Pan Marian Soros na swoim blogu na Frondzie postanowił zająć się moją osobą. Jego styl pisania jest kwiecisty, cechują go sarkazm, ironia i szyderstwo, więc wpisy ma interesujące w formie, ale gorzej u niego z treścią, a jeszcze gorzej z prawdą.
Ja także bywam, przyznaję, sarkastyczny i także zdarza mi się kpić i szydzić w swoich felietonikach, więc nie mam problemu z tymi cechami pisarstwa pana Sorosa, natomiast bardzo nie lubię uciekać się do przekłamań i fałszów w przedstawianiu stanowiska swego adwersarza I tu się różnimy z panem Sorosem.
Pan Soros zaczyna stwierdzeniem w którym półprawdy pomieszane są ze zwykłymi kłamstwami, mianowicie stwierdza, że:
Przyszło mi się zetrzeć z Piotrem Jaskiernią w dniu wigilii. Dowiedziałem się, że jestem nikim i nie zasługuję na miejsce w stajence z szyldem blogowisko Frondy.
Chodziło o komentarz, jaki zamieściłem pod jego notką. Co prawda zamieściłem go dzień przed wigilią, ale prawdą jest też, że z powodu różnicy czasu między Stanami, a Polską, ukazał się on o 2 rano z minutami. To jednak jest najmniej istotne. Ważniejsze jest to, co pan Soros napisał dalej. Po przeczytaniu jego słów powróciłem do moich komentarzy i nie znalazłem tam niczego, co by w jakikolwiek sposób sugerowało, że pan Soros jest „nikim” i że „nie zasługuje na miejsce w stajence z szyldem blokowisko Frondy”.
Najprościej oskarżyć kogoś o rzecz, której nie zrobił, nie napisał i nawet nie pomyślał. Wtedy mamy doskonały argument, bo jakże nasz adwersarz będzie się bronił? Jak ma ktoś odpowiedzieć na pytanie: „Od jak dawna pan bije swoją żonę?” gdy jej nie uderzył nigdy, a może nawet nigdy nie był żonaty? Ale dla pana Sorosa najwyraźniej nie liczą się fakty. Liczy się to, co on sobie w swojej głowie wyobraża.
Co prawda napisałem we wcześniejszym komentarzu na jego blogu, cytuję:
„Wyrazy współczucia dla autora. Jak dobry Bóg chce kogoś ukarać, odbiera mu rozum. Zdaje się, że i administratorom blogowiska na moment go odebrał.”
Ciągle nie widzę tu nigdzie stwierdzenia z mojej strony, że pan Soros jest nikim i nie widzę niczego, co by miało sugerować, że nie powinien pisać na Frondzie. Czym innym bowiem jest kwestia korzystania z gościnności Frondy, czym innym kwestia promowania pewnych wpisów. Do tego zresztą jeszcze wrócimy.
Pan Soros pisze dalej:
A rzecz wydaje mi się ważna tak w warstwie treści, jak i metody. Hiob (Piotr Jaskiernia) przemawia do mnie tonem wyższości salonu, dla którego jestem "pozbawionym rozumu paranoikiem". Ucieka się do utartej argumentacji ludzi przewyższających ogół: radykalizuje i przeinacza moje poglądy. Stawia je na tło dużo jaskrawsze, niż zamierzone.
Pan Soros, widzę, postanowił mnie skompromitować, zapewne dlatego, że mu brakuje merytorycznych argumentów. Pisze o „tonie wyższości salonu”, cokolwiek by to miało znaczyć i o uciekaniu się „do utartej argumentacji ludzi przewyższających ogół”. Bardzo zgrabnie to wyszło panu Sorosowi, tylko niewiele z tego zrozumiałem. Piękna forma, zero treści. Pan Soros także pisze, że „radykalizuję i przeinaczam jego poglądy”. Cóż, ja jedynie zacytowałem parę fragmentów notki pana Sorosa. Gdyby mi wskazał, gdzie je „radykalizowałem” i „przeinaczałem”, chętnie bym się jakoś z tego wytłumaczył. Niestety nie wiem znowu o czym pan Soros pisze.
Ścisłej mówiąc pan Soros napisał, że ja przemawiam do niego tonem wyższości salonu, dla którego jest on, pan Soros, „pozbawionym rozumu paranoikiem”. To znaczy, że… co? Że ja powiedziałem, że jest on „pozbawionym rozumu paranoikiem”, czy ten salon tak gdzieś powiedział? A jeżeli tak, to gdzie? Gdzie ja, albo gdzie salon? I co to jest ten salon?
Bo ja coś rzeczywiście wspominałem w swych komentarzach o tym, jak Bóg niektórych karze. Taka ogólna uwaga. Prawdę mówiąc skierowana do kogoś innego. Ale cóż. „Uderz w stół, a nożyce się odezwą”. Jednak absolutnie nie miałem na myśli pana Sorosa. Jakże bym śmiał. On to zupełnie niepotrzebnie wziął do siebie. On jest tak mądry, że wręcz za mądry dla takiego prostaka jak ja. I pewnie dlatego nic nie mogę zrozumieć z jego pisaniny, którą, zapewne jedynie z powodu swego nieuctwa określiłem jako niezrozumiały bełkot.
Wróćmy może jeszcze do naszej wymiany zdań z panem Sorosem po moim pierwszym, częściowo tu cytowanym wpisie. Tym o Bogu odbierającym rozum. Pan Soros pouczył mnie, że „nie jestem doskonały” (dzięki, nie wiedziałem!) i że „muszę pracować nas tym aspektem swojego ja, które odpowiada na pełną akceptację bliźnich. Nie ich poglądów, ale czynności intelektualnych, które mieszczą się w granicach normy i są twoim równe.”
Nie śmiałbym nawet przypuszczać, że „czynności intelektualne” pana Sorosa są równe moim. Ja nawet nie wiem za bardzo o czym pan Soros znowu mówi. Intelektualnie to ja mu ze swoimi czynnościami nie dorastam. Ale też chciałbym zauważyć, że ja dopiero teraz zajmuję się panem Sorosem. W tamtej wymianie zdań zajmowałem się tylko tym, co on napisał. Nie wiem więc z czego wyciągnął on wniosek, że nie akceptuję jego osoby, jako mojego bliźniego.
Dalej dowiedziałem się, że mój „cywilizowany dogmatyzm to intelektualna pycha i próżność” i że „urok światowego blogera blaknie przez ten głupiutki i króciutki odcinek refleksji nad mesjanizmem laickim, który dla Ciebie (to znaczy dla mnie, hiob) nie istnieje, jest przeklęty.”
Jeżeli dla mnie coś nie istnieje, to sens w tekstach pana Sorosa. Może i istnieje jakiś „mesjanizm laicki” i jakby go ktoś mi zdefiniował tak, że mógłbym zrozumieć, mógłbym się ewentualnie do niego jakoś odnieść. Gdybym znalazł na to czas i ochotę. Ja jednak naprawdę mam problem ze zrozumieniem tego, co pan Soros pisze, na przykład z tą częścią jego komentarza:
Nie znam powodów tego stanu rzeczy, ale kiedyś będziesz musiał zdać z tego sprawę przed Bogiem, Piotrze.
Czyli, według pana Sorosa, będę musiał odpowiedzieć przed Bogiem dlaczego nie robię tego, co pan Soros robi, czyli, o ile rozumiem, dlaczego nie ostrzegam wszystkich przed tym „laickim mesjanizmem”. Zatem, konkluduję, pan Soros uważa, że każdy powinien to robić, że to jest nasz obowiązek, wynikający z jakiegoś boskiego nakazu i jak tego nie będziemy robić, odpowiemy za to przed Bogiem.
I tu już zahaczamy o poważną sprawę. Pan Soros ukazuje nam się jako ktoś z misją od Boga, który musi tu coś propagować, czy przed czymś ostrzegać, bo gdyby tego nie robił, Bóg mógłby go pokarać. On sam pisze dalej:
„Moje sumienie podpowiada mi, że jest taka ogromna biała plama, którą trzeba nazwać, aby przynieść ulgę milionom ludzi, którzy cierpią z powodu presji mesjanizmu laickiego.
Nie deformujcie mojego sumienia.”
Mnie oblał zimny pot jak to przeczytałem. Misja przyniesienia ulgi milionom ludzi? Cierpiących z powodu mesjanizmu laickiego? Brr… Ja się nie bardzo boję samego mesjanizmu, bo jak już wspominałem, nie mam pojęcia co to jest, ale zupełnie serio zaczynam się bać pana Sorosa.
A co do mojego rozliczania się z Panem Bogiem, to niech już pan Soros o to się nie martwi. Z pewnością rozliczy On i mnie, i pana Sorosa i nie chciałbym się w tym momencie, w Dniu Sądu, zamienić z nim miejscami.
Dalej pan Soros pisze:
Dobrze że Fronda nie da się prześcignąć Michnikowi w tolerancji dla internautów. Ani Michnik, ani Fronda nie biorą odpowiedzialności za ich poglądy. Ale mają zobowiązania wobec wolności wypowiedzi i dyskusji. Z myślenia nie może wyniknąć zło, o ile szukamy prawdy. Ja jej poszukuję i jestem otwarty na prawe argumenty.
Znowu mam pewną trudność ze zrozumieniem tekstu. Pisze serio, czy kpi? Jakie zobowiązania ma Michnik i Fronda? I co to znaczy, że z myślenia nie może wyniknąć zło, o ile szukamy prawdy? Nie jestem też pewien jak pan Soros zdefiniowałby i myślenie i prawdę. Obawiam się, że tu moglibyśmy się nie do końca zgadzać. Jednak mimo przyjmuję za dobrą monetę oświadczenie pana Sorosa, że jest otwarty na „prawe argumenty” i że prawdy szuka. Mówiąc więc o prawdzie powróćmy do notki na jego blogu. Pisze on tam o mnie:
(Hiob) Nadaje wiarygodności kulturowej wszystkim tonom swojej wypowiedzi. Cytuje Wiktora Zborowskiego i Włodzimierza Wysockiego.
? Co to jest „nadawanie wiarygodności kulturowej wszystkim tonom wypowiedzi”? Wiktora Zborowskiego nie cytowałem, zamieściłem jedynie link do piosenki, którą śpiewał i słowa tej piosenki. Słowa, które napisał Wysocki. Ale, jak już zauważyliśmy, pan Soros dość dowolnie manipuluje faktami i takie drobiazgi nie są dla niego żadną przeszkodą. Gdy podąża za swoją myślą, a fakty się z nią nie zgadzają, zawsze je można troszkę nagiąć.
Pan Soros:
Sypie anegdotami króla szos. To ma się spodobać czytelnikom, a poniekąd zastąpić logikę wywodu, której wiele brakuje. Nadto jest autorytetem i pokazuje mi moje miejsce na blogowisku Frondy. Brzydzi go nie tylko mój antysemityzm, który z góry mi przypisuje. Oburza go nawet to, że się z takimi jak ja dyskutuje i zadaje. Dziwi się, że Redakcja Frondy ośmieliła się wrzucić mój wpis w poczytnym dziale "koniecznie przeczytaj", obok jego wpisu.
Znowu cały akapit, który jest opinią pana Sorosa, nie mającą pokrycia w faktach. Co do logiki moich wywodów, mam nadzieję, że pan Soros napisze mi, gdzie jej brakuje, a nie jedynie to, że posiada ona braki. Co do stwierdzenia, że oburza mnie to, że "się z takimi jak pan Soros dyskutuje", to jedyne, co mógłbym tu zauważyć, to brak logiki w jego słowach. Na jakiej bowiem podstawie można stwierdzić w świetle tego, że właśnie sobie od jakiegoś czasu dyskutujemy? Czy tylko ja tu widzę logiczną sprzeczność?
Co do mojego zdziwienia polityką Frondy w dziedzinie promowania wpisów blogerów, to akurat nie pierwszy raz się w tej sprawie wypowiadałem. Gdy pisałem tamte słowa, nie było żadnego mojego wpisu obok wpisu pana Sorosa, więc jego argument jest bez sensu. Prawdą jest, że mój wpis pojawił się później i prawdą jest, że uważam wszystkie moje wpisy za godne polecenia. Przypuszczam, że każdy z nas, blogerów, tak uważa. Każdy z nas myśli, że pisze coś ważnego, zabawnego, miłego, ciekawego i z pewnością godnego przeczytania.
Jednak obiektywnie są wpisy dobre i złe. Obiektywnie są takie, które pomagają i takie, które szkodzą. Ani ja, ani pan Soros nie jesteśmy w stanie spojrzeć na to w do końca obiektywny sposób. Każdy z nas patrzy przez pryzmat swoich przekonań, więc nasze spojrzenia są subiektywne. Nie zmienia to w niczym faktu, że ja jestem przekonany, że blog pana Sorosa jest, z ewangelizacyjnego punktu widzenia, szkodliwy. Jest też szkodliwy z paru innych punktów widzenia, ale to na razie zostawmy na boku.
Dlatego dziwię się, że jest promowany. Ja do końca nie rozumiem chyba czym Fronda chce być. Czy jest przede wszystkim „portalem poświęconym”, czy przede wszystkim politycznym, czy przede wszystkim otwartym forum dla każdego, kto ma ochotę głosić swoje poglądy i nie zależnie od tego jak bardzo są one chore, należy je promować w imię tolerancji i wolności słowa. I ta ostatnia uwaga niekoniecznie odnosi się do bloga Sorosa, mam na myśli ogólniejsze rozważania.
Wracając jednak do blogu Sorosa i do notki zainspirowane moją osobą, możemy tam przeczytać:
Czytając Piotra mogę się poczuć jak XIX – wieczny Żyd, do tego jeszcze trędowaty. Opinia Hioba o antysemitach ma w sobie coś z oskarżania o zatruwanie chrześcijańskich studni. Oskarżenia, które z góry zakłada, że jesteś…., że zatruwasz.
Znowu stwierdzenie tak enigmatyczne, że trudno się do niego ustosunkować. Opina pana Sorosa o mnie, bezpodstawna, więc i bez podania argumentów. Ale etykietka jakaś zostanie.
Soros:
Hiob przenosi w ten spór doświadczenia żony, która pracowała 30 lat u Ż(ż?)ydów. Też mam pozytywne doświadczenia z Żydami. Napotykam w życiu samych dobrych ludzi. Niewiele to jednak wnosi do dyskusji o nadreprezentacji.
Przede wszystkim nie pisałem nigdzie, że moja żona pracowała 30 lat u Żydów. Ale jak już zauważyliśmy, Soros albo nie potrafi czytać ze zrozumieniem, albo jest niechlujny, albo celowo kłamie. Napisałem:
Moja żona, 30 lat temu, gdy przyjechała do USA przed moim przyjazdem, pracowała jako pomoc do dzieci w żydowskiej rodzinie. Do dziś ich wspomina jak najmilej i zawsze podkreśla, że od żadnego rodaka nie otrzymała tyle serca co od tamtej rodziny.
Żona pracowała tam kilka miesięcy. Była w USA sama, w Chicago i zamieszkała w domu bogatych Amerykanów, którzy potrzebowali pomocy do swych córek w wieku szkolnym. Praca idealna dla młodej dziewczyny, która planowała zostać tam rok, czy dwa i wrócić do Polski. Jedzenie i spanie za darmo, można odkładać wszystkie pieniądze, a rodzina okazała się „rodziną”. Żona stała się starszą siostrą i przyjaciółką dziewczynek, a gdy ja wreszcie dostałem paszport i wyjechałem do Austrii prosząc o azyl polityczny, ludzie ci nie tylko zabrali ją do eleganckiego domu towarowego, by zaopatrzyć ją na drogę, ale kupili jej sami bilet na samolot do Wiednia, przypominając, że gdyby kiedykolwiek wróciła do Chicago, zawsze jest mile widzianym gościem w ich domu.
W późniejszych latach pracowała w stacji telewizyjnej NBC w Charlotte. Pewnie żydowskiej? Hmm… Nie wiem. W każdym razie jej pozwolili, a nawet zaufali, bo w nocy była jedyną osobą w stacji i "robiła co chciała". To znaczy robiła, co miała na grafiku, ale ciągle mogła zrobić co chciała. Przynajmniej raz. :-D Co ciekawe, nie mając jeszcze obywatelstwa, stacja musiała się postarać o specjalne zezwolenie dla niej, bo to było "strategicznie ważne miejsce".
Żona kontynuowała naukę na lokalnym uniwersytecie, (pan Soros z pewnością mógłby mnie uświadomić, czy nie był on nadmiernie kontrolowany przez Żydów) i po ukończeniu wydziału pielęgniarskiego poszła do pracy w szpitalu. Szpitale, wiadomo, głównie w rękach Żydów. Aż dziw, że już po roku została przełożoną zmianową na pięć oddziałów, mieszczących się w trzech różnych budynkach w największym zespole szpitali w naszym mieście. Pracuje tam do dziś, pracuje tam nawet teraz, gdy piszę te słowa. Ci Żydzi to są tacy cwani, że choć szpital zatrudnia w sumie 20 tysięcy osób, to po roku zaproponowano jej stanowisko, którego nie dostały pielęgniarki pracujące tam 30 lat. Niektóre z nich są nawet Żydówkami. Co za jawna niesprawiedliwość.
Soros:
Autor polemik z "antysemitą" sięgnął do arsenału jedynie mu dostępnego. W naukach społecznych określanego mianem mądrości potocznej, czyli nieweryfikowalnego. Innymi słowy bezużytecznego w ustaleniach obiektywnych. Hiob jest subiektywny. Wierzy w to co głosi, bo to przeżył. Ok. Ale nie musi być to prawda statystyczna.
Oczywiście istnieje prawda statystyczna. Ale istnieje też świadectwo. A ja bardziej wierzę w świadectwa, niż w niektóre statystyki, bo o ile prawdą jest, że jednymi i drugimi można manipulować, to ja wiem, że moje świadectwa są prawdziwe. Nie jestem natomiast pewien jakimi kryteriami kieruje się pan Soros gdy opowiada o tej potwornej "nadreprezentacji".
Mądrość potoczna? Podoba mi się to stwierdzenie. Ja tu cały czas chyba używam mądrości potocznej. Czy to jest synonim chłopskiego rozumu?
Pan Soros:
Podstaw logiki uczono mnie dwukrotnie. Kursów statystyki miałem trzy. Z pierwszego kursu wyniosłem wstręt do błędów indukcyjnych (rozumowań uprawdopodabniających). Kursy statystyczne przybliżyły mi sens związków statystycznych i normy statystycznej.
No, to tu mnie mój adwersarz pokonał. Ja nawet nie ukończyłem kursu dla kierowców ciężarówek. Uczyłem się zaocznie, w domu. Matura ledwo zdana, a studia? Wstyd się przyznać. Trzy razy zaczynane i kompletna sromota. Nawet pierwszy semestr nie zaliczony. Widzę, że to chyba za wysokie progi jak na takiego osła jak ja. Ja nawet nie rozumiem co pan Soros pisze. Ale się staram, więc zacytuję dalszy ciąg jego wypowiedzi:
Hiob rani się bronią, którą chce dobić mnie. Ma pewne doświadczenia z Żydami – dobre. I niedobre doświadczenia z antysemitami, których oczywiście utożsamia z każdym krytykiem dominacji żydowskiej. Swoje doświadczenia UOGÓLNIA na całą populację. Mało tego, jedne z doświadczeń przenosi na wszystkie inne, w tym sensie, że zastępuje je sobą. Jeżeli Żyd jest dobrym pracodawcą domowym, musi być niemal automatycznie uczciwym bankierem i wyzbytym żądzy władzy człowiekiem. Owemu doświadczeniu bloger nadaje sens statystyczny. Większość dobrych Żydów pracodawców = większość bankierów, którzy absolutnie nie ponoszą odpowiedzialności za kryzys (Sic!).
Ale, panie Soros, gdzie ja to zrobiłem? Sam bym chciał to zobaczyć… Skoro tak robię, to nie powinienem mieć trudności ze znalezieniem tego, a za cholerę mi się nie udaje. Wracam do moich poprzednich uwag, czytam je po raz kolejny i nic. Ktoś z nas tu zatem mija się z prawdą. A może to pan Soros nie jest w stanie zrozumieć co ja piszę?
Żeby więc ułatwić panu Sorosowi zadanie, wyjaśnię powoli, krok za kroczkiem: Ja tylko podałem przykłady z mojego życia, pokazujące, że ci Żydzi, których spotkałem, nie byli „polakożercami”. Nie przenoszę tego na nic, bo ja chorobliwie nie lubię uogólnień. Nie lubię stwierdzeń, że Polacy są brudasami, Irlandczycy to pijacy, Rosjanie kradną, a Włosi klepią po … plecach turystki. Mam z uogólnianiem problem. Nie mam natomiast problemu z krytyką kogokolwiek, kogo należy skrytykować, jeżeli krytykujemy konkretną osobę. Niezależnie od tego, czy jest Polakiem, Żydem, czy Marsjaninem. Mam problem z tym, co Pan, panie Soros, robi na swoim blogu.
Nigdzie nie sugerowałem nawet tego, co pan mi insynuuje, że „Większość dobrych Żydów pracodawców = większość bankierów, którzy absolutnie nie ponoszą odpowiedzialności za kryzys” To siedzi tylko w Pana głowie. Ja się nie zajmowałem „większością”. To Pan się nią zajmował. I zupełnie inne poglądy mam na temat przyczyn kryzysu, jeżeli myśli pan o aktualnym kryzysie gospodarczym, ale zostawmy to na boku. Ja nie zajmuję się bowiem w ogóle pisaniem o polityce i gospodarce.
Dalej pan Soros pisze:
Mądrość ludowa uwielbia powiastki i anegdoty – inaczej niż statystyka. Piotrek, ma ich w zanadrzu wiele, tych filosemickich z morałem.
Nie jestem dla Pana, panie Soros „Piotrkiem”. To pierwsze. Zatem bardzo bym prosił, by się Pan zwracał do mnie, lub pisał o mnie jako o „hiobie”, bo takiego nicka tu używam, albo trzymał się mojego imienia i nazwiska w takim brzmieniu, jak je mam wpisane w paszporcie. Piotrkiem to ja jestem dla moich rodziców, krewnych i przyjaciół. Z góry dziękuję.
Nie wiem też skąd Panu się wzięło te „wiele powiastek i anegdotek”. Była jedna, więcej nie mam, więc znowu, proszę, trzymajmy się faktów. Opowiastka zresztą całkowicie prawdziwa.
Dalej pan Soros wytacza grube działa:
Poziom infantylizacji targetu propagandowego jest tu głęboki. Anegdota rodem z moralizatorskich opowiastek z czasów Bieruta. Przyprawia duże wilcze kły gryzącym Żydów i lud pracujący imperialistom. Ale gorsze jest kolejne nieuczciwe porównanie – danych o nadreprezentacji Żydów do statystyki ustawianej pod antysemicką tezę.
Czy ktoś mi może to wytłumaczyć? Jakie kły? Jakie porównanie? I co to jest ta „nadreprezentacja”?
Soros:
Moje dane o nadreprezentacji pochodzą z pewnych źródeł, bo … żydowskich. Regularnie czytuję Haaretz, Jerusalem Post i aktualizowaną encyklopedię Judaica. – Zapewniam: nigdy nie wyciągałem wniosków przez zapoznaniem się ze statystykami. 70% dziennikarzy żydowskiego pochodzenia w mediach amerykańskich, 60% bankierów to dane stamtąd. "Nagromadzenie treści negatywnych o Żydach na moim blogu oprócz postawionych wyżej racji, jest uzasadnione obawami przed ich nadreprezentacją, która przyjmuje postać bezprecedensowego sprawowania władzy nad nie – żydami." – wyjaśniałem.
Regularnie to ja czytuję tylko Biblię. Czegoś takiego jak Haaretz, Jeruzalem Post i encyklopedii Judaica pewnie nie widziałem na oczy. A to, czy w mediach amerykańskich jest 70% dziennikarzy żydowskiego pochodzenia, czy jest to 7%, czy jeszcze mniej ani mnie grzeje, ani ziębi. Nie oglądam ich, bo trują, niezależnie od pochodzenia, a ja dbam o swoje zdrowie. Także psychiczne. Poza tym, nawet jak tak jest i nawet jak to jest szkodliwe, to co? Mamy do nich strzelać? Zmusić ich ustawowo do zmiany kariery? Nie bardzo rozumiem.
Soros pisze:
Nie chce mi się wierzyć, że cały dorobek wpływu społecznego można tak jednym zdaniem unicestwić. Takie zjawiska jak infantylizacja elektoratu, dostępność informacji albo efekt sondaży nie istniałby w układzie, w którym politycy nie narzucają się nam lub nie są selekcjonowani przez media.
Jeśli zło manipulacji społeczeństwami nie istnieje to właściwie nie ma się czemu przeciwstawiać. Nie ma, co ze złem walczyć. Jednak prawda, jako efekt lobbingu istnieje. Istnieje oficjalne lobby żydowskie. A zło forsowania rozwiązań wbrew przekonaniom społecznym, w które w różnym stopniu uwikłani są Żydzi jest powszechne.
Załóżmy więc, że pan Soros ma rację. Bo on częściowo ma. Ja bym jedynie nie ujmował tego w kategoriach Żydzi-goje, ale w kategoriach osoby o poglądach lewacko-liberalnych – ludzie normalni. I wtedy się zgodzę. Mamy rzeczywiście "nadreprezentację" w mediach i w całym społeczeństwie tych pierwszych i w pewnym momencie otrzymujemy „samograj”. Perpetuum mobile. Wybiera się większością głosów, więc liberalne społeczeństwo ma takich reprezentantów, jakich chcieli, i takie media, jakie im pasują, a człowiek normalny, do których zwykłem zaliczać siebie, zgrzyta z niemocy zębami.
Jednak to, co robi pan Soros jest szkodliwe, bo on sobie znalazł nie tego wroga, którego trzeba zwalczać. I do tego stosuje zupełnie nieskuteczną broń. Tymczasem rozwiązanie jest bardzo proste, skuteczne i znajduje się zupełnie gdzie indziej niż pan Soros spogląda. Wymaga też czasu. Tym rozwiązaniem jest to, o czym piszę tu od lat: Nawrócenie serc.
Soros:
Nie wiem w jakich okolicznościach Piotrek tak doskonale nauczył się technik salonu, ale następna zagrywka, z palety "nie fair play" świadczy, że uczniem był pojętnym.
Dobrze, że nie „Piotruś”. I też nie wiem, a do tego nie wiem nawet, co to są „techniki salonu”. Ale jeżeli zaczynam rozumieć co pan Soros ma na myśli, to ze zdumieniem odkrywam, że to on jest tu mistrzem, manipulując, przekręcając moje wypowiedzi i insynuując mi przekonania zupełnie mi obce.
Pisze on dalej, cytując mnie:
(hiob:) "W Necie wyczytałem, że Żydem jest Kwaśniewski, Wałęsa, Kaczyński, Komorowski, Bielecki, Balcerowicz, Mazowiecki, Korwin-Mikke, Oleksy, Suchocka… nie wiem, czy wymieniać dalej. Po prostu wszyscy. Nawet ja. Chyba tylko Jaruzelski jest gojem."
Nigdy nie twierdziłem, że Żydem jest Jan Paweł, Oleksy czy Wałęsa. Lecz w sąsiedztwie tej wyliczanki powołanie się na żydowskie pochodzenie Anny Komorowskiej będzie niewiarygodne. Jeśli o utratę wiarygodności faktów chodzi takim filosemitom jak Hiob to powiem szczerze: jest to zaplanowana manipulacja faktami.
Nigdy nie twierdziłem, że pan Soros twierdził, że Oleksy, czy Wałęsa, czy Jan Paweł (kto to jest Jan Paweł?) są Żydami. Ja tylko chciałem pokazać z jaką paranoją mamy do czynienia. Setki stron w Necie z nazwiskami tych, którzy nie są "prawdziwymi Polakami". I jeżeli ktoś tu manipuluje faktami, to z pewnością nie jestem to ja. Ja jedynie mogę podać źródło, z którego wyczytałem te bzdury. Stron w Necie, które informują, że te osoby są Żydami, jest wiele. Jedna z nich np. TUTAJ.
Brednie? Ja to sam wiem najlepiej, bo na tamtej liście figuruję jako „Aksman”. No, może nie ja osobiście, tylko Jerzy Jaskiernia, ale jeżeli mój brat stryjeczny nosi takie "prawdziwe" nazwisko, to muszę je mieć i ja. Tak to zwykle wśród stryjecznych braci bywa. I dziwi się pan, że uważam to za paranoję? A może i pan jest przekonany, że coś w tym musi być?
Pisze pan, że "w sąsiedztwie tej wyliczanki powoływanie się na żydowskie pochodzenie Anny Komorowskiej będzie niewiarygodne". A może ono jest niewiarygodne? Co więcej, może to jest bez znaczenia? Dlaczego mamy śledzić pochodzenie innych ludzi i oceniać ich po ich etnicznych korzeniach? Dla mnie jest to obrzydliwe. Co dalej? Nakażemy im przyszywać gwiazdę Dawida?
W komentarzach pod starą notką zacytowałem Sorosa:
(Soros:) "Teza, że nie można Żydów obciążać odpowiedzialnością – jakąkolwiek – "bo są różni Żydzi, dobrzy i źli" jest fałszywa – pisałem. Żydzi chętnie obciążają cale narody, nawet przy znikomej i symbolicznej reprezentacji."
I odpowiedziałem:
-Oczywisty nonsens. Równie dobrze można by powiedzieć, że wolno nam mordować Niemców i Rosjan, bo oni chętnie mordowali całe narody.
Soros komentuje mój komentarz:
Rozumiem, że Hiob sugeruje mi uciekanie się do warunkowana przeprosin. A zło jest złem i wymaga napiętnowania niezależnie od tego czy druga strona odwzajemnia nam się. Jest to oczywiste również dla mnie, krytyka Żydów, czy, jak chce Piotr, antysemity.
Nie, ja nie sugeruję niczego. Ja po prostu wykazuję jedynie bezsens „logiki” Sorosa. Dla mnie jest to w ogóle nie istniejący problem. Ja się nie budzę z myślą o Żydach, nie zasypiam z myślą o Żydach i zwykle przez całe tygodnie w ogóle nie myślę o Żydach. A jeżeli już, to myślę o nich w kontekście studiów biblijnych.
Zgadzam się, że zło trzeba piętnować, ale dla mnie wcale to nie jest synonimem zaglądania każdemu do spodni. Zatem jeżeli ktoś popełnił zło, czy zbrodnię, trzeba go ukarać, wsadzić do więzienia, a gdy to już postać historyczna, dać w podręcznikach świadectwo prawdzie, niezależnie od tego, czy jest on Polakiem, Rosjaninem, Niemcem, czy Żydem. Natomiast nie rozumiem jaki sens i cel ma spędzanie swego życia na poszukiwaniu, demaskowaniu Żydów, których, najwyraźniej, mamy wszędzie w nadmiarze.
Soros:
Jeżeli Żydzi by nas mordowali mamy prawo się bronić, ale nie mścić. Jeżeli Żydzi wymagają od nas odpowiedzialności za Jedwabne, mamy prawo oczekiwać od nich przeprosin za ostrzeliwanie polskich wiosek w ramach ogólnej zasady wzajemności, choć wcale nie oznacza to zwolnienia się z odpowiedzialności za zło popełnione przez nas. Zasada wzajemności nie może być zaniechana z takiego powodu, że w konkretnej sytuacji ważne jest tylko oczekiwanie jednej strony. Hiob albo chciałby jej zaniechać – jak rozumiem. Albo ją na tyle osłabić, że przestałaby obowiązywać. Lub też w najlepszym razie uważa ją za wtórną wobec przeprosin.
Znowu pan Soros wie lepiej niż ja co ja myślę. I znowu insynuuje mi coś, o czym ani nie myślałem, ani w ogóle mnie to nigdy nie zajmowało. Nigdy nic nie pisałem o żadnych „ramach ogólnej zasady wzajemności”. Uważam, jak mnie tego nauczyli choćby polscy biskupi przepraszając Niemców, że przepraszać trzeba za siebie, a wybaczać innym niezależnie od tego, czy oni o to proszą, czy nie. Nienawiść rani i zatruwa tylko tych, którzy nienawidzą. Nie ma natomiast żadnej mocy nad tym, który kocha nawet swego wroga.
Soros:
Nie warunkuję przeprosin zasadą wzajemności. W zwykłych okolicznościach. Polacy przepraszali dziesiątki i setki razy nie usłyszawszy oficjalnych przeprosin pod swoim adresem. Ale uważam, że przy tak złej woli drugiej strony kontynuowanie oficjalnych i państwowych rytuałów obciążających jednego partnera dialogu staje się demoralizujące.
Czyli znowu: Nie warunkuję, ale stawiam warunek. Czyli jestem za, a nawet przeciw. Napiszę tak, by polemika była niemożliwa, bo przecież uważam, że musimy się kierować zasadą wzajemności, ale nie zawsze, tylko tam, gdzie to jest konieczne, a gdzie jest konieczne, ja wam wszystkim podpowiem. Logika pana Sorosa po trzech kursach. .
To tyle moich uwag do samej notki pana Sorosa, ale oprócz niej są także komentarze. Bardzo dużo komentarzy. Zobaczmy niektóre z nich.
Ethelred napisał:
Myślę, że to starcie między Panami wynika bardziej z wzajemnego niezrozumienia, niejasności wypowiedzi i podejrzeń o złą wolę niż z nieuczciwej argumentacji swoich poglądów czy uciekania od prawdy. Mam nadzieję, że wszystko zakończy się pokojowo – wszystkiego dobrego w te Święta! :-)
Dziękuję. I ja mam taką nadzieję, choć nie jestem zbytnim optymistą. Uwagę Ethelreda Soros skomentował tak:
Hiob reprezentuje najgorszy z możliwych wariantów poprawności politycznej. Posiłkowany teologią dialogu judeo-chrześcijańskiego. To nurt, który wypacza katolicki punkt widzenia i zaciera różnice wewnątrz chrześcijańskie. Dla niego kwestia wybraństwa Żydów i ich wyjątkowości jest zamknięta. To fanatycy.
Nie wiem kto tutaj jest fanatykiem i nie wiem na jakiej podstawie Soros tak twierdzi o mnie. Jedno jest pewne: Stara się on tu wykazać jak najwięcej złej woli. Bardzo chciałbym usłyszeć choć jeden argument na moje rzekome posiłkowanie się „teologią dialogu Judeo-chrześcijańskiego”. Nie wiem też, co Soros chce zasugerować, pisząc, że dla mnie „kwestia wybraństwa Żydów i ich wyjątkowości jest zamknięta.” Pan Soros po prostu kreśli jakiś wizerunek mojej osoby, który sobie w swej głowie ułożył, a następnie określa mnie fanatykiem. Pewnie ten wizerunek jest fanatyczny, nie wiem. Nie potrafię czytać myśli pana Sorosa. Szkoda jednak, że nie ma on nic wspólnego z moją osobą.
Następnie Soros dodaje:
Vide dyskusja z księdzem Chrostowskim.
Moja krytyka wykładu księdza profesora jest, mam wrażenie, bardzo dobrze uzasadniona. Księdza profesora cenię, czytałem inne jego artykuły, słuchałem jego wykładów i tym bardziej zdziwił mnie tamten wykład. A ponieważ zawsze się staram oceniać merytorycznie, to skrytykowałem to i tylko to, co mi się wykładzie Chrostowskiego nie podobało. Jeżeli pan Soros nie zgadza się z tą krytyką, zapraszam do merytorycznej dyskusji. Konkretnie. Bo jak na razie to widzę tutaj kierowane pod moim adresem jedynie kolejne inwektywy, a konkretów nie ma wcale. Bo i skąd by się miały wziąć?
Pan Soros:
czym w takim razie są przeprosiny za Jedwabne, jak nie odpowiedzialnością zbiorową, o ile nie narodową?
Odpowiedzialność może jest potrzebna, bo ja nie uchylam się za Jedwabne.
Ale wzajemna i nie zradykalizowana o żądanie śmierci – nie karna, ale moralna odpowiedzialność.
Mylimy poziomy odpowiedzialności i rozmaici intryganci łowią ryby w mętnej wodzie.
Tak zrobił Hiob – utożsamił odpowiedzialność moralną (mordowali nas, niech przeproszą) z karną (zbijają nas, my zabijamy ich).
W moralnej odpowiedzialności rzeczą przyjętą jest wzięcie odpowiedzialności za jednostkę. W karnej nie. Choć Izraelczycy i z karnej korzystają.
Przepraszam, ale gdzie ja znowu tak zrobiłem? Co mi tu znowu pan Soros insynuuje? Przypomnę ten fragment:
Cytuję Sorosa: "Teza, że nie można Żydów obciążać odpowiedzialnością – jakąkolwiek – "bo są różni Żydzi, dobrzy i źli" jest fałszywa – pisałem. Żydzi chętnie obciążają cale narody, nawet przy znikomej i symbolicznej reprezentacji."
I odpowiedziałem:
-Oczywisty nonsens. Równie dobrze można by powiedzieć, że wolno nam mordować Niemców i Rosjan, bo oni chętnie mordowali całe narody.
Zatem porównuję tu jabłka do jabłek, pomarańcze do pomarańczy. Jeżeli, według Sorosa, wolno nam obciążać jakąkolwiek odpowiedzialnością Żydów dlatego, że oni obciążają całe narody, to dlaczego nie wolno nam mordować Niemców i Rosjan? Bo co? Bo za to by nas zamknęli w więzieniach? Na jakiej podstawie mam się zgodzić z jego tezą? Gdzie to jest przyjęte w moralnej odpowiedzialności branie tej odpowiedzialności za jednostkę?
GłosRozsądku napisał, komentując Sorosa: „Wspaniały wpis, a judeokatolicyzm to zatrute ziarno, wykwit chorych umysłów opętanych ludzi. Powinien być pan dumny ze swoich poglądów, dziś bycie antysemitą nobilituje” i pozostawię to bez komentarza. Tym bardziej, że nie wiem co to jest „judeokatolicyzm”.
Dalej GłosRozsądku pisze: „Klarcie, Hioby itp. powinni stulić .. buzie, bo inaczej występują tu jako piąta kolumna skłócająca Polaków. Nie wiem czy robią to ze zwykłej glupoty, występując jako użyteczni idioci w rękach bandytów, których nikt i nic nie zmieni, nawet Bóg, czy ktoś im zleca pisanie takich bredni obcych poglądom Polaków.” To także pozostawię bez komentarza. GłosRozsądku sam się wystarczająco kompromituje.
Soros:
Nie ma problemu żydowskiego. Żydzi chcieliby żeby był problem żydowski, bo wtedy mogliby walczyć z antysemityzmem, a nie z wysuwanymi pod ich adresem zarzutami.
Jest problem nadreprezentacji, alko współczesnym genderem mówiąc parytetów etnicznych lub przewagi jednych nacji nad drugimi, czyli
NIESPRAWIEDLIWOŚĆ
Niektórym się myli sprawiedliwość z równością. Jak będzie po równo, to będzie sprawiedliwie. Ale w takim razie, jeżeli przyjmiemy, że pan Soros ma rację, to co? Wszędzie po równo? W parlamencie po 50%, panie i panowie. Nic, że nie ma ochoty taka jedna z drugą, siłą brać. W szkołach teatralnych – połowa z talentem, połowa bez. Nie możemy mieć nareprezentacji utalentowanych aktorów. Do zarządów – połowa po studiach, połowa bez. Czemu mnie dyskryminuję i muszę zarabiać na chleb jeżdżąc ciężarówką? Czy ja jestem głupszy… Ups, przepraszam, a co tu ma mądrość do rzeczy. Ma być po równo. I każdemu dać po dwa tysiące brutto. Bo niektórzy mają naderpezentację pieniędzy w portfelach, a inni mają tam pustki. Ma być sprawiedliwie, niech będzie sprawiedliwie.
Soros:
Moim zdaniem w pewnych granicach parytety są konieczne. Wszystko zależy od okoliczności i parytetowanej grupy.
Jeśli chodzi o parytety płciowe, to są one narzucane wg. Klucza b. pokręconej ideologii genderu, która nie uwzględnia różnic płciowych.
Parytety etniczne są bezdyksusyjne, bo nie ma dowodów na to, że rodzimy się zróżnicowani intelektualnie.
Problem jest naprawdę złożony. Bo finanse i komunikacja społeczna są ściśle związane z transparentnością. Jak sobie wyobrażasz relację z konfliktu palestyńsko-izraelskiego skoro w mediach zasiadają Żydzi. Gdybym był Polakiem też moje serce brałoby stronę Polaków.
Aha, to teraz rozumiem. Po równo tylko według pochodzenia. Ale jak to pan Soros będzie sprawdzał czystość etniczną? Według jakich kryteriów? Czy ja jestem, czy nie jestem Żydem? Badania DNA? Sprawdzanie kształtu nosa? Zaglądanie do spodni? Pan Soros pisze dużo o amerykańskich bankach, ale problem z USA jest taki, że tu akurat wszystkim strzyka to, czy ktoś jest, czy nie jest Żydem. To chyba tylko w Polsce jest możliwe powiedzenie komuś „ty żydzie”, czy napisanie o kimś, że jest Żydem, by go w jakiś sposób obrazić, lub obrzydzić społeczeństwu. Tutaj żaden numer z nadreprezentacją by nie przeszedł.
Banki są prywatne, więc niby jak mielibyśmy kontrolować reprezentacje narodów w nich pracujących? A tym bardziej kontrolować ich właścicieli? Upaństwowić i oddać Polakom? A media… Także prywatne. Więc co? Zakazać pisać? Zakazać wydawać? Panie Soros, jakieś praktyczne uwagi? Bo na razie mi się to wszystko widzi co pan pisze o "nadreprezentacji" jako wielki stek bzdur.
Jeżeli natomiast chodzi o konflikt izraelsko-arabski, to akurat amerykańscy Żydzi mają tu najmniej wspólnego z tym wszystkim. Na politykę proizraelską największy wpływ w Stanach ma lobby fundamentalistów chrześcijańskich. Ewangelicy, których jest tu 80 milionów i którzy potrafią się bardzo szybko i bardzo dobrze zorganizować. Żydzi? Z nimi nie liczy się nikt. Są tak zlaicyzowani i tak mało się interesują polityką, a do tego są nieliczni i tak naprawdę mają jakikolwiek wpływ na politykę jedynie w NY i na Florydzie. Mówię teraz o wyborcach, nie o poszczególnych osobach.
Co więcej, jak pokazały ostatnie wybory prezydenckie, oni i tak zawsze będą głosować na demokratów. Niezależnie od tego, jakie on głosi poglądy. Nawet, gdy kandydat nazywa się Barack Hussein Obama, gdy jego ojciec jest muzułmaninem, a jego propalestyńskie sympatie z lat młodości są powszechnie nznane. I tak w ostatnich wyborach 78% amerykańskich Żydów na niego głosowało. Co innego ewangelicy. Oni wierzą, a przynajmniej wielu z nich, że dopóki nie odbuduje się Świątyni w Jerozolimie, to Pan Jezus nie będzie mógł powrócić na ziemię. Zatem dla nich jest to kwestia wypełnienia się Pism. Oczywiście mylą się, niczego nie rozumiejąc, ale nie zmienia to faktu, że to właśnie oni kontrolują politykę bliskowschodnią USA.
Soros:
Czy fakt, że Żydów jest w mediach 70% wynika z ich zdolności. Tak jakby nie było równie zdolnych Azjatów albo Greków. Raczej nie. To celowa polityka właścicielska, po części zrozumiała. Gdybym był Polakiem i miał gazetę to chętniej bym zatrudniał Polaków. Tak myślę. Tylko od pewnego momentu ta sytuacja staje się niebezpieczna.
A może: „Gdybym był Polakiem, założyłbym gazetę”? Najprościej ukryć swoje nieudactwo oskarżając innych, najlepiej Żydów, o to, że nie pozwalają, przeszkadzają, rzucają kłody pod nogi. Ale świat można zmienić. Zależy to tylko od nas.
Niedawno przeczytałem gdzieś zabawny żart. Ktoś pyta starego rabina: „Jak to się dzieje, że w waszym narodzie sami tacy sprytni, zdolni, mądrzy, a w innych narodach to różnie bywa?” –„To proste! –odpowiedział rabin. –Jak nam się rodzi głupsze dziecko, to je chrzcimy.”
Żydzi nie są nadludźmi i nie rządzą światem. Niezależnie od tego, co pan Soros sobie ubzdurał. I im dłużej i im więcej będzie przekonywał innych o swojej paranoi, tym więcej zrobi szkody. Przekonywać trzeba raczej do tego, by każde dziecko brało los w swoje ręce i zmieniało świat. Jak wspomniany wyżej Obama, który „po ludzku” nie miał szans. Rozbita rodzina, mulat, a zatem odrzucany i przez Murzynów i przez białych, do tego wcale nie takie pewne, czy nawet urodzony w USA, co powinno zamknąć mu drogę do Białego Domu. Tak jednak się nie stało.
Inny Murzyn, bardzo ciekawa postać, Clarence Thomas. Murzyn z Georgii, który mieszkał jako małe dziecko w domu, czy raczej szopie z klepiskiem zamiast podłogi, nie umiejący nawet mówić poprawnie po angielsku, bo tam Murzyni mówili w „Gullah”, kreolskim dialektem charakterystycznym dla tej ubogiej grupy ludności. Gdy miał dwa lata, ojciec opuścił ich rodzinę, a mimo to, wspomagany przez dziadków, po latach ukończył Yale University i został sędzią Sądu Najwyższego USA. I jakoś Żydzi mu nie przeszkadzali. Żydzi nie przeszkadzali, ale pomogli mu katolicy, bo sędzia Thomas jest katolikiem.
I mówiąc o katolikach, nadreprezentacji i Sądzie Najwyższym, to i o tym słów kilka. Bo przecież i tu Żydzi mają nadreprezentację. Stanowiąc zaledwie 1,5% populacji (choć według kryteriów Sorosa pewnie więcej, bo by mu się statystyki nie zgadzały) zajmuję trzy z dziewięciu miejsca w Sądzie, czyli 33%. Ale katolicy są tu lepsi, bo mają tych miejsc sześć, czyli wszystkie pozostałe, mimo, że tylko jedna czwarta społeczeństwa amerykańskiego to katolicy. Wiem, wiem, procentowo "lepsi" nie są, ale też nie mam pojęcia na ilu wycenia pan Soros Żydów w Ameryce. On czyta źródła, z pewnością to wie.
Więc co mamy zrobić z tymi katolikami i Żydami w Sądzie? Wywalić ich? Poszukać jakiś protestantów, którzy są większością amerykańskiego społeczeństwa i odstąpić im co najmniej pięć miejsc? W końcu przez wiele lat to tylko oni byli tam sędziami. Przez pierwsze 180 lat mieli niemal monopol. Sporadycznie, dwukrotnie, w 1836 i 1898 wybrano pojedynczych katolików, ale poza nimi do 20 wieku wszyscy byli WASP-ami, oczywiście płci męskiej.
Pierwszy Żyd to rok 1916, pierwszy Murzyn to 1967, pierwsza kobieta to 1981 rok. W całej historii Sądu było 35 członków kościoła episkopalnego (anglikańskiego), 19 prezbiterian, dziesięciu unitarian, pięciu metodystów, i trzech baptystów, a dziś żadnego? Co na to episkopalianie, którzy zresztą śmieją się z tego, że banki są w żydowskich rękach. To oni mają amerykańskie banki.
Jawna niesprawiedliwość. Trzeba wywalić co najmniej dwóch Żydów i z czterech katolików i przyjąć sześciu protestantów, będzie tak, że się spodoba panu Sorosowi. Tylko… Tylko, że tak naprawdę w dzisiejszym Sądzie jest tylko czterech sprawiedliwych. Tylko czterech, którzy walczą o życie nienarodzonych dzieci. Wszyscy katolicy. Więc ja to ich byśmy wywalili, to nie ma już nadziej dla USA. Więc może czasem nadreprezentacja nie jest taka zła?
Ja jednak nie piszę o aborcji, ja piszę o głupocie tych, którzy pod każdym kamieniem widzą Żyda. A przykład Sądu Najwyższego podałem jako przykład tego, że wszystko się zmienia. I gdy będziemy mieć najlepszych sędziów, najlepszych prawników, najlepszych lekarzy, najlepszych bankierów i najlepszych wydawców i dziennikarzy, piszących w najlepszych i naszych gazetach, to wtedy my będziemy mieć i nadreprezentację i rząd dusz i zwycięstwa we wszystkich wyborach. Ale to możemy zdobyć tylko pracą od podstaw, a nie bredzeniem o Żydach, którzy są wszędzie, rządzą światem i nie pozwalają nam na nic. Poza, rzecz jasna, pisaniem o tym na blogach.