Rolex Rolex
71
BLOG

W IMIĘ IDEI

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 9

        

         W Irlandii Północnej powstał nowy rząd; po raz pierwszy od prawie dziewięćdziesięciu lat obydwie strony narodowego konfliktu mają powody do zadowolenia. Irlandczycy - bo wierzą, że nadejdzie dzień, kiedy katolicy w Irlandii Północnej będą stanowić większość populacji i na drodze pokojowej dokonają zmiany statusu prawnomiędzynarodowego Ulsteru, potomkowie szkockich i angielskich imigrantów, bo Sinn Fein akceptuje fakt, że Ulster wchodzi w skład Zjednoczonego Królestwa. Na czele rządu stanęli: Ian Paisley - wojujący lojalista, antypapista i protestancki pastor i Martin McGuiness - były szef sztabu Irlandzkiej Armii Republikańskiej. Scena polityczne w Irlandii Północnej mocno się spolaryzowała, w ostatnich wyborach obydwie społeczności głosowały na programy partii radykalnych i - wbrew obawom - doprowadziło to do uspokojenia, a nie zaognienia sytuacji.

        Ten kompromis ma swoich wrogów. Wrogami obecnego rządu Irlandii Północnej są ci, z obydwu stron barykady, którzy nauczyli się żyć z wojny, przemytu broni i narkotyków; którzy pod płaszczykiem guerilli, bądź oddziałów samoobrony prowadzili swoje gangsterskie interesy. Porozumienie - choć obydwie strony pozostają przy rozbieżnych poglądach na przyszłość Irlandii Północnej - jest wprowadzeniem w czyn idei, że poza niechęcią polityczną, narodową i religijną istnieje pewien nadrzędny cel - sprawić, żeby ziemia nie była piekłem, z jednoczesną świadomością, że niebem nie stanie się nigdy. Dla pastora Paisleya - prywatnie (znając jego bezkompromisowe sądy i niewyparzony język) - Martin McGuinness zostanie na zawsze "bloody Irisch", Paisley będzie dla McGuinnessa na zawsze "Britisch bastard", żeby zastosować najłagodniejsze określenie wzięte z irlandzkiego słownika języka angielskiego. Ale obydwaj zdają sobie sprawę, że brak tego porozumienia odda kraj, który każdy z nich uważa za swoją ojczyznę, w ręce "człowieków honoru" z mniejszymi i większymi capo di tutti capi na czele.

        Czy jest jakaś analogia do spraw polskich? Przegląd informacji z ostatniego tygodnia wywołuje uprawnione podejrzenie, że politycy polskiej prawicy i środka zdecydowali się na wewnetrzną wojnę o to, który prawicowy mniej, a który bardziej. Pomijając fakt, że w Polsce pojęcia prawicy i lewicy nie mają najczęściej waloru opisowego, ale emocjonalny i historyczny, taki spór - chociaż być może i konieczny do przeprowadzenia za jakiś czas - dzisiaj nie ma najmniejszego sensu. Pisałem swego czasu o humorystycznej inicjatywie panów: Olechowskiego, Kwaśniewskiego i Wałęsy (w skrócie: O, K.Wa.) zmierzającej do tego, aby w rytmie disco polo i z błogosławieństwem Jaruzelskiego z Kiszczakiem wróciło "nowe". "Nowe" Dziady, Baraniny, Wachowskie, Vogle, Kuny, Żagle, Wiatry, Pęczaki...

        Żeby na powrót było jak w PRLowskim dowcipie, kiedy leśniczemu zapowiedziano, że w jego leśnictwie odbędzie się polowanie. "Kto przyjedzie?" zapytał pamietający II Rzeczpospolitą staruszek. "Sami ważni" usłyszał w odpowiedzi. "Gierek, Czyrek, Kania, Ochab, Moczar". "Ja pytam o państwo, a nie o nagonkę!" zaprotestował leśniczy.

        Ja rozumiem, że Michalski uznaje za ważne odcięcie się od ortodoksji Lisickiego, z którą jego odmiana otodoksji pozostaje w rozbieżności, co może powodować wrażenie, że któraś z odmian owej ortodoksji musi być w istocie gnozą. Doceniam zaangażowanie biskupów, którzy z pryncypialnych powodów wskazują na ugupowanie Marka Jurka, jako to, które gwarantuje walkę o życie i wartości. Trzeba jeszcze tylko... wygrać wybory. Chociaż z drugiej strony O, K.Wa zapłaciłoby prawdopodobnie jakąś cenę za ponowny dostęp do pastwiska... Powiedzmy... My - całkowity zakaz aborcji, ale wolno się nakraść i prostytułować!

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka