Trucker hiob Trucker hiob
1647
BLOG

Ojciec John Corapi opuszcza kapłaństwo

Trucker hiob Trucker hiob Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Pisałem dwukrotnie już na mym blogu o ojcu Corapim. Najpierw było to świadectwo, czy też może biografia tego niezwykłego człowieka. Później, jakieś trzy miesiące temu, napisałem ze smutkiem o oskarżeniu go o niemoralne zachowanie w stosunku do jakiejś dorosłej kobiety i o nadużywanie alkoholu i zażywanie narkotyków. Ojciec John został odsunięty od wszelkich działań związanych z jego kapłaństwem, nie mógł publicznie głosić kazań, ani sprawować sakramentów i czekał na wnioski ze śledztwa, jakie Kościół miał przeprowadzić.


Kilka dni temu ojciec John ogłosił, że opuszcza kapłaństwo. Był to prawdziwy szok dla wielu z nas. Ja, gdy pierwszy raz o tym usłyszałem, zresztą od pana Franka Kucharczaka, nie mogłem w to uwierzyć. Jednak nie trudno było to potwierdzić, przeglądając amerykańskie, katolickie portale.


W moich poprzednich notkach o ojcu Corapim napisałem między innymi:


„Ojciec Corapi jest dziś chyba najbardziej znanym kaznodzieją w Stanach Zjednoczonych. Ma niesamowity dar mówienia prostym językiem prawdy. Nagrał setki wykładów, konferencji, kazań, przemów, gdzie naucza katolickiej, ortodoksyjnej wiary. Przez lata przemierzał Stany wzdłuż i wszerz, głosząc Słowo Boże we wszystkich stanach i w wielu innych krajach.”


„Niesamowita postać i niesamowity przykład Bożego Miłosierdzia w działaniu. Pokazujący nam także i to, że czasem musimy wszystko stracić i dosłownie wylądować na ulicy, by usłyszeć głos Boga. Bogactwo, pieniądze, sława – to nie jest błogosławieństwo. Bardzo często  jest odwrotnie. Błogosławieni ci, o których mówił Pan Jezus w ostatnią niedzielę. Cisi, ubodzy w duchu, ci, co się smucą…  Tak trudno nam to czasem zrozumieć. Dlatego tak dobrze się słucha ojca Corapi, bo on nie teoretyzuje. On to przeżył i jak on to nam powtarza, to można mu wierzyć.


„Corapi nie jest oskarżony o nic, co byłoby karane przez prawo. Nie są w to zamieszane żadne nieletnie osoby. Nie ma to żadnego związku z homoseksualizmem,  czy pedofilią. Była pracownica, osoba pełnoletnia, oskarżyła go nie u prokuratora, czy na policji, ale u kilku, czy kilkunastu biskupów, rozsyłając do nich list. Nie ma na razie żadnych podstaw, by jej wierzyć. A jednak potraktowano ojca Corapiego jakby już udowodniono mu jakieś przestępstwo, lub przynajmniej niemoralne zachowanie.”


Nie chcę tu przepisywać tego, co każdy sam może sobie przeczytać. Chodzi mi jedynie o pewne wprowadzenie do tematu. Uważałem i nadal uważam tego kapłana za osobę niezwykłą. Jego wykłady, kazania, nauki są wspaniałe, pełne miłości do Jezusa i Jego Matki, i zawsze zgodne z nauką Kościoła. To bardzo tradycyjny kapłan i mimo pięciu dyplomów wyższych uczelni i doktoratu z teologii daleki jest od wszelkich wymądrzań się. Ma wiarę jak małe dziecko i jak dziecko przyjmuje wszystko, czego naucza Kościół.


Ponieważ takie jest moje zdanie o nim, to z tym większym bólem serca przyjąłem jego decyzję porzucenia kapłaństwa. Dlatego chciałbym się tu podzielić z Wami moimi przemyśleniami na ten temat. I nie będzie to ani obrona jego decyzji, ani nie będzie to oskarżenie. Nie znam wszystkich faktów, lecz jedynie te, które są dostępne w Internecie. A to zapewne jedynie niektóre. Nie znam motywacji oskarżycieli, ani sędziów ojca Corapiego i nie czytam w jego sercu. Mogę tylko wysłuchać to, co on sam mówi i przyjąć to za dobrą monetę. Jednak cala ta sytuacja jest dla mnie niezwykle bolesna.


Ojciec Corapi w dniu 17 czerwca na swej stronie napisał między innymi:


„W najbliższą niedzielę, 19 czerwca, jest Niedziela Trójcy Świętej w liturgicznym kalendarzu Kościoła i Dzień Ojca w świeckim kalendarzu. To dzień, którego nigdy nie zapomnę. To będzie dwudziesta rocznica moich święceń kapłańskich. Przez dwadzieścia lat byłem nazywany „ojcem”. […]


"Wszystko się zmienia, tylko Bóg pozostaje niezmienny, więc muszę wam powiedzieć o zasadniczej zmianie w moim życiu. Nie będę uczestniczył więcej w publicznym życiu jako kapłan. Są pewne osoby posiadające  władzę w Kościele, które pragną, bym odszedł, więc odejdę." […]


"Obecne zarzuty, o których słyszeliście, pochodzą, o ile wiem, od osoby, której pomogłem w życiu więcej, niż jakiejkolwiek innej osobie. Wybaczam jej i mam nadzieję, że spotkają ją same dobre rzeczy." […]


"Kocham Kościół Katolicki i akceptuję to, co doszło do mnie. Niestety procedury, jakie są przestrzegane, są ze swej natury pełne wad, ale biskupi mają najwidoczniej  moc działania tak, jak im pasuje. Nie mogę tu rozciągle tłumaczyć co do mnie dotarło, ale mogę zdradzić, że najbardziej prawdopodobne jest to, że zostanę zawieszony na zawsze, aż wszyscy o mnie zapomną. Nie mogą mi udowodnić żadnej winy, bo jestem niewinny i nie mogą udowodnić mojej niewinności, bo to nielogiczne i niemożliwe. Wszystkie cywilizowane społeczeństwa to wiedzą. Ale najwyraźniej nie wiedzą tego niektórzy liderzy Kościoła Katolickiego."


"Po przeanalizowaniu całej sprawy mam tylko dwa możliwe wyjścia.  1. Mogę się cicho położyć i umrzeć, albo 2. Mogę kontynuować robienie tego co robię w sposób taki, w jaki jest to dla mnie możliwe."


"Ja nie zacząłem tego procesu. Biskup Corpus Christi w Teksasie nakazał to moim przełożonym, wbrew ich woli i ocenie sytuacji. Zagroził im, że wyśle naganny i paszkwilancki list do wszystkich biskupów amerykańskich, jeżeli mnie nie zawieszą. Miał do tego prawo i ja sam mu to prawo przyznaję. Biskupi nie są związani prawnymi procedurami nakazanymi przez prawo cywilne, gdy chodzi o wewnętrzne sprawy Kościoła.”


Dalej ojciec Corapi pisze, że jedynie domyśla się kto go oskarżył i jedynie domyśla się o co jest oskarżony. Nigdy mu tego nie powiedziano, zamykając wręcz możliwość obrony. Śledztwo prowadzi, według niego, osoba kompletnie niekompetentna. Nie ma żadnych zasad dotyczących dowodów, czy obowiązujących procedur w tym śledztwie. Jest on uznany za winnego, dopóki on sam nie udowodni inaczej. Nie ma żadnego prawa do zobaczenia dowodów jakie przekazuje strona oskarżająca. Oskarżyciele nie dostarczyli żadnych nazwisk świadków i Corapi nie ma prawa do zadania im żadnych pytań.


Dalej Corapi przypomina, że ani prawo kanoniczne, ani cywilne nie nakazuje takiego postępowania. Prowadzący śledztwo ignorują lub łamią zarówno normy prawa cywilnego, jak i kanonicznego, jak tylko jest im wygodnie.


Tak to wygląda ze strony ojca Corapi. Albo raczej tak to się stara on nam przedstawić. Jednak są pewne inne niepokojące fakty, o których nie wspomina on wcale. Jednak by o nich powiedzieć należy najpierw powiedzieć parę słów o wspólnocie do której należy, czy może już teraz należał ojciec Corapi.


Society of Our Lady of the Most Holy Trinity to stosunkowo nowa wspólnota, założona w 1958 roku. Strukturalnie różniła się dość znacznie od tradycyjnych zakonów, takich jak franciszkanie, czy jezuici. Poszczególne misje musiały być samowystarczalne i taka miała być misja ojca Corapi. On sam mieszkał w Montanie, daleko od swych przełożonych z Corpus Christi w Teksasie, a jego działalność finansowała założona przez niego instytucja pod nazwą „Santa Cruz Media”. Zezwolił mu na to sam założyciel zgromadzenia i choć od tamtego czasu finansowe zasady działania  Wspólnoty zmieniły się, ojca Corapi nadal obowiązywało poprzednie ustalenie.


Corapi nazywa siebie samego teraz „Black sheep dog”.  Trudno jednoznacznie to zinterpretować, bo mamy tu połączone dwa określenia: „Black sheep” to czarna owca, a „sheep dog” to owczarek.  Określając się w ten sposób ojciec Corapi niejako uznaje się, zapewne ironicznie, za czarną owcę, pamiętając jednak, że jest pasterzem pilnującym owiec.


Ciekawe i zastanawiające jest jednak to, że ojciec Corapi nie wymyślił tego określenia ani teraz, gdy zdecydował się na odejście od kapłaństwa, ani nawet trzy miesiące temu, gdy został oskarżony. Okazuje się, że Santa Cruz Media już 8 kwietnia 2010 roku, na wiele  miesięcy przed oskarżeniami, zgłosiły ten slogan do uznania go za zastrzeżony znak towarowy. Jednak zastanawiające jest to, że właśnie teraz, dziesiątego maja 2011, uzyskano potwierdzenie rejestracji tego znaku towarowego.


Ojciec Corapi pisze autobiografię, która niewątpliwie będzie fascynującą lekturą. Ma być wydana wkrótce i jej tytuł to “The Black Sheep Dog”. Jednak nie da się napisać książki w parę dni. Wygląda więc na to, że to już przed rokiem, wraz z rejestracją tego określenia ojciec Corapi zaczął pisać swe wspomnienia.


Oczywiście mając takie życie jak on dobrze jest je opisać. Dać świadectwo. Jeszcze trzy miesiące temu wydawało się to być sprawą oczywistą i bardzo jednoznaczną. Były milioner, przyjaciel największych gwiazd Hollywoodu, wpada w nałóg narkomanii i traci swój piękny dom w Beverly Hills, traci swoje czerwone Ferrari i zostaje bezdomnym bumem. Mieszka na ulicy. Dzięki modlitwom swej matki otrzymuje łaskę nawrócenia, staje na nogi, spowiada się pierwszy raz od kilkudziesięciu lat i zostaje księdzem. Wyświęcony w Rzymie, przez błogosławionego Jana Pawła II, zostaje wysłany na misję do rodzinnych Stanów Zjednoczonych. Co za wspaniała historia. Tylko teraz ten zgrzyt…


Jeszcze raz podkreślę, nie wydaję sądu w samej sprawie. Nie wiem, czy oskarżenia są prawdziwe, czy nie. Wierzę, że takie nie są, ale moje subiektywne przekonanie nie ma tu nic do rzeczy. Wiem jednak, że jest jeszcze jeden niepokojący element w całej tej sprawie.


Ojciec Corapi wspominał, że nie może się ani kontaktować ze świadkami, czy z oskarżycielką, ani nawet, że nie jest do końca pewien kim ona jest. Że jedynie może się tego domyślać. Nie wspomniał jednak tego, że pracownicy Santa Cruz Media musieli podpisywać oświadczenie, że odchodząc zachowają tajemnicę w sprawie wszystkiego, czego byli świadkami w czasie swej pracy. Za podpisanie tego oświadczenia otrzymywali pieniądze. Nie wspominał też, że podał do sądu osobę, która jest tu najprawdopodobniej tą oskarżającą, o złamanie warunków tego oświadczenia.


Oczywiście są pewne prawne i logiczne powody dla których można takiego oświadczenia wymagać. Na przykład po to, by zachować w tajemnicy informacje o klientach, by zachować anonimowość tych, którzy wspomagają organizację finansowo, by wreszcie uchronić pomysły i projekty, którymi się dana organizacja zajmuje przed skopiowaniem, czy skradzeniem ich przez inne organizacje. Trudno jednak sobie wyobrazić, by to oświadczenie było tak skomponowane, by zawierało ono aż tak szeroki zakres spraw, że zgłoszenie do władz o niemoralności pewnych zachowań w czasie pracy w danej organizacji byłoby naruszeniem tego kontraktu. A tu najwyraźniej mamy do czynienia z taką sytuacją.


Ojciec Corapi się skarży, że nie ma możliwości rozmawiania z oskarżającą go osobą, broni się też mówiąc, że inne osoby wycofały się z oskarżania go. Jednak wygląda to zupełnie inaczej, gdy spojrzymy na to przez pryzmat faktu, że to on podał do sądu tę osobę, która go oskarżyła. Inne mogą po prostu czuć się zastraszone, obawiając się także kłopotliwych i kosztownych procesów sądowych, a ta osoba, która go oskarżyła także nie bardzo może poddać się żądaniom adwokatów Corapiego, gdy równocześnie jest przez nich sądzona za złamanie kontraktu, który podpisała.


Sprawa zatem jest bardzo skomplikowana i z pewnością nie jest jednoznaczna. Bo ja rozumiem, że są w Kościele osoby, także wśród hierarchów, którym zależy na uciszeniu ortodoksyjnych głosów mających wpływ na miliony wiernych. Ojciec Corapi był takim głosem. Liberałowie w Kościele drżeli przed nim. Mieliśmy przecież podobną sytuację z radiem Matki Angeliki. Ona sama, bojąc się, że liberalni hierarchowie w amerykańskim Kościele zmuszą ją do oddania im kontroli nad jej medialnym imperium, zdecydowała się na przekazanie go w ręce świeckich osób, którym ufała bardziej, niż konferencji amerykańskich biskupów.


W pewnym sensie ojciec Corapi zdecydował się na podobny krok, ale jest tu pewna zasadnicza różnica. Matka Angelica zaufała Jezusowi, sama oddając się temu, czym było jej pierwsze powołanie. Wróciła za kratę, bo przecież jest ona klaryską, kontemplacyjną mniszką. Pozostała wierna swemu powołaniu, zostawiając sprawy światowe, zostawiając media opiece bożej i zaufanym współpracownikom.


To, na co zdecydował się ojciec Corapi, opuszczenie przez niego kapłaństwa, jest właśnie najbardziej bolesne w tej sprawie. Tego właśnie nie mogę do końca zrozumieć, ani w żaden sposób zaakceptować. Zaledwie trzy miesiące po oskarżeniu  zdradza swoje powołanie, zdradza Jezusa, by zacząć nową działalność już jako osoba świecka.


W pewnym sensie lepiej jest, że tak się stało, niż gdyby miał on stać się buntownikiem wobec biskupa, pozostając aktywnym, choć odsuniętym od możliwości działania księdzem. Jest to z pewnością lepsza sytuacja niż taka, w jakiej znajduje się, powiedzmy, pewien  ksiądz krakowskiej archidiecezji, który mimo zakazów i upomnień aktywnie działa, także poprzez youtube, siejąc zamęt i powodując rozłamy w Kościele.


Nie chodzi tu jednak o to, co jest większym, a co mniejszym złem. Nie chodzi o to, czy lepiej być księdzem buntownikiem, czy lepiej opuścić kapłaństwo. Lepiej być po prostu świętym, a zwierzchnikom zawsze posłusznym. Mamy w historii dziesiątki, setki  przykładów fałszywych oskarżeń kapłanów, którzy w pokorze nieśli ten krzyż. Każdy z nas zna taki fakt np. w życiu Padre Pio. On  jednak poddał się decyzji przełożonych bez słowa protestu, ufając, że Bóg sam doprowadzi do wyjaśnienia kontrowersji. Niektórzy święci czekali całe dziesięciolecia na wyjaśnienie i zdementowanie fałszywych oskarżeń. Ojciec Corapi nie czekał nawet trzech miesięcy.


Szkoda. Pozostaje pewien niesmak i smutek, że akurat tak się to wszystko potoczyło. Musimy jednak pamiętać także, że to, co tu opisuję to są jedyniue skutki wynikające z pewnej przyczyny.  A przyczyną tą są ataki złego na Kościół, na kapłaństwo, na Jezusa.


Corapi jest tu ofiarą niezależnie od tego, czy oskarżenia pod jego adresem są prawdziwe, czy nie. On sam wielokrotnie mówił o tym jak bardzo niesprawiedliwy jest dziś proces osądzania oskarżanych księży. Mówił o tym, że księża są uznawani za winnych z samego faktu oskarżenia i to oni muszą udowodnić swą niewinność, gdy tymczasem każdy powinien być uważany za niewinnego, dopóki nie udowodni się mu winy.


Wiele tych przypadków dotyczy spraw sprzed wielu lat. Pamięć ludzka jest zawodna, świadkowie są niemożliwi do odnalezienia, motywacja oskarżeń często jest finansowa, bo Kościół wypłaca milionowe odszkodowania – zatem wiele takich przypadków to były zwykłe oszustwa i naciąganie Kościoła. Ale przy okazji wielu kapłanom złamano życie.


Kościół dawniej popełnił wiele błędów w ocenie przypadków niemoralnego zachowania się księży. Reakcje Kościoła, wynikające zresztą z tego, co podopwiadali swieccy lekarze i psychologowie, okazały się po latach błędne i zamiast skorygować problem zamiatały go pod dywan, albo przenosiły w inne miejsce. Kosztowało to nas wszystkich wiele pieniędzy i nawet więcej; Utratę wiarygodności i posądzenie o złą wolę. Teraz więc Kościół dmucha na zimne. Teraz działa on tak ostrożnie, że czasami mamy wrażenie, że wylano dziecko z kąpielą. Dziś wystaczy nawet często bezpodstawne oskarżenie, o coś, co się wydarzyło przed wielu laty, by uznać księdza za winnego. Nie dając mu nawet szans na obronę.


Nie wiem zatem, czy przypadek ojca Corapi jest kolejnym przykładem zniszczenia świętego kapłana przez fałszywe oskarżenie, czy też kolejnym przypadkiem człowieka, który uległ pokusie i powrócił do swych dawnych grzechów. Tak  źle i tak niedobrze. Żałuję, że nie okazał się on taką osobowością jak wielcy święci w pokorze znoszący fałszywe oskarżenia. Nie oskarżam go jednak, bo sam pewnie też bym nie potrafił w sobie tyle pokory znaleźć. Ale zawsze boli, gdy nasze ideały spadają z piedestałów i okazują się tylko ludźmi. Grzesznymi ludźmi.


Będzie interesujące to, jak dalej potoczą się losy Johna Corapi. Ma on dziś w USA wiernych wyznawców, gotowych pójść za nim wszędzie gdzie ich ten czarny owczarek zaprowadzi. Ma też wrogów, rozżalonych słuchaczy swych wykładów, którzy uważali go za chodzącego świętego i których zaufanie zawiódł. Myślę, że najwięcej jednak jest ludzi takich jak ja. Pamiętających o nim w modlitwie, zmartwionych, ale nie wiedzących do końca co się dzieje. Czas pewnie pokaże i dojdziemy do prawdy, ale zła, które się dzieje teraz nie będzie się dało do końca naprawić.


Dlatego tak ważne wydają mi się modlitwy za naszych kapłanów i za wszystkich wierzących. Byśmy wytrwali w wierze. Zły będzie ich i nas atakował. On się nie zraża tym, że ktoś jest „bardzo święty”. Im trudniejsze wyzwanie dla kudłatego, z tym większą zaciekłością atakuje. Kusił przecież samego Jezusa. Zupełnie inaczej, niż my.


My często nie chcemy się modlić za największych grzeszników, uważając ich za naszych wrogów, godnych potępienia. Ale myśląc w taki sposób myślimy dokładnie tak, jak szatan. On właśnie tego od nas oczekuje. Tymczasem powinniśmy walczyć o każdego. Największego świętego spośród żyjących i największego grzesznika. Bo nikt nie jest bezpieczny. Święci tracą wiarę, a grzesznicy się nawracają i tylko my możemy zapobiec temu pierwszemu, a umożliwić to drugie.


Poniżej kilka linków do angielskojęzycznych materiałów na temat ojca Corapi. Ja być może za parę miesięcy napiszę jak ta sprawa dalej się rozwija. Dziś po prosto proszę o modlitwę za niego i za wszystkich kapłanów. Także za wszystkie inne osoby, świeckie, za dziennikarzy piszących w katolickich mediach i za mnie także. O dar wiary musimy się modlić, bo jest to dar, który każdy z nas może utracić.


I choć jestem daleki od stwierdzenia, że ojciec Corapi tę wiarę traci i mam nadzieję, że pozostanie on zawsze bardzo ortodoksyjnie katolicki, to przecież widać wyraźnie, że coś złego się tu dzieje. Że mogło być inaczej, lepiej. I częściową winę za to ponosimy także my, zapominający o tym, jak bardzo są im, naszym pasterzom, potrzebne nasze modlitwy.

 

Nazywam się Piotr Jaskiernia, mam 61 lat i od wielu lat mieszkam w Stanach. Z zawodu jestem "truckerem", kierowcą. Moim hobby jest apologetyka, a moją pasją nowa ewangelizacja. Zawsze szukam nowych dróg, by dotrzeć z Dobrą Nowiną do kolejnych osób, stąd moja obecność tutaj. AUDYCJE RADIOWE, PROGRAMY TV I ARTYKUŁY PRASOWE Z MOIM UDZIAŁEM: KLIK Moje FORUM: www.katolik.us Zapraszam. Kontakt.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości