiem przywiózł z zagranicy w latach 70. „Pomyślałem, że to dobry sposób by zamaskować lekkie ubytki w mojej fryzurze”.
Przełomowe spotkania w USA
Za najważniejszy moment w karierze muzyka uważa się wyjazd do Stanów Zjednoczonych w 1958 roku. To było coś! Gra w amerykańskim zespole, spotkania z amerykańskimi jazzmanami. Koniec lat 50-tych w Polsce to czas odnowy i zmian w popkulturze. Jazz był w awangardzie tych zmian, a Jan „Ptaszyn” Wróblewski był w ich czołówce.
Jan „Ptaszyn” Wróblewski zawsze z wielkim szacunkiem wypowiadał się o swoich kolegach - muzykach. O Zbigniewie Namysłowskim powiedział: „W 1963 roku wraz ze swoim kwartetem tak wysoko zawiesił poprzeczkę, że dla nas był to nieosiągalny poziom. Na kolejnych festiwalach zawsze proponował coś nowego i zawsze wyprzedzał ducha czasu.”
W grudniu tego roku minie 60 lat od nagrania jednego z najwspanialszych dzieł z udziałem Jana „Ptaszyna” Wróblewskiego – Polish Jazz Quartet. Obok Mistrza Jana zagrali: Wojciech Karolak, Juliusz Sandecki i Andrzej Dąbrowski. Każdy z tych muzyków wywarł później olbrzymi wpływ na polski jazz.
Z Wojciechem Karolakiem nie tylko nagrywał płyty (w tym legendarny „Mainstream”), ale też panowie spędzali sporo czasu. Był również świadkiem na ślubie Mistrza Wojciecha z Marią Czubaszek.
W 1968 roku rozpoczęła się jego współpraca z Polskim Radiem. Przez 10 lat kierował Studiem Jazzowym, a od 1970 roku do śmierci prowadził legendarną audycję „Trzy kwadranse jazzu”, która była źródłem wiedzy o tym gatunku dla wielu pokoleń.
Stworzył też Chałturnika – zespół wykonujący jazz tradycyjny: „tego zwykłego jazzu nie grał nikt, zatem my chcieliśmy pokazać korzenie gatunku".
Otwarty na świat i kulturalny człowiek
Jan „Ptaszyn” Wróblewski był zawsze miły, uprzejmy, posługiwał się piękną polszczyzną, był cierpliwy i jednocześnie otwarty na to co nowego dzieje się na świecie.
„Nie wiem czy bawię się jazzem, ale gram ten jazz, który ja uważam za jazz. Bez nadmiernych odskoków w jakieś dziwne strony, to znaczy nie uciekam od free, bopu czy cool, ale to musi mieć moje znamię. Dostawałem za to bęcki, ale cóż… Zawsze byłem sobą”.
Smutny ten dzień dla polskiej muzyki…
Hirek Wrona
PS.
Wypowiedzi J.P. Wróblewskiego pochodzą z wywiadu, przeprowadzonego przeze mnie z Mistrzem 10 grudnia 2021 roku.
Fot. Jan Ptaszyn Wróblewski/arch. PAP
Inne tematy w dziale Kultura