Nic nie wyjaśnia lepiej rzeczywistości niż wielkie parabole. Aglosasi mają dwie wielkie paraboliczne epopeje (pochodzące z czasów, kiedy jeszcze szukali jakichkolwiek wyjaśnień) popularnej natury: tolkienowską i lewisowską. Obydwie czerpią z chrześcijańskiej eschatologii i obydwie traktują o odwieczej walce i koniecznym tryumfie* dobra nad złem. Opierają się na podobnym założeniach antropologicznych: człowiek to istota swarliwa, słaba i nieodpowiedzialna, a jednak wypełniająca swoją rolę w walce o dobro, choćby nieświadomie.
Przykładanie (mam nadzieję, że są przykładalne) przywołanych parabol do polskiej rzeczywistości skutkuje powstawaniem zabawnych skojarzeń. Poniżej podaję moje typy, spróbujcie sami zestawić wasze pary.
Elfy - wyrób reglamentowany, ostatnie duże skupisko na Powązkach.
Lew - brak w perspektywie doczesnej
Polaków (w masie) obsadzam w rolach Krasnoludów, Hobbitów, Ludzi, Faunów, Orków, Trolli
Orły - idee
Nazgule - idee
Sauron - oko (i ucho) ze Wschodu
Uzurpatorka w krainie Narnii - sowieciarze
Saruman (zbiorowy) - GW
Lepper - Gollum (ciekawe, czy ktoś obsadziłby go w roli Edmunda? Ja - po krótkim zastanowieniu - zdecydowałem się na Golluma, to znaczy przewiduję, że raczej nieświadomie spełni dobrą rolę i przepadnie w odmętach historii niż się naprawi, ale... kto wie... w końcu nie jest gangsterem jak Kowalczyk, Kwaśniewski, Sobotka czy Jagiełło, tylko warchołem, a już Sienkiewicz przewidywał nawracanie się warchołów)
* za S.I. Witkiewiczem: zamiana tryumfu nad triumf była koszmarnym błedem jakiejś komisji językowej. Zamiast dostojnego dwusylabowego słowa zrobili nam coś, co przypomina czajnik z gwizdkiem.
Inne tematy w dziale Polityka