Ekipa Kaczynskich dokonala ryzykownego posuniecia, jakim niewątpliwie było zastosowanie opcji zero w wojskowych sluzbach specjalnych. Ujawnienie etatowych pracownikow WSI sprawiło, że stali sie oni bezużyteczni zarówno dla naszego, jak i dla obcych wywiadów. Liste ujawnionych osob przechowuja teraz centrale wszystkich liczących sie światowych wywiadowni. Najwieksza przykrość sprawilo to niewątpliwie Kremlowi. Zainstalowanie swoich ludzi w kierownictwie aparatu wywiadowczego Polski - czlonka Unii Europejskiej i NATO - pozwalalo na sprawowanie kontroli nad przeciwnikami wielkomocarstwowej pozycji Rosji. Przykrość musieli tez odczuć oficerowie niemieckiej BND, którzy - wedle ćwierkań wróbli - mieli na sprawy polskie duży wplyw wywierany poprzez sieć agentury pozyskanej jeszcze w czasach NRD. Nadchodzaca lustracja, która pomimo ułomnosci wprowadza ujawnienie listy agentow i zasadę jawności procesu lustracyjnego, niezależnie od faktu, że cześć agentów, wobec brakow w materiałach sbecji, będzie musiała być uniewinniona, spowoduje dalsze osłabienie wpływu obcych slużb na polskie losy. Oczywiście, bez amerykanskiej pomocy nie moglibyśmy odważyc sie na taki krok. Amerykanie musieli zgodzić sie na częściowe przejęcie ochrony wywiadowczej Polski na czas wystarcząjcy do zbudowania polskich slużb na nowo, a więc na dziesieciolecie.
Raport o likwidacji WSI nie jest wikipedycznym opisem działania postsowieckiech struktury, jak niektórzy chcieliby. Jest instrumentem politycznym o skutkach geopolitycznych. Przestaliśmy być z dniem opublikowania raportu przedmiotem gry niemiecko-rosyjskiej w bitwie o Europę, staliśmy się enklawą amerykanską, której głównym zadaniem jest pokrzyżowanie rosyjskich planów odbudowy imperium i niemieckich planów Mitteleuropy - a być może, w szerszym kontekście - stworzenia Euroazjatyckiej przeciwwagi dla USA.
Był to krok rozsądny. Zależnosc od Rosji skazywałaby na nas na wieczne trwanie w "szarej strefie" fasadowej demokracji skrywajacej paramafijny (badź mafijny wprost) system wyłaniania reprezentacji i sprawowania rzadów. Okresy "smuty" w Rosji powodowałyby kryminalizację struktur tajnych, okresy brania za morde ich ponowne podporzadkowanie FSB. I jedno i drugie powoduje złą jakość życia obywateli. Pozostając amerykanską bazą mamy szansę na normalne funkcjonowanie i rozwój, i na przygotowania na wypadek, gdyby Ameryka straciła swoją mocarstwowa pozycję (w koncu Rzym też upadł).
To drastyczne posuniecie wywołało wrzask i jazgot wszystkich tych, którzy woleliby - z powodów ideowych, osobistych, finansowych - pozostawać i funkcjonować w poprzednim układzie.
Jazgot powoduje ewidentną dekonspirację, więc musi pochodzić albo od tych, którzy byli w system zależnosci w III RP wpisani bez szansy na wypisanie (rubel za wejście, dwa za wyjście), i nie pozostaje i im nic innego, jak łudzic się, że bieg zdarzeń da się jeszcze odwrócić, albo durniów. Jazgotanie nic nie da - gdyby Rosja i Niemcy miały wystarczające możliwości, żeby zapobiec biegowi wypadków, zapobiegłyby. Jawne poparcie PO udzielone przed wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi przez Pania Kanclerz było jedną z prób podjęcia działań w celu zachowania status quo. Dzisiaj już wiemy, że czołowi politycy PO nie zamierzali wcale przeprowadzać opcji zero, ale zamierzali dokonac "reorganizacji" slużb bez zniszczenia rdzenia postsowieckiej agentury (mam wrażenie, ze usiłowali zrownoważyć wpływy sowieckie z niemieckimi w aparacie).
Trafna jest teza, że do niedawna w Polsce istniały partie zagranicy. Polska była (i ciągle jeszcze jest) zbyt malym krajem, żeby funkcjonować samodzielnie. Na dzien dzisiejszy, poszczególnym partiom politycznym przypisałbym następujace geopolityczne opcje:
PiS - opcja proamerykanska, SO - twor WSI tworzony "na wypadek" gdyby pojawiło się zapotrzebowanie na partię protestu, trzymany - przepraszam Panie - za jaja przez Kaczyńskich z Macierewiczem. LPR - dogorywająca galaź starej endecji, realizujaca wraz z PISem opcje amerykanska z powodow pragmatycznych. (Ostatnie pohukiwania co do naszej obecności w Iraku i Afganistanie mają wzmocnić pozycję Giertycha w oczach amerykanskich analitykow). PO - twór proeuropejski (czyt. proniemiecki). Całkiem niedawno Niemcy, złotoustami swojego zramolałego oblubieńca przekazały Platformie swoje życzenia odnośnie polskiej polityki zagranicznej, ktore streszczały się w jakże uroczej maksymie: macie być MILI. SLD, Demokraci, i co tam jeszcze pełza w lewym kącie - agencja przysympatycznego oficera KGB Władimira Putina - bez przyszlości. Reszta się nie liczy.
Choćbym nie wiem jak staral sie byc bezstronny, nie mogę na koniec nie wyznać, że ostatnie dni przeżywam radośnie. Niezależnie od faktu, że wolałbym życ w Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, której dzicy jankesi przywożą dary, niż w amerykanskiej kolonii europejskiej, to fakt wydobycia się Polski z zależności szkopsko-kacapskiej witam z ulga. No i nie moge się nie przyznać, że wyraz twarzy niektórych prominentnych postaci odchodzacego w niebyt burdelu (jeszcze raz Panie raczą wybaczyć) zwanego III RP wprawia mnie w stan bliski nirwanie. I choćby dla tego widoku warto było czekać.
Inne tematy w dziale Polityka