Przeglądając serwis Deutche Welle trafiłem na artykuł alarmujący o możliwych skutkach globalnego ocieplenia i wywołanych nim zmian. Że gdy stopnieją lodowce (i lądolody) to poziom mórz i oceanów tak się podniesie, że znaczna część znanego nam świata zniknie w odmętach.
https://www.dw.com/en/worst-case-scenario-for-sea-level-rise-no-more-new-york-berlin-or-shanghai/a-18714345
Nie dziwię się Niemcom, że to ich może martwić. Z załączonej do artykułu mapy jasno wynika, że już przy podniesieniu się poziomu mórz o 60 m (tylko 60 m) stolica Niemiec znajdzie się na dnie wielkiego rozlewiska. Podobnie jak znaczne obszary północnych Niemiec.
A co taki scenariusz oznaczałby dla Polski i Polaków? Oczywiście przy założeniu, że sytuacja rozwija się tak jak przewidują autorzy wspomnianego artykułu.
Spójrzmy jeszcze raz na mapę:
W takim wypadku straty terytorialne Polski nie są aż tak duże jak w przypadku Niemiec ale bez wątpienia dotkliwe. Tracimy właściwie całą infrastrukturę na wybrzeżu, w tym miasta. Nie ma już Gdańska, nie ma Szczecina, przepadł gazoport...
Ale z drugiej strony...
Radykalnemu skróceniu uległa nasza lądowa granica z Niemcami.
Bałtyk staje się morzem otwartym... Może byłby wreszcie czystszy i bardziej słony?
Ale co jest być może najbardziej kuszące to... Polska przestaje graniczyć z Okręgiem Kaliningradzkim. Bo ta rosyjska baza do przemytu, zastraszania agresją i przechowywania wojsk niemal w całości znika z mapy.
A wy jak oceniacie takie potencjalne zmiany w Europie?
w średnim wieku, niezbyt dynamiczny, z małego miasta przeniosłem się do dużego by w końcu uciec na wieś ;) Jeżeli przez jakiś dłuższy czas mnie nie ma to znaczy, że straszę prosiaki w lesie. kmarius[at]poczta.fm
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości