Czy my, jako chrześcijanie, starający się naśladować Pana Jezusa i postępować według Jego nauki, powinniśmy być tolerancyjni, czy raczej „wsadzać nos w nieswoje sprawy” i korygować naszych braci, gdy widzimy, że błądzą? Gdy wiemy, że postępują w sposób grzeszny? Pomijając aspekt ewentualnego błędu naszej oceny w stosunku do innych, odpowiedź musi być taka, że nie tylko nie powinniśmy być tolerancyjni, ale mamy wręcz obowiązek zwracać braciom uwagę na ich błędy.
Grzech można popełnić nie tylko wtedy, gdy się coś złego robi. Grzeszyć można namawiając do złego, zmuszając innych do jakiegoś grzesznego czynu, wywierając presję, udzielając błędnej rady, czy po prostu przymykając oczy i odwracając głowę w inną stronę. Przecież na każdej mszy spowiadamy się Bogu Wszechmogącemu, że zgrzeszyliśmy „myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem”. Po angielsku to „zaniedbanie” jest chyba nawet bardziej jeszcze widoczne, spowiadam się bowiem, że : I have sinned through my own fault in my thoughts and in my words, in what I have done, and in what I have failed to do.
“I have fail to do” znaczy tyle, co “zawalić w robieniu czegoś” czyli po prostu nie zrobić czegoś. Takie jest znaczenie tego „zaniedbania”. Nie zrobić dobra, które moglibyśmy uczynić. Wszystko, co robimy sprzecznego z wolą Boga, jest grzechem. Jeżeli wolą Boga jest to, żebyśmy czynili dobro, to gdy tego nie czynimy, grzeszymy. Grzech zaniedbania. Ale czynienie dobra, to nie tylko karmienie głodnych i odziewanie ubogich. Mamy przecież prócz ciała także i duszę. Mamy też nakazane przez Kościół, a wynikające z nauki Jezusa „uczynki miłosierne”.
Mamy „Uczynki miłosierne co do ciała”:
1. Głodnych nakarmić.
2. Spragnionych napoić.
3. Nagich przyodziać.
4. Podróżnych w dom przyjąć.
5. Więźniów pocieszać.
6. Chorych nawiedzać.
7. Umarłych grzebać.
Mamy też „Uczynki miłosierne co do duszy”:
1. Grzeszących upominać.
2. Nieumiejętnych pouczać.
3. Wątpiącym dobrze radzić.
4. Strapionych pocieszać.
5. Krzywdy cierpliwie znosić.
6. Urazy chętnie darować.
7. Modlić się za żywych i umarłych.
Nie można powiedzieć, że pierwsze są ważne, a drugie nie. Ważne są wszystkie. Te „duchowe” nawet ważniejsze. Nasze tymczasowe ciała mamy bowiem tylko na czas naszej ziemskiej tułaczki. Te, które otrzymamy na końcu świata będą bowiem inne, perfekcyjne. Nie będą odczuwały zimna i głodu. Dusze nasze natomiast są nieśmiertelne i to właśnie w duszy jest nasze zrozumienie rzeczy i nasza tożsamość. Gdy umieramy pod koniec naszej ziemskiej wędrówki, umiera tylko nasze ciało, nasza dusza wraz z naszą pamięcią, naszym „ja” spotyka naszego Boga. Biblia i Kościół uczą, że po śmierci czeka nas sąd. Z tego wynika jednoznacznie że musimy sobie zdawać sprawę kim jesteśmy i pamiętać cale swoje życie.
Jest taki piękny fragment księgi Ezekiela, gdzie to sam Bóg tłumaczy prorokowi nie tylko, że powinien upominać grzeszników, ale także, że gdy tego nie uczyni, będzie odpowiedzialny za jego potępienie:
Jeśli [bezbożnego] nie upomnisz, aby go odwieść od jego bezbożnej drogi i ocalić mu życie, to bezbożny ów umrze z powodu swego grzechu, natomiast Ja ciebie uczynię odpowiedzialnym za jego krew. Ale jeślibyś upomniał bezbożnego, a on by nie odwrócił się od swej bezbożności i od swej bezbożnej drogi, to chociaż on umrze z powodu swojego grzechu, ty jednak ocalisz samego siebie. (Ez 3,18b-19)
Gdy błądzący nasz brat nie odwróci się od swych grzechów, zostanie potępiony. Jednak gdy my go nie upomnimy, będziemy współodpowiedzialni za jego grzech. To są niezwykle ważne słowa. Zastanówmy się nad nimi. Często bowiem czy to ze wstydu, z niemożności przełamania nieśmiałości, czy też dlatego, że nie chcemy zranić czyichś uczuć, przemilczamy swoje uwagi. Mimo, że doskonale wiemy, że to, co nasz kolega, czy koleżanka robią, jest poważnym grzechem. Tymczasem z powyższego fragmentu księgi Ezekiela wyraźnie wynika, że musimy przemóc naszą nieśmiałość i nasz wstyd.
I choć szczególnie dotyczy to kapłanów, na których spoczywa obowiązek nauczania prawdy, to także każdy z nas, najpierw w stosunku do najbliższych, do dzieci, ale i w stosunku do tych, których nam Bóg postawił na naszej drodze, ma obowiązek upominać, pouczać i radzić. Ważne tylko, by pamiętać, by było to zrobione z miłości i z miłością, a nie z pozycji pychy i wywyższania się nad kimś, kogo uznaliśmy za gorszego od nas. Bo prawda jest taka, że choć bardzo często wydaje się nam, że jesteśmy od naszych braci lepsi, to tylko Bóg wie, co komu siedzi w sercu. Odrobina pokory, zwłaszcza w tak delikatnym momencie, jak korygowanie brata, nikomu jeszcze nie zaszkodziła.
Inne tematy w dziale Kultura