Rolex Rolex
113
BLOG

KOKOTTENOPERA

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 37

 

“Kokottenopera!” miał zawołać Wagner, kiedy się dowiedział, że operę napisał „jakiś Francuz”, który do tego zatytułował ją bezczelnie „Faust”. Jak wyszło, tak wyszło, każdy może sam posłuchać i wyrobić sobie zdanie. Cięzkie to, jak dekiel od panzerfausta; mnie się widzi (słyszy), że Wagner nie miał racji, a Gounod niemiecką lekcję myślenia o muzyce jak o ersatzu* religii odrobił solidnie i dlatego opery nie rozstawały się z jedynym słynnym, francuskiem dziełem operowym przez długie lata.

Polacy nie mieli swojej opery na „listach przebojów” Deutscher Bühnenverein**, mieli za to swoich wybitnych tenorów. Trzech.

I trzeba przyznać, że wiązali z nimi niczym nieuzasadnione nadzieje.

Inaczej niż to bywa w przypadku zagranicznych oper, polskie przedstawienie poprzedziła prezentacja solistów, nic nie było natomiast wiadomo o kompozytorze i dyrygencie. Złózmy to na karb polskiej specyfiki i fantazji.

Nie ulega jednak watpliwości, że o ile dyrygować zgodnie z zapisem partytury może kilku wybitnych dyrygentów, więc można zakontraktować w ostatniej chwili, to kompozytor musi być już od samego początku. Tak musiało być i tamtym razem. Trzech wybitnych tenorów nie zabiera się do wspólnej roboty bez wiedzy o jakości tworzywa, nad którym przyjdzie im pracować.

Wobec faktu, że kompozytora do dzisiaj nie udało się ustalić, a wraz z kolejnymi odsłonami jego ujawnienie staje się coraz mniej prawdopodobne, musimy przyjąć, że w panteonie naszych kompozytorów pozostanie już na zawsze anonimem, choć ja strzelam, że na pewno nie anonimem Galem.

Jesli jest w Polsce jakiś badacz-wykrywacz twórców oper, podsuwałbym nieśmiało postać generała Czempińskiego, który sprawia wrażenie, jakby się na komponowaniu znał, a raz nawet niesmiało przyznał półgębkiem, że był u opery początku. Trop więc jest!

Trio tenorów nam się tylko rozpadło, choć ja stawiam tezę, że nie miało być tria, ale konkurs, który z trzech bardziej się nada. Tezę stawiam nieśmiało, bo spotkałem się z opinią, że pośród trójki dwóch miało śpiewać, a trzeci słuchać, czy do właściwej melodii ćwiczą. Słuchać i zdać relację.

Jak było tak było, jeden przepadł już w pierwszym etapie „Poland’s got talent!”*** i wrócił do stoczni, a drugi sam się wymiksował po dokonaniu wyboru, co może przemawiać za tezą o wykonywaniu przez niego innej niż śpiewanie pracy.

Problem był tylko taki, że ten wybrany mało śpiewał, więcej mówił, jak już mówił to niewyraźnie. Pewnie dlatego dołożyli mu do pary falseta!

Trafione było w środek tarczy, bo falset nie tylko że spiewał donośnie, to dał taki koncert zagranicą, że wdzięczni sąsiedzi ochrzcili go „słowikiem Lufthansy” i wciąż zalegają z wypłatą honorariów... w każdym razie coś o zaległych kwotach obiło mi się o uszy.

Łatwo nie było, ale jakoś tam zebrano orkiestrę, śpiewaków, a nawet balet, bo jesli ma konkurować z francuskim „Faustem”, to i balet być musi.

Balet był promowany przy pomocy tabloidów i internetowej sieci, i przyznac trzeba – a tak jest w przypadku wszystkich dzieł wielkich, wzbudził kontrowersje. Jedni uważali, że sceny baletowe udane, autentyczne, choć rwane, inni, oburzeni, żądali, by balet wyrzucić ze sceny, a jeszcze lepiej, z pamięci. Prostacy, którzy się na balecie w operze nie znają, wołali: „Jak to tak, żeby się chłop za babę...?”, ale o tych zamilczmy, wszak już tradycja antycznego teatru...

Pozostańmy przy konstatacji, że balet był, jak było obiecane.

Gorzej z resztą.

Kulturalna publiczność, która – dodajmy, zapłaciła słono za bilety wciąż klaszcze. Jednak „prawice” ma coraz bardziej obrzękłe, bo czas płynie, a zapowiadanych artystycznych „cudów” kojących duszę i ciało ni widu, ni słychu.

Są inne atrakcje. Cały ostatni rząd na balkonie stracił portfele. Kupa śmichu z tym była, bo widowania zamiast patrzeć na scenę gapiła się na rozruchy na górze.

Wtedy portfele stracili ci z pierwszych rzędów. Jatka zrobiła sie tuż przy proscenium, ale wtedy wyszedł dyrektor i nawyzywał od tłuszczy, co do czerpać duchowo z wielkiej sztuki nie umie.

Ale jak tu czerpać, skoro wylansowany tenor albo milczy jak zaklęty i tylko oczy wytrzeszcza, albo jak już jęknie, to nie na temat. No i ten kostium! Wszyscy ucharakteryzowani na żuli z przedmieść, a tego za słońce przebrali! Rozumiem, że awangarda, ale...

Zamiast wielkiej opery, scen potężnych (podobno z powodu cięć w budżecie) pokazano widowni jakich trzech cieci wypożyczonych z burleski, którzy ganiali się po dekoracjach udających cmentarze. Libretto nie powiem, niczego:

Cień cmentarny I:Ha! Ha!Oni w ogóle... Tralallalallala! Powiem ci tak między nami: ani Grześ, ani Miro, ha! ha!, znaczy się ja sam prowadzę rozmowy  [Gong] Oni dzwonią do mnie, że pełne wsparcie i wszystko...

Cień cmentarny II:... a nie dają znaku... (dyszkantem)

Cień cmentarny I:Nie dają wsparcia (falsetem). W poprzedniej rozmowie ja go prawie przekonałem do takich rzeczy, że wiesz... on ze mną gadał śmiesznie, bo ja mówię, gdybyście wydali odmowną decyzję, to ja rozumiem, ale...

Cień cmentarny II:Wstrzymali, my wszystko zrobiliśmy, a oni... (dwa gongi i krowi dzwonek)

Cień cmentarny I:...postępowanie...

Kurtyna

Kurtyna spadła I tak już zostało. Gdzieś ze środkowych rządów rozległo się buczenie. Na to wszystko wkroczył krytyk muzyczny i powiedział, że za ten cały burdel odpowiada poprzednia dyrekcja i poprzednie przedstawienie, którego zdradliwy duch wciąż unosi się w gmachu i artystom wkłada w usta kwestie, których nie było w oryginalnym librettcie.

Siedzę ja i oglądam. I tak się zastanawiam, co dane mi będzie w kolejnych sezonach? Szepce się po rzędach (na scenie ciemno i cicho), że trwają przygotowania do sequela, który ma nosić tytuł: „The cunning little Fox”,**** choć są i plotki, że tajemniczy kompozytor dla najwyższego z tenorów ma przygotować coś w rodzaju „La Forza Del Destino”*****, a taki smutny facet z rzędu za mną powiedział, że od przyszłego sezonu z powodu oszczędności nadawać będą na zmianę: „Borysa Godunowa” i „Hansel und Gretel”.

Ja tam podejrzewam, że będą chcieli zwabić publikę na „Czarodziejski flet”. Bo na „L’Elisir D’Amore”****** to już chyba nikt nie da się nabrać?

Pozdrawiam


 

Przypisy(mogą być umyślnie wiądące na manowce):

* namiastka

** organizacja skupiająca tych od oper

*** Anglojęzyczna wersja programów Tomasza Lisa

**** Nomen omen: cwany, mały lisek

*****Siła przeznaczenia (zdaje się)

****** Eliksir miłości (zdaje się)

 

 

 

 

 

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (37)

Inne tematy w dziale Polityka