Lech Wałęsa, korzystając z napadu miłosierdzia, które opadło go z dużą mocą w kruchcie gdańskiego koscioła, komentując osobę "literata i historyka Cenckiewicza", zapytał retorycznie: - "Czy można dopuszczać do tego typu dokumentacji ludzi z rodowodem i wychowaniem UB-eckim jak w przypadku historyka i literata Cenckiewicza?"
Pan Wałęsa opowiedział się tym samym za skrajnym wariantem dekomunizacji i lustracji, zgodnie z którym zakaz sprawowania nie tylko że funkcji publicznych, ale i dydaktycznych obejmować powinien osoby, którym związki z komunizmem udowodniono do trzeciego pokolenia wstecz. Warte rozważenia, tym bardziej że podobne rozwiązania prawne już w Europie były, chociażby w formie Ustaw Norymberskich.
"Literat Cenckiewicz z bajkopisarzem Gontarczykiem" zaszkodzili byłemu prezydentowi jak mało kto, co ze zdumieniem skonstatowałem czytając na blogu Azraela, że: "Lech Wałęsa był w PEŁNI ŚWIADOMYM współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL, zarejestrowanym w grudniu 1970 roku i wyrejestrowanym w roku 1976." (http://azraelk.salon24.pl/388321.html).
Dwa lata temu taka teza mogłaby paść jedynie z ust oszalałych z nienawiści Gwiazdów, Walentynowicz i oszołoma Wyszkowskiego. Zastanawiam się, czy Azrael nie podważa swoim stwierdzeniem kilku wyroków niezawisłych sądów RP, ale niech tam, siedziec nie pójdzie.
Warto zauważyć, że ruch obrony konfidentów przesunął front wałęsiany w czasie. O ile przed publikacją książki Cenckiewicza i Gontarczyka jakakolwiek współpraca Wałęsy w jakimkolwiek okresie była niedopomyslenia, tak dzisiaj linia frontu przesunęła się do roku 1976, tak by Lech Wałęsa, po oczyszczającym okresie czterech lat wędrówek po pustyni, mógł stanąć na czele buntu w roku 1980 wyprany niczym biała koszula na niedzielne nabożeństwo.
Operatorzy ckm-ów okopanych na dacie 1976 rażą amunicją braku związku współpracy "przed" i działaniami "po" tłumacząc zagubienie Wałęsy w roku 1970 i przemianę po roku 1976, kiedy to wszystkie związki zostały zerwane, mosty spalone, a winy naprawione.
Dzisiaj osoby deliberujące o współpracy młodego Wałęsy nie są oszołomami, ale szanowanymi redaktorami czołowych programów telewizyjnych. Oszołomami są teraz tylko ci, którzy mówią o motorówce, oficerze SB - Wachowskim i polowaniach w Arłamowie.
Wszystkim, którzy się radośnie okopali zalecałbym jednak ostrozność, bo jesli oszołomskie tezy stały się powszechnie uznanymi za prawdziwe w pewnym zakresie, któż zaręczy, że nie zostaną potwierdzone w innym?
Wiara, że ważne dokumenty znikają bezpowrotnie wydaje się być wiarą dziecieco naiwną, także zalecałbym dużą ostrozność w obstawianiu konia: Wałęsa, bo jaki jest koń, każdy widzi.
Inne tematy w dziale Polityka