W zeszłym tygodniu nic się w Polsce nie działo, były za to balony. Żeby być bardziej precyzyjnym - pewnie się działo, ale zostało przerobione na balony.
Balon pierwszy - jak mi zapodał Maciej (Gemba) Janina Paradowska ogłosiła Dopnalda Tuska mężem stanu. Ja tam miałem nadzieję, że Donald Tusk zostanie na zawsze przede wszystkim mężem swojej żony, ale skoro p.Paradowska żeni go ze stanem, to wypada się pogodzić, mając nadzieję że stanem nie jest np. Stan Tymiński.
Co do samej Janiny Paradowskiej, to jest to jedna z tych kobiet, których nie rozumiem. Bo za nic nie mogę pojąć dlaczego p.Janina jest dziennikarką wybitną, a i inni dziennikarze są tylko dziennikarzami. Przecież też są przystojni, a uroda jednako różne drzwi otwiera. Być może, w odróżnieniu o "tylko dziennikarzy", p. Janina nie tylko, że opisuje rzeczywistość, ale potrafi ją również kreować? Ale w takim razie, obok Donalda Tuska - męża stanu, mielibyśmy Adama - papieża, np. Annasza Kajfasza II, a tak ciagle, niestety, nie jest.
Balon drugi - wiemy, dlaczego mamy kryzys. Kryzys mamy dlatego, że wbrew woli Donalda Tuska i ministra Rostowskiego, którzy kryzysu nie zamawiali, bo mieli zarządzać sukcesem, Kaczyński jeden z drugim o kryzys się modlili. I wymodlili. A że kryzys z ich modłów pochodzi, przeto oni muszą umieć go odmodlić. Temu służyła ostatnia sejmowa tyrada ministra Rostowskiego, który chciał na Kaczyńskiego nakrzyczeć, a ten w stresie miał zeznać o zaklęciu odwołującym kryzys. Przemówienie pana ministra zanalizowałem (post factum) i utwierdziło mnie ono w przekonaniu, że chodzi o akty strzeliste połaczone z próbą hipnozy.
Niestety Kaczyński się zorientował i czmyhnął, co zdenerwowało pana ministra, bo dalej nie wie, co z tym kryzysem zrobić, a Donald ciśnie.
Z tego wszystkiego wynika, że Kaczyński to nie tylko wielki strateg, ale wręcz demon strategii, bo najpierw wymusił na Tusku wybory, potem wymodlił kryzys, dzięki czemu pozbędzie się kolejnego przeciwnika politycznego, a dalej, gdy już się go pozbędzie, rzuci sobie zaklęcie i będzie zarządzał sukcesem samym w sobie.
Od polityków, w ramach balonu drugiego, dowiedzieliśmy się, że kryzys został spowodowany nie tylko modlitwą, ale i zablokowaniem wprowadzenia euro. Jesli tak, to jest to ewidentny spisek globalny, bo zauważmy, że knowania Kaczyńskiego nie tylko że wywołały kryzys u nas, ale i na całym świecie. Podobno w redakcjach znów pochylono się nad "Protokołami Medrców Syjonu" z wielką uwagą. Słusznie, bo nikt lepiej nie pisze "historii" niż Ochrana i jej komunistyczne metamorfozy.
Balon trzeci - Atrakcyjny Kazimierz. Tu jest pomieszanie dwóch rzeczy. Pierwsza, nieistotna, to atrakcyjny Kazimierz i jego londyńskie przygody osobiste. To jest balon, którym próbuje się przykryć inny, o wiele bardziej interesujący.
Chodzi o to, że Kazimierza Swawolnego zatrudnił bank Goldman Sachs na etacie doradcy inwestycyjnego d/s Europy Wschodniej. Ponieważ Kazimierz Swawolny nie ma (bo nie może) mieć zielonego pojecia o inwestycjach, a dodatkowo słabo mówi po niemiecku (po angielsku wcale), zatrudnianie go w brytyjskim banku nie miałoby najmniejszego sensu, gdyby nie miał on jakichś innych walorów. Tym walorem może być znajomość z kimś ważnym w Polsce.
Wiemy, że Kazimierz znał się z dobrze z faszystami. Ale po cholerę Goldmanowi z Sachsem znajomości z facetami, których się dorzyna?
Wniosek, że Kazimierz musi znać kogoś, kto naprawdę coś może.
Może na przykład powiedzieć Kazimierzowi, jakie oświadczenia zamierza wygłosić w sprawie polskiej waluty, kiedy i o jakim kursie złoty/euro bedzie wtedy mowa.
Taka informacja byłaby warta niesamowitą ilość pieniędzy.
Jest tylko jeden problem: kto miałby Kazimierzowi taką informację przekazać?
... Mógłby (teoretycznie) premier, ale to niemożliwe, bo jest mężem stanu, a poza tym kategorycznie zdementował plotki, że Kazimierz jest spekulantem. Mógłby pan minister Rostowski, ale on był w City nie raz, nie dwa, więc spostrzegłby się szybko, że ktoś chce Polskę w bambuko, i zareagowałby ostro i zdecydowanie poruszając niebo i ziemię w obronie Ojczyzny.
Czyli cała konstrukcja (moja) do d..y!
Trudno, wobec tego nie ma się co więcej zajmować Kazimierzem.
Zajmijmy się tym, czym enuzjazmuje się salon24, czyli historią pewnej okładki. Miało stać jak byk "Jerozolima Nasza!" , a okazuje się że nie stało, było na szóstej stronie, na marginesie i petitem, o ile nie ołówkiem dopisane, obok: "Redaktor naczelny jest gupi".
Mój problem polega na tym, że ja pamiętam tę pierwszą strone i dwóch moich znajomych też!
Więc albo padliśmy ofiarą hipnozy dokonanej na nas przez Michalkiewicza albo taka pierwsza strona rzeczywiście była, choć nie ma jej a archiwum internetowym GW.
Co jeszcze o niczym nie świadczy, bo wiemy, że w archiwach była np. pełna teczka "Bolka", a potem była już niepełna, bo czas jest nieubłagany i dokumenty niczym zwiędłe liscie, etc...
W każdym razie, ze względu na mój spokój sumienia, gdyby ktoś się łaskawie "kopnął" do polskiej biblioteki, odnalazł (bądź nie) inkryminowany numer GW w okolicach opisanej daty, będę wdzięczny i służę nagrodą w wysokości £100 na dowolny cel dobroczynny.
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka