W szkole, w której uczy moja żona, na 700 uczniów jest 100 z orzeczeniami.
I nie mówię tu o jakiś dys-, z których to zwyczajowo żartowało się, że orzeczenie przykrywa zwykłe lenistwo lub brak zdolności.
Sporo z tych orzeczeń dotyczy naprawdę poważnych problemów potwierdzonych diagnozą nie tylko z poradni pedagogiczno-psychologicznej, ale i lekarza psychiatry.
I nie jest to szkoła specjalna... Nie jest to też szkoła integracyjna...
Jest to jak najbardziej szkoła powszechna... Czyli dla każdego.
Nie wiem jak w innych szkołach ale pewnie nie jest to sytuacja wyjątkowa, że coraz więcej młodych ludzi w wieku szkolnym boryka się z problemami dotyczącymi ich zdrowia psychicznego.
Tylko czy taka szkoła może funkcjonować "normalnie"?
Bo nauczycielom dowala się tylko pracę w postaci konieczności dostosowania sposobów prowadzenia lekcji tak, by uwzględniały deficyty oraz ważne potrzeby uczniów z orzeczeniami. Dowala się robotę, z której i tak właściwie niewiele wynika.
A wynika niewiele, ponieważ i tak nie ma szans na bardziej indywidualne podejście do ucznia z problemami. Nie w klasie, w której upchnięto prawie 40 młodych ludzi, z których ostatnio właściwie każdy ma jakieś braki.
Może warto mieć to też na uwadze, gdy zacznie się wyrażać poglądy o poziomie nauczania w polskich szkołach?
w średnim wieku, niezbyt dynamiczny, z małego miasta przeniosłem się do dużego by w końcu uciec na wieś ;) Jeżeli przez jakiś dłuższy czas mnie nie ma to znaczy, że straszę prosiaki w lesie. kmarius[at]poczta.fm
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo