Niezbyt długo szukałem muzyki, która będzie ilustracją tej apokaliptycznej wizji.
Pierwszy raz usłyszałem ją na albumie „The Art of Dying” Jasona Ajemiana. I nie był to kontrabas lidera, lecz trąbka jego przyjaciółki Jaimie Branch. Przez 39 lat swojego życia uczyła się, grała, komponowała, podróżowała, czytała i ćpała. Z tego ostatniego powodu nie ma jej z nami. Przedawkowała. Sądziła, że ma wszystko pod kontrolą. Nie miała. Wielu jest wspaniałych muzyków, którzy sądzili podobnie i dziś już nie mogą dzielić się z nami swoim talentem. Maszyny też wymknęły się spod kontroli - pisze Hirek Wrona.
Ludzkie złudzenie, sztuczna inteligencja
Moment, w którym sztuczna inteligencja stworzy własną sztuczna inteligencję – będzie początkiem końca naszej cywilizacji.
To już stało się kilka lat temu. Nadzieję wlewa jeszcze w nasze serca profesor Harvardu Atau Tanaka. Akademik, muzyk i performer powiedział w trakcie konferencji „Base To Do Events” w Bielsku Białej jesienią 2023 roku: „sztuczna inteligencja nie jest w stanie zastąpić człowieka i jego wrażliwości”.
Przekonywał, że wszystko jest pod kontrolą. Czy aby na pewno? Czy złe moce nie są w stanie wykorzystać sztucznej inteligencji do sprowadzenia na ludzi zła? I to w różnej postaci.
Wydaje się, że te właśnie obawy sprawiają, że czerpiemy coraz mniej radości z życia. Niepewna przyszłość zawodowa, społeczna i polityczna przysłania nam to co najpiękniejsze: radość z konsumpcji sztuki, a muzyki w szczególności.
Proszę spojrzeć na teksty utworów, które pojawiają się na popularnych wydawnictwach w ostatnich latach. Proszę posłuchać dźwięków: refleksyjnych, wolnych, przepełnionych goryczą, tech-housem, wolnymi bitami i psychodelicznymi lub szalonymi trashowymi solówkami na gitarach.
I to nawet kiedy pojawia się główna inspiracja tego tekstu album Billa Rydera-Jonesa – „Iechyd Da” (po walijsku: „dobry stan zdrowia”).
Piękny, inspirowany klasycznymi oraz folkowymi brzmieniami przynosi piękną i niezwykle liryczną muzykę. Czasem gdzieś tam brzmią echa produkcji Briana Wilsona, innym razem The Velvet Underground. Mam jednak nieodparte wrażenie, że choć wiele na tym albumie miłości to jest to bardziej zbiór przemyślanych piosenek o końcu świata. Zbyt wiele tu bólu oraz mroczności, których nie jest w stanie zniwelować piękny chór będący symbolem światła i nadziei. I wizji zagłady.
Cywilizacyjnej i moralnej. Bardzo chcemy tej prostej miłości, a wszyscy są coraz bardziej sfrustrowani i nieszczęśliwi. Brakuje wody, czystego powietrza i coraz częściej: pracy.
Ludzie – zostają spychani przez algorytmy, zmianę struktury zatrudnienia oraz sztuczną inteligencję do istot drugiej kategorii. Pierwszą zostały gigantyczne serwery ze swoją zawartością.
Życie przepełnione jest plastikiem niczym plaże z filmu o Aquamenie. Jedni cierpią głód, a inni zasypują zepsutym jedzeniem śmietniki. Za dużo wokół dronów, rakiet, zawiści, środków płatniczych, rozdętego ego oraz oraz hejtu. To wszystko nie daje spokoju. Ani twórcom, ani odbiorcom.
Hirek Wrona
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Kultura