Trucker hiob Trucker hiob
848
BLOG

Moja pielgrzymka z Papieżem do Krakowa

Trucker hiob Trucker hiob Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Wczoraj był Dzień Papieski, za kilka dni rocznica wyboru kardynała Wojtyły na Papieża, a mnie zebrało na wspomnienia. Sprowokował mnie wpis Polanina. Nie jest to jednak polemika z jego notką. W zasadzie się z nim zgadzam. Chciałbym tylko dać tutaj pewne świadectwo.

Gdy Jan Paweł II był pierwszy raz w Krakowie w 1979 roku, nie chciało mi się ruszyć z domu, by iść na Błonia się z Nim spotkać. Miałem wtedy 22 lata, a człowiek w tym wieku często ma problemy z logicznym myśleniem. Nie chcę tu nikogo obrażać, jest wiele wyjątków od tej zasady, ale ja do nich nie należałem. Skoro wszyscy byli na Błoniach zobaczyć Papieża, to dla mnie był to najlepszy powód, by tam nie iść.

Kilka lat później, w 1987 roku, gdy już mieszkałem w USA, Papież był w Columbii, w Południowej Carolinie. To zaledwie dwie godziny jazdy samochodem od Charlotte, gdzie ciągle mieszkam. A w Południowej Karolinie jest bardzo niewielu katolików. Z pewnością byłoby możliwe osobiste spotkanie z Papieżem. Byłoby, ale nie było, bo ja ciągle nie byłem zainteresowany takim spotkaniem.

Moje nawrócenie zaczęło się w 1990 roku, od narodzin chorego dziecka.  Głód Boga, głód Słowa Bożego stał się częścią mojego życia i tak jest do dzisiaj. Jestem przekonany, że jest to także wynik modlitw Jana Pawła Wielkiego, jak go tu wszyscy nazywają, za swych rodaków. To przecież był "mój biskup" i nawet, gdy ja się specjalnie Nim nie przejmowałem, wiem, że On się takimi jak ja przejmował każdego dnia.

Pojechałem do Rzymu w 2000 roku.Wtedy jednak już było bardzo trudno dostać się na audiencję z Papieżem. Ale nie dla audiencji tam pojechałem, chciałem Go po prostu zobaczyć. Choć z daleka, choć przez chwilę. I tak właśnie było. Zobaczyłem Go na Mszy na Placu św. Piotra, potem przejeżdżającego kilka metrów obok w zamkniętym papamobile. Niedosyt, ale i radość.

Dwa lata później Papież po raz kolejny odwiedza Polskę. Już było wiadomo, że to może być ostatnia pielgrzymka. Stan zdrowia Papieża znacznie się pogarszał, opuszczały Go siły. Wiedziałem, że muszę i ja polecieć do Krakowa, zobaczyć Go jeszcze raz. Za to, że mi się nie chciało przejść z domu na Błonia przed dwudziestu paru laty, godzinny spacerek, musiałem teraz przylecieć z innego kontynentu. Nie, nikt mi nie kazał, ale ja i tak musiałem.

Oprócz pożegnania z Papieżem poleciałem w intencji katolickiego radia w USA. Mieliśmy już oczywiście doskonałe radio EWTN matki Angeliki, ale nie było zbyt wielu rozgłośni, które by to radio transmitowały. Można go było słuchać przez Internet, albo krótkie fale, lecz opcje te miały wiele wad. Krótkie fale albo są, albo ich nie ma. Jakość  takiego radia jest bardzo różna i nie wszędzie da się złapać sygnał. Z Internetem w 2002 roku, w ciężarówce, było jeszcze gorzej. Drogo i skąpo, szczególnie na słabo zaludnionych, zachodnich terenach USA. Ale mieliśmy już satelitarne radio, tylko, że jego właściciele nie chcieli się zgodzić na transmisję katolickiego radia. Stąd moja intencja pielgrzymki do Krakowa.

Wyleciałem z Nowego Jorku samolotem Lotu 13-go sierpnia. Akurat na ten dzień udało mi się zdobyć bilet. Było to oczywiście zwykłym przypadkiem. Jednym z kilkunastu, jakie mi się przydarzyły podczas tego pielgrzymowania. W sumie dla jednych trzynasty to Dzień Maryjny, dla innych dzień pechowy… zależy chyba od religii, którą się wyznaje. ;-)

Wylądowałem na Okęciu 14-go sierpnia, pierwszym ekspresem pojechałem do Krakowa. Akurat "przypadkiem" było święto Maksymiliana Kolbe, więc poszedłem jeszcze na Mszę do Franciszkanów. Była tam comiesięczna msza w intencji misjonarzy i było spotkanie z misjonarzem. Poszliśmy więc.  Było piękne kazanie o Św. Maksymilianie i o tym, jak on doceniał potrzebę misji i widział, jaką rolę w ewangelizacji mogą odgrywać środki społecznego przekazu. Amen. Święty Maksymilian z pewnością by nadawał także przez satelitę.

Po mszy mieliśmy spotkanie z księdzem, który właśnie wrócił z kontynentu amerykańskiego, z Boliwii i Meksyku. Potem ojciec Piotr Kyć poprosił mnie, żebym i ja powiedział parę słów o tym radiu katolickim, a raczej o jego braku. Fundamentaliści, baptyści i tzw. "Bible Christians" mają praktycznie wszędzie mocne stacje na UKF-ie, można ich słyszeć w każdym zakątku Stanów Zjednoczonych, a katolicy jakby zaspali. Gdy przyjechałem do USA w 82 roku, wszystkie katolickie stacje radiowe można było policzyć na palcach jednej ręki.

Dla tych, którzy nie rozumieją, co za różnica, przecież to też chrześcijanie, chciałem tylko wyjaśnić, że w ekstremalnej formie uważają oni, że Kościół Katolicki jest sektą wiodącą do potępienia, papież jest antychrystem i Apokalipsa św. Jana mówiąc o nierządnicy mówi o Kościele Katolickim. W związku z tym o papieżu i Kościele mówią tylko wtedy, jak znajdą cos skandalizującego. Także członkowie ich kościołów składają się w dużym stopniu z byłych katolików, często nie znających dobrze swojej wiary. Dlatego tak mi leżało na sercu to ogólnoamerykańskie katolickie radio. Wierzyłem, że św. Maksymilian może nam to wymodlić. Wiedziałem też, że ludzie z EWTN mieli rozmawiać z ludźmi od "satelity" pod koniec września, więc akurat ta sierpniowa pielgrzymka była bardzo na czasie.

15 sierpnia. Wstaliśmy chyba koło czwartej rano, żeby zdążyć na mszę do kościoła Zaśnięcia NMP w Kalwarii Zebrzydowskiej. Byłem z mamą na porannej mszy, potem wraz z "kompaniami" pomaszerowaliśmy do klasztoru, gdzie o 10:30 była "główna" msza, po której było połączenie z Castel Gandolfo i usłyszeliśmy słowa Jana Pawła II:

"…jak Pan Bóg pozwoli- już wkrótce dołączę do kalwaryjskich pątników…".

Pan Bóg pozwolił….

Nawiasem mówiąc pogoda była okropna. Przepiękne suknie druhen Maryi były ubłocone po pas, a podczas rozdania Komunii Św. oberwała się chmura. Albo krętacz się wściekał, albo nasz Ojciec w niebie chciał nas dobrze ochrzcić przed wizytą papieską. Nawet baliśmy się, że z powodu parasoli nie zobaczymy Ojca Świętego, który miał się z nami połączyć telebimowo-satelitarnie,  ale na kwadrans przed transmisją deszcz przestał padać.

Lecąc do Krakowa wiedziałem, że z pewnością znajdzie się dla mnie jakieś miejsce na Błoniach. Nie liczyłem na więcej. Jednak okazało się, że otrzymałem coś, czego na pewno spodziewać się nie mogłem. W czasie pielgrzymki w 2002 roku Papież poświęcił Bazylikę Miłosierdzia w Łagiewnikach. Oczywiście na zewnątrz Bazyliki mogło w tej uroczystości uczestniczyć wielu pątników, ja sam otrzymałem dwa zaproszenia, ale do środka zaproszenie mieli tylko wybrani. Właśnie w Kalwarii dowiedziałem się, że ktoś postanowił mi ofiarować swoją wejściówkę dla VIP-ów do samego wnętrza Bazyliki. To jednak miało nastąpić dopiero za kilka dni…

16. sierpnia. Zaproszenie na lotnisko oczywiście też miałem, więc pojechałem dość wcześnie. W autobusie spotkałem młodą zakonnicę, Urszulankę, która przyjechała specjalnie z Ukrainy zobaczyć Ojca Św. Zapytałem, czy będzie w Łagiewnikach, ale odrzekła, że nie, bo nie ma zaproszenia. Gdy jej zaproponowałem, że jej dam jedno, bardzo się ucieszyła, ale powiedziała, że da je siostrze przełożonej, bo ona też nie ma. Ale ja miałem dwa, poza tym specjalnym, więc problem mi się rozwiązał. Oba zbyteczne zaproszenia znalazły dobrych odbiorców.

Mówiąc o VIP-ach… Później, już przy siatce ogradzającej krakowskie lotnisko  znowu spotkałem tę siostrę. Szukała czegoś. Zapytałem, czy mogę pomóc, a ona odpowiedziała mi, że szuka sektora 6 P.  Ja na to, że tu nie ma sektorów, kto pierwszy, ten lepszy, ale ona pokazała mi swoje zaproszenie i rzeczywiście… Miała sektor…ale nie 6 P tylko VI P. Miała wejściówkę dla VIP-ów, na samą płytę lotniska.  Powiedziałem jej, że jest Bardzo Ważną Osobą i musi przejść do przodu, na miejsca siedzące. Szkoda, że nie widzieliście jej miny:))). Tak, ostatni będą pierwszymi….

Pogoda znowu się zapowiadała okropnie. Czarne chmury, pomruki burzy. Zaczęły spadać pierwsze krople deszczu i natychmiast wyrósł las parasoli. Jednak ksiądz, który był "mistrzem ceremonii" zgromił nas, że mamy małą wiarę. Kazał wszystkim pochować parasole i pomodlić się, by burza przeszła bokiem. I tak się stało. Wszyscy schowali parasole, a deszcz przestał padać. Gdy już wieczorem wróciłem do domu, mama zapytała mnie, czy nas bardzo zlało. W Krakowie było oberwanie chmury. Ale w Balicach nie. Wiara czyni cuda.

Jak sama ceremonia powitalna wyglądała nie będę opisywał, myślę, że widzieliście to albo osobiście, albo w telewizji. Ojca Św. widziałem dobrze przez lornetkę w oknie samolotu i jak wychodził. Na ziemi już głównie widziałem plecy dzielnych redaktorów TVP, ale czasami udało mi się dojrzeć Ojca Św. między nimi. Dziwna rzecz, ale Kwaśniewski cały czas był widoczny…Ten zawsze się umie ustawić… .

Wieczorem pojechałem do sióstr Urszulanek zawieźć im zaproszenia, a gdy wracałem do domu tatowym Cinquecento  "załapałem" się na jazdę w kolumnie samochodów z papamobilem. Papieski samochód i te wożące dziennikarzy parkowały  co noc na Mogilskiej, w siedzibie policji i gdy je zobaczyłem, właśnie przejeżdżały koło Poczty Głównej. Najpierw radiowóz na sygnale, potem papamobil i 2 auta dziennikarzy, znowu radiowóz, a ja wskoczyłem za nich tatowym cinquecento.  Skręciliśmy w Kopernika, do Ronda Mogilskiego i oni pojechali dalej, a ja wjechałem w Osiedle Oficerskie, gdzie mieszkają moi rodzice.

17. sierpnia. Znowu pobudka o czwartej . Pojechałem do Łagiewnik taksówką, bo nie byłem pewny, czy komunikacja miejska mnie dowiezie na czas. Pod Bazyliką byłem przed piątą i wszedłem do środka jako jeden z pierwszych. Dzięki temu mogłem stanąć blisko ołtarza, tuż za sektorem dla osób niepełnosprawnych.

Niesamowite wrażenie. Pierwszy raz, poza Mszą w Rzymie, byłem na Mszy papieskiej. Byłem świadkiem historii, nie więcej niż 20 metrów od Ojca Św., w tej cudownej Bazylice. Nie da się tego opisać, to trzeba przeżyć. Nie wiem ,czym sobie zasłużyłem na taki zaszczyt, przed przyjazdem do Polski nie byłem pewien, czy będę mógł uczestniczyć w jakichkolwiek uroczystościach poza Mszą na Błoniach. A raczej powinienem powiedzieć, że wiem, że nie zasłużyłem niczym i że było wiele osób godniejszych tego zaszczytu. Ale Bóg w swoim miłosierdziu tak pokierował moimi losami, że mogłem być naocznym świadkiem tej wspaniałej uroczystości.

Trochę żałuję, że nie miałem ze sobą aparatu fotograficznego. Celowo jednak nie wziąłem go do Polski, bo nie chciałem być „reporterem”, ale pielgrzymem. Chciałem przeżywać całym sercem tę pielgrzymkę, a nie koncentrować się na upamiętnianiu scen, widoków i osób. Aparat fotograficzny przeszkadza w rozmodleniu i pewnie dobrze, że go nie miałem, ale pamięć ludzka jest zawodna i dlatego trochę żal, że nie mam takiej pamiątki z tego cudownego spotkania z Ojcem świętym.

W nocy z 17. na 18. sierpnia modliłem się z wieloma innymi pielgrzymami u Dominikanów, czyli w kościele Tojcy Świętej. Pomodliłem się przy grobie Św. Jacka w dniu jego święta, o północy byłem w bazylice świętych Piotra i Pawła, gdzie całonocne czuwanie miał ruch Światło-Życie, i była Msza św., potem udałem się w stronę Błoń, gdyż znowu dzięki życzliwości  nieznanych mi osób i dzięki Bożemu Miłosierdziu miąłem doskonałą wejściówkę, w sektorze C1, na ławeczkach.

Parę minut po piątej już byłem na miejscu i wraz z rosnącym tłumem oczekiwałem Ojca Św. Sama Msza była znowu niezwykłym przeżyciem. Byłem zaraz za sektorem VIP-ów, bardzo blisko, a przez lornetkę mogłem dostrzec każdą zmarszczkę na twarzy Ojca Św. Koło mnie "przypadkiem " usiadł zakonnik, Paulin z Jasnej Góry, kierowca generała zakonu Paulinów. Oczywiście zaraz go poprosiłem o modlitwy w intencji tego amerykańskiego radia. Albo najlepiej o Mszę. Nie bardzo jak miał się ode mnie odpędzić, nie było drogi ucieczki. Po paru godzinach w końcu przekonałem go, że nie jestem wariatem i że pomysł jest wartościowy. Zapytał tylko, kiedy planuję pobyt na Jasnej Górze i czy bardziej odpowiada mi 7 rano, czy 15:30 i obiecał i modlitwę i Mszę w tej intencji.

19. sierpnia, poniedziałek. Dzisiaj Kalwaria. Tak mnie rozpuściły moje zaproszenia z poprzednich dni, że niemalże byłem rozczarowany, że tym razem jestem w odległym sektorze na zewnątrz. Ale cieszę się, że mogłem być tam i zobaczyć, jak się odbiera uczestnictwo w takiej formie, gdy Ojca Św. widać tylko na ekranie. Także takie współuczestniczenie z Nim jest niesamowitym, wspaniałym przeżyciem, szczególnie z powodu współpielgrzymów, od których wręcz promieniowała miłość i radość ze spotkania z Ojcem Świętym. Po Mszy w Kalwarii odśpiewaliśmy przepiękną pieśń:

Matko przed Twoim obrazem,

Może już ostatnim razem,

Może już Cię nie zobaczę,

Pozwól , niech się dziś wypłaczę.

 

Matko, ja się stąd nie ruszę,

Ciężki ból ściska mą duszę;

Jakże się z myślą pogodzić,

Od swej Matki już odchodzić.

 

Lecz muszę iść za mym losem,

Pożegnać Cię rzewnym głosem,

Wzniesionym przed Twym obliczem,

Matko, czy mnie puścisz z niczem?

 

Czyż mi nie dasz, o com prosił?

Chcesz, bym smutek stąd wynosił?

Matko, czyż mam w swej potrzebie

Bez pomocy iść od Ciebie?

 

Błogosław mnie, Matko droga,

W Imię Ojca, Syna, Boga!

Niechaj idę w świat daleki

Zawsze z Tobą, na wiek wieki.

 Czyż nie piękne słowa? I jakby napisane specjalnie dla Ojca Świętego.  Albo dla mnie.

 Po mszy chciałem szybko wrócić do Krakowa, ale nie było to takie proste, szosa była zamknięta i musiałem jechać objazdem, nawiasem mówiąc przez Sułkowice i Rudnik, miejscowości rodzinne moich teściów. W Krakowie zamieniłem cinquecento na jelcza krakowskiego MPK i znowu pojechałem na lotnisko. Gdy tam dotarłem było już późno, więc mimo, że stałem na stołeczku, gdy papież przyleciał,  widziałem tylko plecy tych, co siedzieli innym na barana. Dopiero jak Ojciec Święty był przy wejściu do samolotu i odwrócił się jeszcze, żeby nas pobłogosławić, zobaczyłem Go po raz ostatni. Trudno było powstrzymać łzy…

 Samolot kilkakrotnie przeleciał nad nami, zanim w końcu oddalił się na dobre, ale mnie nie chciało się iść. Długo jeszcze stałem tam, przyglądając się radosnym zabawom, śpiewom i tańcom dzieciakom z  Neokatechumenatu. W końcu i ich poproszono o opuszczenie terenu i poszedłem do autobusu i wróciłem do domu. Jan Paweł II wrócił do Watykanu, ale ja miałem jeszcze parę dni…

 20.sierpnia, wtorek. W ten dzień  zaplanowałem odwiedzić miejsce męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana. Wstałem znowu przed świtem  i pojechałem odwiedzić brata stryjecznego, Jacka Jaskiernię, który był proboszczem w parafii Malec, niedaleko Oświęcimia. Tam spędziłem wspaniały dzień, zaczynając od porannej Mszy, potem cały dzień przegadałem z Andrzejem, katechetą. On i jego urocza żona są wspaniałymi ludźmi i niejeden ośrodek wielkomiejski mógłby pozazdrościć Malcowi takich nauczycieli. Stamtąd pojechałem do obozu Auschwitz i pomodliłem się w drzwiach celi, gdzie św. Maksymilian był głodzony przez 2 tygodnie, zanim nie dobili go kaci zastrzykiem z trucizną.

 W drodze powrotnej w Wadowicach kupiłem te wspaniałe kremówki papieskie, oczywiście po dokładnym wybadaniu, gdzie są te najlepsze, bo "podróbek" nie brakuje! To też był ostatni raz, bo teraz już nie jadam słodyczy i chyba dopiero w Niebie, już razem z Papieżem, zjem je następny raz.

 21. sierpnia pojechaliśmy z rodzicami do Częstochowy. Musiałem przecież odwiedzić moją Królową i Mamę. I musieliśmy zdążyć na siódmą na Mszę w intencji radia satelitarnego. Po powrocie do Krakowa poszedłem jeszcze do Dominikanów i na Wawel, do Katedry, pomodlić się przy relikwiach św. biskupa Stanisława i św. królowej Jadwigi. Wieczorem jeszcze ostatnie pożegnania z rodziną i następnego ranka wyjazd. Zacząłem oczywiście od Mszy, bo po pierwsze zawsze jak mogę to idę, a poza tym akurat było święto NMP Królowej. Moja pielgrzymka zaczęła się i skończyła maryjnym dniem.

 Po Mszy Intercity do Warszawy, a na Okęciu kaplica lotniskowa. Cichutko, w skupieniu , przed Tabernakulum, dziękowałem Panu za te wspaniałe chwile. Chciałoby się powtórzyć za papieżem: Żal odjeżdżać… .

Ja Cię żegnam, Matko droga,

Niech odejdzie wszelka trwoga.

Niechaj wracam do swej chatki

Jak od ukochanej Matki.

 A co z radiem? Oczywiście jest. Satelitarne radio Sirius, kanał 160. 24 godziny na dobę, od Pacyfiku po Atlantyk i od Kanady do Meksyku można słuchać wspaniałego radia Matki Angeliki. A i naziemne stacje radiowe rozmnożyły się w niezwykły sposób. EWTN nie tylko daje za darmo swe programy, ale także służą pomocą lokalnym społecznościom w założeniu katolickiego radia. I trudno nie zauważyć niezwykle pozytywnego wpływu tych rozgłośni na Kościół Katolicki, na księży i biskupów, a także na indywidualnych wiernych. Także protestantów, którzy coraz częściej odkrywają piękno Kościoła Katolickiego i coraz więcej z nich zostaje katolikami.

Nazywam się Piotr Jaskiernia, mam 61 lat i od wielu lat mieszkam w Stanach. Z zawodu jestem "truckerem", kierowcą. Moim hobby jest apologetyka, a moją pasją nowa ewangelizacja. Zawsze szukam nowych dróg, by dotrzeć z Dobrą Nowiną do kolejnych osób, stąd moja obecność tutaj. AUDYCJE RADIOWE, PROGRAMY TV I ARTYKUŁY PRASOWE Z MOIM UDZIAŁEM: KLIK Moje FORUM: www.katolik.us Zapraszam. Kontakt.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura