Moja ostatnia notka o piekle, sprowokowana tekstem pana Marka Błaszkowskiego, była częścią cyklu w którym moją ambicją jest przybliżenie, czy też przypomnienie „katolickich wersetów” w Biblii. Jednak sam temat wywołał tak burzliwą dyskusję na Frondzie i w Salonie24, że dobrze byłoby napisać coś więcej na ten temat.
Ja wierzę w istnienie piekła, wierzę, że jest ono wieczne i uważam, że jest tam wiele dusz. Nie dlatego, że tak bym chciał. Wręcz przeciwnie. Wiele bym dał za to, by tak nie było. Uważam tak, bo jestem przekonany że to jest prawda.
Wierzę w istnienie piekła bo nauczał o nim sam Pan Jezus, apostołowie, a po nich biskupi i cały Kościół przez wszystkie wieki. Ale wierzę także dlatego, że jest to bardzo logiczna nauka, jeżeli tylko się naprawdę rozumie czym ono jest. Gdy to zrozumiemy, staje się oczywiste dlaczego nie jest to sprzeczne z naszą wiedzą o Bogu, który jest Miłością.
Piekło jest rezultatem istnienia trzech rzeczy: Boga, nas i kudłatego. Jest rezultatem istnienia nie tylko Bożej Sprawiedliwości, Mocy i Mądrości ale także, a może nawet przede wszystkim, jak uczył święty Tomasz, Bożego Miłosierdzia.
Jeżeli odrzucimy Bożą Miłość, to co nam zostaje? Bóg jest Miłością, więc odrzucając miłość tak naprawdę odrzucamy samego Boga. Kim jednak jest nasz Bóg? List do Hebrajczyków uczy: „Bóg nasz bowiem jest ogniem pochłaniającym” (Hbr 12,29)
Ogień może grzać i może parzyć. Może dawać życie i może je zabierać. Gdy sami staniemy się miłością, zjednoczymy się z Ogniem Miłości Bożej. Gdy tę Miłość odrzucimy, będzie ona nas potwornie parzyć. Także w piekle, bo przed Bożą Miłością nie ma ucieczki.
To tu, na ziemi, sami już żyjemy w niebie, albo w piekle. To tu dokonujemy swych wyborów. I tu znajdujemy odpowiedź na wszystko, ukrytą w znakach, ukrytą, lecz widoczną dla tych, którzy mają oczy. My sami, w zależności od okoliczności, w różny sposób odczuwamy te same gesty. Gdy nas ukochana osoba przytula i całuje, a my czujemy w stosunku do niej to samo uczucie miłości, to gesty jej powodują, że jesteśmy „w siódmym niebie”. Jednak gdy jesteśmy na nią źli, obrażeni, gdy nas czymś poirytowała i wkurzyła, jej karesy są nam obrzydliwe i wstrętne. Pomnóżmy to przez nieskończoność i otrzymamy ekstazę Nieba, albo piekielne męki.
To my sami wybieramy piekło. Jeżeli to zrobimy, my sami będziemy je nienawidzić, będziemy nienawidzić siebie za ten wybór, nienawidzić szatana i inne osoby z nami się tam znajdujące, ale jeszcze bardziej będziemy nienawidzić Boga. Tak, jak nienawidzimy to uczucie, którego doświadczamy, gdy nas ukochana, lecz chwilowo znienawidzona osoba chce przytulić, równocześnie nienawidząc jeszcze bardziej ideę pogodzenia się z nią w tym akurat momencie.
Jak to kiedyś napisał CS Lewis, piekło jest zamknięte od środka. Męki piekielne nie są czymś, co Bóg narzuca komukolwiek. Męki piekielne to coś, co jest w nas. To odrzucenie Boga jest tym bólem. Tak, jak w kłótni małżeńskiej bólem jest to, że odrzuciliśmy miłość kochającej nas osoby. Lecz w małżeństwie chmury w końcu się rozwieją i pogodne dni powrócą. Po śmierci już takiej szansy nie mamy. W momencie śmierci, w dniu sądu, ziemski czas przestaje płynąć. Nasz wybór staje się zdeterminowany na całą wieczność.
Dzieci, gdy zostaną przyłapane na jakimś wykroczeniu, mówią, że im przykro, ale czasem jest im przykro nie dlatego, że sprawili rodzicom ból, ale dlatego, że zostały przyłapane. Czasem bywają wręcz sarkastyczne. „Przepraszam, że zjadłam tę czekoladę. Już nigdy nie wezmę czekolady do ust” odpowiada córeczka z przekąsem i tym znaczącym spojrzeniem w stronę tyrana taty, który się czepia o niewinną tabliczkę mlecznej z orzechami piętnaście minut przed obiadem.
Znowu pomnóżmy to o nieskończoność i będziemy mieli „potępione dusze”. Potępione przez nie same. I jasne, że nie o czekoladę tu chodzi. Jednak grzesznik, który się nie nawrócił, jest jak takie dziecko. Obraziwszy Boga, gdy w dniu Sądu zostaje mu to objawione, obrażony mówi” „Fine!” Na złość mamie odmrożę sobie uszy. Na złość Bogu odejdę w wieczyste męki.
Pan Błaszkowski, mówiąc w skrócie, starał się przedstawić pogląd, czy spekulację teologiczną mówiącą, że piekło w ostateczności będzie puste. By nie być posądzonym o przekłamanie jego stanowiska zapraszam na jego blog, do tekstów „Kto się będzie smażył w piekle” i Miłość ze strachu przed piekłem? Ja tu jedynie postaram się odpowiedzieć na niektóre stwierdzenia pana Błaszkowskiego, zawarte w jego notkach i w komentarzach pod moim ostatnim postem.
Zanim jednak nawiążę do jego słów, chciałbym najpierw powrócić do Biblii. W mojej poprzedniej notce starałem się jedynie przedstawić te wersety, które mówią o „ogniu piekielnym”. Wersety, które pokazują piekło jako miejsce mąk, cierpień. Jednak nie są to jedyne wersety wspominające to miejsce. Co dziwniejsze dla wielu osób, to właśnie sam Jezus wspomina często o piekle. Miłosierny Jezus mówi o piekle więcej razy, niż cała Biblia, wszystkie Księgi, cały ten „okrutny” Stary Testament razem wzięty. Zanim jednak powrócę do Biblii, przypomnę co mistycy i wizjonerzy nam przekazali o piekle. Wspomnę tylko świętą Faustynę i dzieci z Fatimy.
Święta Faustyna, ta „sekretarka Miłosierdzia Bożego”, mistyczka, której „Dzienniczek” został skrupulatnie zbadany czy nie zawiera czegoś niezgodnego z nauką Kościoła, wspomina wielokrotnie o piekle. Oto jeden z przykładów:
W pewnym dniu ujrzałam dwie drogi: jedna szeroka, wysypana piaskiem i kwiatami, pełna radości i muzyki i różnych przyjemności. Ludzie idąc tą drogą tańcząc i bawiąc się – dochodzili do końca, nie spostrzegają się, że już koniec. A na końcu tej drogi była straszna przepaść, czyli otchłań piekielna. Dusze te na oślep wpadały w tę przepaść, jak szły, tak i wpadały. A była ich wielka liczba, że nie można było ich zliczyć. I widziałam drugą drogę, a raczej ścieżkę, bo była wąska i zasłana cierniami i kamieniami, a ludzie, którzy nią szli ze łzami w oczach i różne boleści były ich udziałem. Jedni padali na te kamienie, ale zaraz powstawali i szli dalej. A w końcu drogi był wspaniały ogród przepełniony wszelkim rodzajem szczęścia i wchodziły tam te wszystkie dusze. Zaraz w pierwszym momencie zapominały o swych cierpieniach. (Dz 153)
Być może najbardziej wymowny jest ten opis wizji, jakiej udzielił jej w swym miłosierdziu Bóg:
Dziś byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez Anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki. Rodzaje mąk, które widziałam: pierwszą męką, która stanowi piekło, jest utrata Boga; drugie – ustawiczny wyrzut sumienia; trzecie – nigdy się już ten los nie zmieni; czwarta męka – jest ogień, który będzie przenikał duszę, ale nie zniszczy jej, jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym; piąta męka – jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność; widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje; szósta męka jest ustawiczne, towarzystwo szatana; siódma męka – jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa. Są to męki, które wszyscy potępieni cierpią razem, ale to jest nie koniec mąk, są męki dla dusz poszczególne, które są męki zmysłów, każda dusza czym grzeszyła, tym jest dręczona w straszny, i nie do opisania sposób. Są straszne lochy, otchłanie kaźni, gdzie jedna męka odróżnia się od drugiej; umarłabym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża. Niech grzesznik wie, jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez wieczność całą; piszę o tym z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie jako tam jest. Ja, Siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. O tym teraz mówić nie mogę, mam rozkaz od Boga, abym to zostawiła na piśmie. Szatani mieli do mnie wielką nienawiść, ale z rozkazu Bożego, musieli mi być posłuszni. To com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam, że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło. Kiedy przyszłam do siebie, nie mogłam ochłonąć z przerażenia, jak strasznie tam cierpią dusze, toteż jeszcze się goręcej modlę o nawrócenie grzeszników, ustawicznie wzywam miłosierdzia Bożego dla nich. O mój Jezu, wolę do końca świata konać w największych katuszach, aniżeli bym miała Cię obrazić najmniejszym grzechem. (Dz 741)
Siostra Faustyna także nam przypomniała, czy raczej przekazała słowa Jezusa, który nam to przypomina, że to my sami wybieramy piekło:
Często towarzyszę duszom konającym i wypraszam im ufność w miłosierdzie Boże i błagam Boga o wielkość łaski Bożej, która zawsze zwycięża. Miłosierdzie Boże dosięga nieraz grzesznika w ostatniej chwili, w sposób dziwny i tajemniczy. Na zewnątrz widzimy, jakoby było wszystko stracone, lecz nie tak jest; dusza oświecona promieniem silnej łaski Bożej ostatecznej, zwraca się do Boga w ostatnim momencie z taką siłą miłości, że w jednej chwili otrzymuje od Boga [przebaczenie] i win i kar, a na zewnątrz nie daje nam żadnego znaku, ani żalu, ani skruchy, ponieważ już na zewnętrzne rzeczy oni nie reagują. O, jak niezbadane jest miłosierdzie Boże. Ale o zgrozo – są też dusze, które dobrowolnie i świadomie tę łaskę odrzucają i nią gardzą. Chociaż już w samym skonaniu, Bóg miłosierny daje duszy ten moment jasny wewnętrzny, że jeżeli dusza chce, ma możność wrócić do Boga. Lecz nieraz u dusz jest zatwardziałość tak wielka, że świadomie wybierają piekło, udaremnią wszystkie modlitwy, jakie inne dusze za nimi do Boga zanoszą i nawet same wysiłki Boże… (Dz 1698)
Pierwsza Tajemnica Fatimska to, przypomnę, wizja piekła:
„Pani nasza pokazała nam morze ognia, które wydawało się znajdować w głębi ziemi, widzieliśmy w tym morzu demony i dusze jakby były przezroczystymi czartami lub brunatnymi żarzącymi się węgielkami w ludzkiej postaci. Unosiły się w pożarze, unoszone przez płomienie, które z nich wydobywały się wraz z kłębami dymu. Padały na wszystkie strony jak iskry w czasie wielkich pożarów, bez wagi, w stanie nieważkości, wśród bolesnego wycia i rozpaczliwego krzyku. Na ich widok można by ogłupieć i umrzeć ze strachu. Demony miały straszne i obrzydliwe kształty wstrętnych, nieznanych zwierząt. Lecz i one były przejrzyste i czarne. Ten widok trwał tylko chwilę. Dzięki niech będą Matce Najświętszej, która nas przedtem uspokoiła obietnicą, że nas zabierze do nieba. Bo gdyby tak nie było, sądzę, że bylibyśmy umarli z lęku i przerażenia”
Powie ktoś, że te wyobrażenia to jedynie symbol tego, czym piekło jest. I z pewnością trzeba się z taką opinią zgodzić. Jednak symbol zawsze coś symbolizuje. To coś jest pewną rzeczywistością, a rzeczywistość ta nie jest wcale łagodniejsza, łatwiejsza niż wizja, jaką zobaczyła Faustyna, albo dzieci w Fatimie.
Oni sami przyznają, że ich opis nie jest doskonały, bo z pewnością żaden żyjący nie może w pełni zobaczyć okropności piekła. Bóg ukazując im je musiał je jakoś zobrazować, tak, jak Bóg posyłając anioła do ludzi musi go pokazać jako człowieka, albo przynajmniej jako jakąś widzialną, materialną postać. Inaczej po prostu anioł nie byłby w stanie wypełnić swej misji, bo przecież jako duch nie byłby w ogóle widzialny.
Zatem powtórzę jeszcze raz: Nie upieram się wcale, że ogień piekielny to coś identycznego do ognia, jaki znamy z ziemi, będącego wynikiem gwałtownego utleniania się jakiś związków węgla. Zapewne nie ma nic z ziemskim ogniem wspólnego. Ogień jest tu symbolem, ale symbolem czegoś, co w rzeczywistości jest nieporównanie gorsze od najgorszego poparzenia, czy nawet spłonięcia żywcem.
Podczas objawień w Fatimie, 19. sierpnia Maryja powiedziała dzieciom:
„Módlcie się, módlcie się wiele i czyńcie ofiary za grzeszników, ponieważ wiele dusz idzie do piekła, bo nie mają nikogo, kto by się za nie ofiarował i modlił.”
Co te słowa mogłyby oznaczać, gdyby było ono puste? Czy Bóg posyła nam swą Matkę, by bełkotała bez sensu i znaczenia? Czy może raczej powinniśmy uwierzyć w to, co Ona nam chce przekazać?
Oczywiście bardzo mądrzy teologowie, mający doktoraty i habilitacje i tytuły profesorskie zaraz tu zanegują oczywiste prawdy. Powiedzą, zresztą nie bez słuszności, że to tylko prywatne objawienia i że nikt w nie nie musi wierzyć. Zgodzę się z tym. Nikt nie musi. Ale każdy musi wierzyć w Słowo Boże, w Objawienie zawarte w Biblii. Zatem ciąg dalszy tych „piekielnych rozważań” będzie powrotem do Biblii. Zrobię to jednak w kolejnej notce, bo ta i bez tego jest wystraczająco długa.
Inne tematy w dziale Rozmaitości