Kiedyś uczyli na studiach sylogizmów logicznych, ale teraz jest demokracja i uczą sylosyfów zamiennie z sylobzdetem królewskim.
Od dwudziestu lat toczy się w Polsce, narastajaca wraz z upływem czasu liczonym od ukonstytuowania się "pierwszego niekomunistycznego rzadu z Kiszczakiem", dyskusja o mitomanii, mitofobii i mitofilii.
Na początu, jak to na początku, wszystko było jasne i wraz z istotnym zagrożeniem powrotem ksenofobii, pogromów i nacjonalizmu trzeba było walczyć z narodowymi mitami, które wymienionych zjawisk żródłem.
Dlatego od związku z wolnoscią trzeba było odspawać od mitologii takie NSZ, bo faszystowskie, prawda. Z AK to już trochę nie wiadomo, bo co prawda oni byli antysemitami strzelając do naszych dziadków i ojców w UB, ale trochę nie byli, bo strzelali też do moczarowców.
Na wszelki wypadek obalilismy mit o bohaterskich Powstańcach, bo nie byli aż tak bardzo bohaterscy skoro polowali na Zydów, przed czy chcieli ich powstrzymac Niemcy, uważający że mają wyłaczny patent na polowanie w tej częsci Europy; Powstańcy tez chcieli polowac, więc w odruchu protestu strzelali przy okazji do Niemców, a Niemcy...
Andersowcy niby byli na Zachodzie i to byłoby nawet i w porzo, gdyby nie ich obecność w Kielcach przy okazji słynnego pogromu, gdzie bezbłędnie rozpoznawali (po akcencie) Zydów swoich (popierających władze), od nieswoich (chcących wyjechac do Izraela).
Jako Łodzianin chciałem kiedyś dać upust swoim lokalnym zainteresowaniom i zadać pytanie z zakresu historii Powstania w Gettcie Warszawskim jednemu z jego przywódców.
Przedmiotem mojego zainteresowania były ostatnie godziny w pewnym bunkrze, kiedy to ostatnie role zagrało dwóch czterech aktorów, w tym trzech zbiorowych i jeden nieożywiony. Otóż w bunkrze byli: Żydzi od Anielweicza, socjaliści internacjonalistyczni, powstańcza kasa i Niemcy. Po zakończonym akcie zostali socjalisci i kasa.
Wtedy dowiedziałem się po raz pierwszy, że jestem anty... coś tam. Zresztą słusznie, bo nie moje pieniadze, więc co mnie to...?
W każdym razie od dwudziestu lat toczy się w Polsce wolna dyskusja na tematy historyczne, czego przykłady można mnożyć, że sięgne po dwa z brzegu: historyczna praca o Jedwabnem socjologa T.Grossa i historyczny film o Westerplatte autorów, których nazwisk nie pamietam, choć powinienem.
W powodzi wolnosci słowa zdarzają się jednak czasami brudne fale słowa pozornie wolnego, bo brunatnego, a wzwiazku z tym tatalitarystycznego, ergo: nie zasługującego na posiadanie cechy wolnosci, jako immanentnej.
Te brudne fale łatwo odróznić od fal kryształowo czystych, bo one dotycza osób, które własnymi ręcami wywalczyły nam wolnosć słowa, a skoro wywalczyły, to ich samych wolność słowa nie dotyczy, bo zadajmy pytanie: co było pierwsze, twórca, czy tworzywo? Czy jakoś tak.
I dlatego pytanie o ciemne strony jakichś tam band z NSZ-etu jest zasadne, ale pytanie o pieniadze przekazane z CIA Brukselskiemu Biuru Solidarnosci nie, bo przeca w tym biurze był p.Milewski i za pieniadze kupował technologie przydatne w sterowaniu SS-20, a SS-20 chroniły nas przed imperialistami, na których usługach była Salidarność, więc chronił nas p.Milewski przed III Wojną Światową, niczym Putin w Gruzji, o czym dowiedziałem się od jednego blogera i za co jestem mu dzięczny.
W kazdym razie pan Milewski zrobił karierę przy prezydencie Wałesie i słusznie, bo potrzeba nam ludzi inteligentnych, zaradnych, z kapitalistycznym "zębem", a przy tym znajacych się na rakietach i softłerze do nich.
Generalnie, temat kasy Solidarności jest niewart rozdzierania szat, podobnie jak wspomniana powstańcza kasa, bo to tylko pieniądze, a one szczęścia nie dają i i tak liczą się ideały w końcowym rachunku, prawda.
Dlatego pytanie o przeszłość, dajmy na to, Kobylańskiego jest zasadne, a pytanie o kasę kierowane do Bujaka, Frasyniuka i Lisa nie, bo to jest chamstwo.
Podobnie ma się z Wałęsą. Przede wszystkim to on ubeka widział tylko z drugiej strony knuta. I nigdy z nim nie rozmawiał. Taka prawda. A przynajmniej była taką do niedawana. Potem musiała ulec modyfikacjom, a to pod wpływem dokumentów i faktów. Zresztą, ja uważam, że Wałęaa sam sobie winien, bo własnoręcznie zniszczył dokumenty, które mogły zaświadczyć o jego nieugietej postawie. A dlaczego je zniszczył? Wiadomo! Przez skromność! Nie chciał, żeby z niego robić bohatera na siłe, bo to go krempuje. A kremapcja pomaga wizerunkowi wstrzemięźliwego meża (stanu).
Najgorsze, że mamy ten IPN, co grzebie w naszej historii nie trzymając się wytycznych! Przecież już Hans Frank pisał, że Polakom instytuty sa potrzebne, jak pupie jeż. Prawdę mają Polakom objaśniac gazety. Stylem prostym i zrozumiałym, wszak gazety nadają się najlepiej do wypełniania zadań naukowych.
Teraz jest nowa afera, bo młody magister wydał ksiązkę o Wałęsie i znów bez imprimatur. Ten młody magister wydał ją sobie sam, IPN-owscy historycy książkę skrytykowali, ale to tylko tak dla picu, bo wiadomo, że to spisek, a nic tak nie wkurza, jak spisek, kiedy się nie wierzy w spiski (do jasnej Anielki!).
I pan Wałęsa zagroził, że odda też wszystkie odznaczenia i ordery, zabierze lotnisko swojego imienia i wyjedzie na Madagaskar, a gdańszczanie bedą sobie latać na paralotniach. To już skrajny przykład skromnosci, ale wielkim ludziom należy pozwalac na odrobinę przesady.
Z drugiej strony, nie po to p.Wałęsa walczył o wolność, by z tej wolności nie skorzystać. A wolnośc podrózowania i osiedlania się jest jedem z tej ogólnej wolnosci przejawów.
Miliony wybrały wolnosc i wyjechały z powodu skromnosci, pan Wałęsa też może.
Szeptana propaganda złośliwie głosi, że p.Wałęsa może pojawić się już wktrótce przed "ścianą płaczu i nadziei" na Hammersmith, ale to jest propaganda wraża, tym bardziej że w Londynie mają w primaaprilis walczyć z bankierami i istnieje niebezpieczeństwo, że Wałęsa by nimi pokierował i zamiast zwykłej burdy byłoby coś znacznie gorszego.
Mógłby, dzieki swoim zdolnosciom, zdetronizować Windsorów i sam zasiąść na tronie, a MI6 i MI5 musiałoby się ugiąć, bo nikt tam nie wodzi służb za nos, jak nasz noblista.
Co cieszy, to fakt, że wolność zatacza coraz szersze kregi i uwalniamy sie już nie tylko od upiorów przeszłosci, ale hurtem od wszystkiego. To, że uwalniamy się nawet od sztywnego gorsteu sylogizmów cieszy sczególnie, bo duchowi ludzkiemu zawsze ciążą wszelakie okowy, a w okowach ciężko rusza się bryłę swiata. Z posad. Czy z zasad (choćby logiki). Czy jakoś tak.
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka