Pisze prof. Sadurski pięknie o prawdzie i nie można się nie zgodzić, że nie ma wolności bez prawdy. Zastrzega jednak pan profesor, że prawda obiektywna bywa w społeczeństwach pluralistycznech różnie odczytywana i nic się na to nie poradzi, bo permanentny spór jest istotą demokracji. Świetnie.
Będę jednak twierdził, że dla istnienia społeczności potrzebna jest zgoda (brak sporu), co do pewnych podstawowych wartości. Na przykład zgoda na to, że donoszenie na współpracowników, przyjaciół, rodzinę tajnej policji politycznej państwa totalitarnego jest złem, i że eliminowanie tego zła, a może przede wszystkim nazywanie go po imieniu, jest niedyskutowalnym fundamentem na którym można budować gmaszyska polemik.
Prawda jest warunkiem wolności, również wolności politycznej. Dokonam wolnego wyboru jeśli będę wiedział, co wybieram. Różnie można pewnie odczytać prawdę o donosicielstwie czasów PRLu. Dla jednych będzie to obrzydliwy czyn, wynikający z najniższych pobudek (zawiść, chęć zrobienia kariery, zabawa cudzym życiem), dla innych, na przykład dla znanego reżysera, gra i przebieranka.
Potrzeba było lat 17, aby uznać, że społeczeństwo ma prawo do prawdy o swoich elitach. Dotąd uważano, że tylko wybrani mają do niej dostęp. Red. Michnik archiwa zbadał skrupulatnie jeszcze przed ich zniszczeniem, ale stanowczo odmówił prawa dostępu do nich wszystkim innym. To znaczy, że uznał, że prawda ma ekskluzywny charakter.
Szczególne zobowiązanie wobec prawdy mają media - to dzięki nim poznajemy prawdę, a więc dzięki nim cieszymy się wolnością. Zamach na prawdę dokonany przez dziennikarza to zamach na wolność, a więc najcięższy rodzaj zbrodni jaki można popełnić na demokracji. Szczególna odpowiedzialność za przekazywanie prawdy spoczywa na nauczycielach, w tym również nauczycielach akademickich. Bo z racji wykonywanej funkcji pełnią rolę autorytetu (i deontycznego i sankcji [wobec studentów]).
Dziwi więc niechęć - zwłaszcza w przypadku umiejętności snucia subtelnych rozważać o kwestiach wolności i prawdy - do prawdy ujawniania. Czyżby za wolnościową retoryką krył się totalniacki umysł? Nie, tego panu profesorowi nie wypada zarzucać, raczej... brak konsekwencji.
Pewnie pan profesor powie, że ocena prawdy zawartej w ubeckich i sbeckich archiwach przerasta możliwości intelektualne większości mieszkańców kraju nad Wisłą. I zwróci pan profesor uwagę, że każdy odczyta je swój sposób. I że zamiast jednoznacznej oceny pochłonie nas piekło polemik. Cóż...prawda obiektywna bywa w społeczeństwach pluralistycznech różnie odczytywana i nic się na to nie poradzi, bo permanentny spór jest istotą demokracji.
Inne tematy w dziale Polityka