Nie zaczyna się zdania od „a więc” ale to przecież cytat i do tego przedwojenny; brzemienny historycznie więc pozwalam sobie.
Spirala zadłużeń osób prywatnych i organizmów prawnych czyli państw i przedsiębiorstw przywołuje sienkiewiczowską wizję z „Ogniem i mieczem”. Czerń, Kozacy, Tatarzy i wszelakiego autoramentu tutejsi ludzie pili po karczmach na kreskę wiedząc doskonale, iż nadchodząca wojna będzie wybawieniem. Wybawieniem dla wszystkich zadłużonych gdyż jak wrócą to z łupami i długi uregulują. Jak nie wrócą bo zginą – zginie również ich dług. Ot zwyczajny morale hazard. Dobry Bóg bowiem umarza umrzykom długi ziemskie od ręki a żyjących wierzycieli zostawia z problemem.
Bankruci prywatni dzisiaj
Rosnąca skala bankructw osób fizycznych na świecie powoduje, że corocznie będziemy mieć gwałtowanie rosnące grupy ludzi nie posiadających nic i skłonnych do zachowań ryzykownych, wręcz ostatecznych. Mając na myśli stan posiadania, chodzi mi nie o własność, która w dzisiejszym świecie ,jest najdroższą formą posiadania ale o zdolność do terminowego regulowania zobowiązań. Bankruci prywatni mają tylko debety i wielką skłonność do tzw. ucieczki do przodu. Od tego już tylko krok do przekonanie szarego człowieka, że zwycięska wojna rozwiąże jego kłopoty.
Jak wiadomo skłonność obywatela do narażania cennego życia w okresie prosperity jest nikła. Ale już 6 milionów bezrobotnych i pozbawionych perspektyw ludzi wygrało dla national socjalizmu wybory i umieściło strategów wojny na czele państwa. Dziś sytuacja jest analogiczna.
System emerytalny a la Bismarck
Klasyk ubezpieczenia społecznego był geniuszem polityki. Wiedział doskonale jakie instrumenty społeczne, polityczne, militarne gdzie i kiedy stosować. Znając statystykę łatwo policzyć, że gdy w przypadku 10-ciu płacących składkę do świadczenia dożywa 6-ciu, system jest ekonomicznie wydolny. Co robić jednak gdy proporcje staną się niekorzystne? Tego Żelazny Kanclerz nie powiedział ale ostatni ze środków w jego instrumentarium zawsze był klasyczny. Wojna.
Bankrutujące państwa
Państwa są zadłużone jak nigdy. I tylko wiara w mechanizm filozoficzny w swej istocie, że „państwo ekonomicznie nie bankrutuje nigdy” trzyma przy życiu większość dzisiejszych tworów państwowych. Zawsze przecież można wypuścić obligacje 200-letnie. Co do mnie, jako rządzący wypuszczałbym nawet 300-letnie bo co mnie obchodzi los takiego Wrocławia za lat trzysta. To perspektywa abstrakcyjna, nie do oceny i rozpoznania. Istnieje jednak punkt przełamania gdy już dalej nie można. Widać to szczególnie na Zachodzie Europy, gdzie zadłużenie państw zbliża się często do rocznego PKB. Wtedy księgowo zaczyna mocno już ciążyć koszt długu czyli odsetki. Klasyczne zjadanie własnego ogona gdyż odsetki państwo liczy i potrąca same sobie. To krok przed bankructwem.
Skłonność do wojny
Dzisiejszy osławiony PR nie jest inny i lepszy niż propaganda w czasach poprzednich. To samo. Dzisiaj wywołanie nastrojów czy histerii prowojennych jest jednak znacznie prostsze i tańsze niż 70 lat temu. Mamy powszechną wiedzę w przekaz reklamowy czyli propagandowy oraz samo medium czyli telewizję. Internet wzmacnia i potania tylko środki propagandowe.
Wojna, wojna ponad wszystko
Jak zatem wyjść z kryzysu? Amerykanie mówią, że przez upadek. My Europejczycy często wybieraliśmy wojny. Wydaje mi się, że mentalnie, jedynymi gotowymi w Europie, a co za tym idzie, pierwszymi, będą Rosjanie.
Oczywiście, po stosownych uzgodnieniach zatrzymają się na Wiśle. Chyba, żeby najpierw naftowe pola na wschodzie ZSRS wykupiła Budesrepublik za ciężkie pieniądze. Wojnę przecież prowadzi się przy pomocy pieniądza. A narzędzia dobiera się odpowiednio do strategii.
Państwo polskie jest do zlikwidowania we wszystkich opcjach. Z korzyścią dla Polaków - to oczywiste.
Inne tematy w dziale Polityka