Tomek Mierzwiński zrobił mi nieprawdopodobny numer, bo obiecał, że mnie zabierze na Antarktydę, a nie zabierze. Dwa dni temu wysłałem mu maila, utrzymanego w nieco żartobliwym tonie. Pomyślałem, że pewnie – jak to marynarz – ma swoje dni, kiedy trzeba wyluzować po podróży, więc zachęcałem do powrotu na ‘łamy’ po odespaniu.
Odespał. Na zawsze.
Pisanie w sieci ma swoje ‘prosy i konsy’. Zdecydowaną korzyścią jest poznawanie na prawdę wartościowych ludzi. Internet pozwolił ujawnić cały legion indywidualności, które nie miałyby szans na zaistnienie w mediach drukowanych, bo nigdy nie poddałyby się rezimowi ‘linii redakcyjnej’.
Taki był Seawolf – jeden z tych nielicznych publicystów, który wierzył w to co pisze i zawsze miał coś do powiedzenia.
Dzień zaczynałem od sprawdzenia, czy moją dziesiątka ulubionych blogerów wyprodukowała coś nowego. Od teraz już tylko dziewiątka.
Cześć Seawolf!
A właściwie - do zobaczenia!
Inne tematy w dziale Polityka