Ta notka została zainspirowana komentarzami pod moim blogiem na Frondzie, gdzie Magdusia napisała, cytując najpierw mnie:
(hiob:) "I gdy będziemy mieć najlepszych sędziów, najlepszych prawników, najlepszych lekarzy, najlepszych bankierów i najlepszych wydawców i dziennikarzy, piszących w najlepszych i naszych gazetach, to wtedy my będziemy mieć i nadreprezentację i rząd dusz i zwycięstwa we wszystkich wyborach. Ale to możemy zdobyć tylko pracą od podstaw,"
(Magdusia:) Hiobie – a ten cytat – zdaje się podsumowuje najlepiej (bo jest kilka innych również) całą Twoją głupotę, która tak często pojawia się w Twoich tekstach. Myślę, że – mimo wieku i chęci – strasznie Ci brakuje pewnej dojrzałości i zupełnie niepotrzebnie się z tym brakiem afiszujesz w polemikach podobnych do tej, ale to też o czymś świadczy.
A po chwili dodała, cytuję dosłownie:
Hiobie, piszesz (to inny cytat do konkursu na najgłubszy):
(hiob:)"Jak wspomniany wyżej Obama, który „po ludzku” nie miał szans. Rozbita rodzina, mulat, a zatem odrzucany i przez Murzynów i przez białych, do tego wcale nie takie pewne, czy nawet urodzony w USA, co powinno zamknąć mu drogę do Białego Domu. Tak jednak się nie stało."
(Magdusia:) Kolejna palma zwycięstwa niezrozumienia, naiwności, głupoty, demagogii i nadinterpretacji. Zastanawiam się, czy ty aby nie pisujesz bajek dla katolickich Dzieci, aby przypadkiem nie zaczęły porządnie myśleć?
Najlepiej to podsumowała Elffi, pisząc:
:))))) A już Magdusia przypisująca Ci głupotę w cytowanych fragmentach Twoich tekstów i pisząca stylem zgoła inne przypominającym! Bezcenne!!!
Jednak i ja chciałbym od siebie dodać parę słów.
Pewnie lepiej byłoby to zostawić, bo i sama zainteresowana niewiele zrozumie z tego co piszę, ale przecież ten blog nie jest tylko dla niej, więc myślę, że inni jakoś z tego wpisu skorzystają.
Zacznę od pewnego cytatu, który mi najprawdopodobniej "zaszkodzi" w oczach niektórych moich gości, ale po pierwsze zamieszczałem go już na swych stronkach, a po drugie zgadzam się z autorem tych słów całkowicie, więc mi tu pasuje jak ulał.
Autorem cytatu jest Andrzej Szczypiorski. Jest to fragment książki "Z notatnika stanu wojennego" wydanej przez wydawnictwo "POLONIA", pierwsze wydanie polskie wrzesień 1983.
"Dwunastego grudnia 81 w południe, kiedy przemawiałem na Kongresie Kultury, mówiłem o antysemityzmie bez Żydów, jako najbardziej schizofrenicznej i obłąkańczej koncepcji, która się u nas pojawiła. Mówiłem o tym z pasją, ponieważ nic tak nie wyprowadza mnie z równowagi, jak głupota.
Można z tym oczywiście polemizować. Olbrzymia większość ludzi myślących w sposób demokratyczny uważa antysemityzm za nikczemność. Ja mam w tej kwestii odrobinę inny pogląd, ale właśnie tylko odrobinę, ponieważ wszystko, co głupie, jest równocześnie nikczemne, a przynajmniej może się stać nikczemne.
Otóż antysemityzm jest potwornie głupi, jest świadectwem skretynienia. Antysemici mają mózgi wielkości orzecha laskowego. Sprawdziłem to dziesiątki razy. Antysemita jest nie tylko antysemitą, ale również idiotą w zakresie banalnych spraw życiowych. Nie potrafi ugotować jajka na twardo, nie wie jak korzystać z książki telefonicznej, nie jest w stanie zliczyć własnych palców. Antysemita, nawet kiedy mówi o pogodzie, mówi niechlujnie, a jego uwagi są uwagami debila.
Pewna pani inżynier oznajmiła mi kiedyś, że dziewczynka, mieszkająca w sąsiedztwie jest niewątpliwie Żydówką. Skąd pani wie? – pytam. Poszła do pierwszej Komunii świętej w różowej sukience, odparła pani inżynier. No, i w porządku. Zgadza się. Żydowskie dziewczynki, jak wiadomo, komunikują się w kolorze różowym…
Nie jestem oczywiście przekonany, że pani inżynier byłaby skłonna przyłożyć rękę do krzywdy tej dziewczynki z sąsiedztwa, czy jakiegokolwiek Żyda na świecie. Pani inżynier nie jest zbrodniarką. Jest kretynką. Ale w pewnych okolicznościach, odpowiednio spreparowana, odpowiednio wytresowana, byłaby zdolna do każdej nikczemności. Ponieważ jej mózg zatrzymał się w rozwoju, a mózgiem wielkości orzecha można manipulować. W tym sensie uważam, że głupota jest kategorią moralną."
Magdusia przed Świętami napisała na swoim blogu:
Pomóżcie. Pierwszy raz karp będzie na mojej głowie. Zawsze miałam już pocięte dzwonki, które smażyłam. Czy jak kupię martwego karpia to muszę z surowego wyciągnąć większość ości i dopiero potem pokroić i smażyć czy tych ości tam z założenia jest niewiele?
Hmm… Dzwonek to jest "urządzenie sygnalizacyjne, zwykle elektryczne, składające się z metalowej czaszy i uderzającego w nią młoteczka", albo "roślina leśna lub ogrodowa o dużych, niebieskich kwiatach" (podaję za słownikiem PWN), a ryby kroimy w dzwonka, ale cóż… Skąd Magdusia ma to wiedzieć? A jajko na twardo umiesz, Magdusiu, ugotować?
Magdusia na swoim blogu zamieszcza starą kaszubską kolędę, która co prawda nie jest do końca poprawna teologicznie, ale wyraża miłość Kaszubów do Jezusa. Magdusia zaznacza, by koniecznie doczytać do końca, bo przecież tam jest najważniejszy fragment. W końcu zadedykowała ją Sorosowi, więc wiadomo o co jej chodzi. Zacytuję więc wstęp Magdusi i fragment kolędy, z jej zakończeniem:
Z dedykacją dla P. Mariana Sorosa i podziękowaniem za Jego niezwykle ważną działalność na blogu.
"(…) W tym dniu radosnym był tylko jeden smutek: Czemu to Pan Jezus nie urodził się pomiędzy nami? Wszędzie o tem śpiewano, ale najpiękniejsza była kolęda kaszubska:
[proszę – doczytajcie c a ł ą do końca :)))]
Gdybyś się w naszych Kaszubach rodził,
Nie tak się byś był Jezuniu głodził,
Na każde śniadanie, miałbyś przysmażanie.
Z masłem bułeczkę, wódki szklaneczkę.
U nas zwierzyna Jezu stołowa,
Byłaby dla Cię zawdy gotowa. […]
A tu w Betlejem żydzi boruchy
Wszystko w bachorów swych pchają brzuchy.
Tobieby kruszyny nie dali zwierzyny,
Choćbyś był z młody umarł z głodu.
Komentując tę kolędę Magdusia dodaje z rozbrajającą szczerością:
Tak, akapit z wódką jest rozczulający :)))
Mnie ta kolęda nie rozczuliła, zwłaszcza akapit z wódką. To jednak, rozumiem, jest rubaszny żart i na Kaszubach nowonarodzonym dzieciom wódki się nie podaje. Jest jednak poważniejszy problem ze słowami tej, skądinąd pięknej, kolędy.
Ja po prostu wiem, że nie mam prawa wpadać w takie samouwielbienie nad sobą, jak to robi Magdusia wraz z Kaszubami. Bo ja wiem, że Jezus przyszedł na świat po to, by umrzeć za moje grzechy. I wiem, że to ja zamykam Mu drzwi przed nosem każdego dnia, nie rozpoznając w Nim Boga. Dlatego uważam, że to nie "Żydzi" zamknęli przed Świętą Rodziną drzwi gospody. Zrobiłem to ja.
Gdy czytałem słowa tej pastorałki, przypomniała mi się tak nam wszystkim dobrze znana przypowieść o faryzeuszu i celniku.
Powiedział też do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika. Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony. (Łk 18, 9-14)
Jest to jedna z piękniejszych przypowieści w Ewangelii, bo jest taka prawdziwa. Ona naprawdę odnosi się do każdego z nas. Tylko czy my to widzimy? Każdy z nas, mam wrażenie, a przynajmniej ja, bardzo często czuję się tak, jak faryzeusz. "Dzięki Ci, Boże, że nie jestem taki, jak… " Jednak zdaję sobie także sprawę, że muszę się stać taki jak celnik. Bo ja jestem celnikiem. Bo każdy z nas nim także jest. Wiem, że muszę walczyć z tym faryzeuszostwem zatruwającym mą duszę, bo to naprawdę jest trucizna.
Wszyscy ludzie dzielą się na dwie grupy. Na świętych, którzy wiedzą, że są grzesznikami i na grzeszników, którzy myślą, że są świętymi. Dlatego każdemu z nas jest potrzebna odrobina, a może nawet calkiem spora doza samokrytycyzmu. Gdy jej nie mamy, stajemy się faryzeuszami z przypowieści i wcale nie wiemy, że jesteśmy bardzo chorzy i że pilnie potrzebujemy lekarza.
Tu bowiem nie chodzi o to, czy Magdusia uważa mnie za głupiego, czy też nie. Ani mnie to nie grzeje, ani nie ziębi. Nie potrzebuję dowartościowania z jej strony, znam swoją wartość. Jednak problemem jest tu co innego. Mianowicie to, że niektóre osoby uważające się za chrześcijan tak łatwo osądzają innych i tak szybko stawiają się ponad nimi. Wystarczy, że ktoś ma odmienne poglądy, zaraz zostanie odpowiednio ustawiony, zaraz w komentarzach zaczynają się odpowiednie uwagi i zaraz wiemy, kto tu jest Dziewicą Orleańską, a kogo należy posłać do diabła.
Jeszcze parę dni temu nie miałem ani planów, ani intencji pisania o Marianie Sorosie, czy też o Magdusi. W pewnym sensie czuję się źle, że się na to zdecydowałem, choć oczywiście przyznaję, że zrobiłem to świadomie i z własnej woli. Tym bardziej czuję się źle, że to okres Świąt, gdzie wszyscy powinniśmy się starać jakoś razem współżyć. Jednak tolerancja jest mi uczuciem zupełnie nieznanym, a jedną z rzeczy których nie potrafię i nie chcę tolerować, jest głupota. Dlatego, że głupota jest, jak to zauważył Szczypiorski, kategorią moralną. Dlatego podjąłem decyzję opublikowania tej notki
Wśród głosów zachwytu nad bredniami wypisywanymi przez Sorosa, takimi jak laurki Magdusi powinien, uważałem, znaleźć się także głos krytyczny. I choć wiem, że takie były w komentarzach, były także pod notką od której zaczęła się ta cała dyskusja, to wiem i to, że osobny wpis na blogu jest łatwiej dostrzegalny i będzie zauważony przez większą ilość czytelników.
Dlaczego jest to ważne?? Dlatego, że ktoś mógłby pomyśleć, że to, co Soros wypisuje ma jakąś wartość, albo wręcz że odzwierciedla naukę Kościoła. Tym bardziej, że on tam stara się wytworzyć jakiś wizerunek siebie jako niemalże mistyka, któremu sam Bóg zlecił misję rozpoznania i rozpracowania tych wszystkich Żydów, jacy są wszędzie wokół nas obecni w jakiejś wyimaginowanej "nadreprezentacji". I choć wiem, że jego paplanina spotyka się cały czas z krytyką ludzi normalnie myślących, to postanowiłem i ja wyrazić i swoje oburzenie. Taki był początek, który zaowocował ostatnimi dwoma notkami, czyli tą i poprzednią.
Jeżeli w swych notkach byłem zbyt sarkastyczny i uraziłem pana Sorosa i Magdusię, przepraszam. Wiem, byłem złośliwy i choć to słowa Magdusi i Sorosa były inspiracją do tych tekstów, nie usprawiedliwia mnie to zbytnio. Cóż, nie jestem jeszcze świętym Franciszkiem. Ale wiem też, że pisać trzeba tak, by ten, który to czyta nie zasnął przy drugim zdaniu. Zatem w tym przedostatnim już akapicie dodam tylko, że zapewniam o swych modlitwach za was, Marianie Soros i Magdusiu, prosząc o to samo. Obiecuję także, że zostawię Wasze blogi w spokoju, więc możecie już spać spokojnie.
To tyle co mam do powiedzenia na temat pana Sorosa i Magdusi. Reszta jest historią.