To po prostu trzeba poczuć.
I wczoraj miałem okazję aby odnowić swój związek z tym pięknym fragmentem naszego kraju.
Trasę rozpoczynamy w Koninie na Polanie Potasznia...
Ja wybieram stronę. Trochę to trwa ale nawet w tym miejscu jest dostęp do sieci i wszystko działa.
Cóż... Mam świadomość, że pewnie nikt nie będzie mi sprawdzał tego biletu ale... takie już mam poczucie przyzwoitości i sam z siebie, bez żandarma na bramce, mogę zapłacić.
Bilet można kupić z opcją logowania lub bez logowania. Ja nie tworzę już kolejnego konta... Bilet dostaję w formie elektronicznej jako załącznik na podany adres e-mail.
Jak widać cyfryzacja dotarła nawet w Gorce.
Ale ruszajmy na prawdziwy szlak...
Pogoda sprzyja i nogi jakby same chciały wędrować po szerokiej ścieżce.
Słychać tylko zgrzytanie kamieni pod butami i szum potoku.
Przełęcz Borek (1009 m n.p.m.) to granica między strefą, w której już jest wiosna, a wyższą partią gór, w której właśnie kończy się zima.
Oznacza to, że dalsza część leśnego szlaku to człapanie po błocie i/lub śniegu.
Ale na halach śnieg zachował się już tylko w formie płatów.
By odkryć, że będziemy szli przez całe pola usiane krokusami.
Tak... To w oddali to też pola krokusów.
Dalsza część trasy do schroniska PTTK na Turbaczu już w zimowej scenerii.
Bo w schronisku na szczycie też pusto.
Ludzi mało ale jak zwykle przytulnie i gościnnie...
Nie będę pisał ile co kosztuje (patrz Rachunki grozy internetowych celebrytów).
Tego smaku jedzenia z górskiej kuchni po wędrówce nie da się opisać. To trzeba po prostu spróbować.
Nawet zwykłe, cienkie piwo smakuje inaczej i jest warte wyższej niż w dolinach ceny.
Komentarze
Pokaż komentarze (28)