Dwadzieścia lat mojego życia upłynęło mi w błogim przekonaniu, że faszyzm pokonaliśmy. To znaczy nie my, ale Rosjanie i Amerykanie. Nas (w sensie resztę Europy) pokonał faszyzm, Amerykanie i Rosjanie. Imperia wraz z koloniami poszły w cholerę. Nasze nadzieje kolonialne też, ale nie do końca, bo sami zostalismy kolonią, choć chyba nie o to nam chodziło.
W moich czasach szkolnych ganialiśmy się po parku i wygrywali zawsze partyzanci. Niemcy (znaczy: faszyści) przegrywali, a to dlatego, ze w którymś momencie koledzy odgrywający Niemców pękali psychicznie i okazywało się, że są Hansem Klossem.
Pamiętam zresztą zabawną historię, a ta akurat jest jeszcze z czasów przedszkolnych, kiedy to jakiś okularnik (może być ten brixenowski) mądrze zauważył, że Niemców to już nie ma, więc jak będziemy lecieć z górki, z tymi kijkami i krzyczeć: „tratata!” to musimy też krzyczeć: „Na NRD! Hurra!” bo tak to się teraz Niemcy nazywają. Wie, bo był. No i lecieliśmy z tej górki krzycząc” „Tratata. Na NRD! Hurra!”, aż przyszła Pani Wychowawczyni i wyraźnie zaniepokojona zaproponowała, żebyśmy krzyczeli inaczej, bo „NRD” nijak nie pasuje. Wtedy okularnik się zmarszczył i oznajmił, że jak nie NRD to może RFN, bo tata mu mówił, że to też Niemcy, ale inni.
Szulant, który biegał najszybciej rzucił, że on by wolał krzyczeć” „Na Ruska!”, ale pani natychmiast wysłała go na leżakowanie. Po latach okazało się, że nadpobudliwość ruchowa wcale nie wyklucza trafnych intuicji. To tak na marginesie.
W każdym razie przez lata edukacji nazwanie kogoś „faszystą” albo „hitlerowcem” było największą obelgą. To tak jakby się kogoś od bydląt zwyzywało.
A potem przyszły zmiany i hydra faszyzmu podniosła głowę. Najwięcej faszystów było w „Wyborczej Gazecie”, która udanie wylansowała byłego ubeka Tejkowskiego i jego siedmiu dresów. Czarna hydra zdawała się czyhać za węgłem, ale była nieuchwytna, bo nijak nie chciała zejść ze szpalt i się jakoś zmaterializować.
Czekałem w pogotowiu.
Długie lata, aż roku pańskiego 2006 znajomy (postępowak) z triumfem pokazał mi ostatni numer pisma „Wprost”, z którego okładki chmurnymi spojrzeniami mrozili trzej przypakowani faceci ze swastykami i tatuażami SS w okolicach gdzie korpus łączył się z głową, bez niepotrzebnego przycieniowania na zbędną w walce wręcz szyję.
Zachwycony zajrzałem do środka. To było to! Ogoleni, w wojskowych butach, na tle portretu Adolfa wyglądali tak, jak powinni wyglądać.
Niestety, wnikliwa analiza biegnących poziomo drobnym drukiem opisów rozwiała złudzenia. „Modeli ubrała i ucharakteryzował agencja modeli X” Znowu lipa!
Faszyści pojawili się w kilku reportażach prezentowanych w zachodnich stacjach telewizyjnych, ale tu byłem już ostrożniejszy i zasięgnąłem dzięki kontaktom znajomego informacji u źródła, czyli u kiboli. Według ich relacji wyglądało to tak, że po stadionach latała pani redaktor i namawiała obiecując złote góry do odegrania przed zachodnim korespondentem szopki pod tytułem „polscy naziści”. Przyznac trzeba polskim kibicom sportowym, że zachowali się godniej niż niejeden polityk ze świecznika, bo zachodni dziennikarz został pogoniony z hukiem.
Długo musiał szukać i znalazł chętnych dopiero w jakimś trzecioligowym klubie sportowym na ziemiach odzyskanych (który przedstawił jako klub znany, choć wcześniej nie słyszałem). Też wyszło tak sobie, bo dresy odgrywające sceny nazistowskie pod nowiutkim portretem Adolfa i świeżo wypraną i wyprasowaną flagą nie potrafiły zachować należytej powagi. Wedle zdobytej przeze mnie relacji „nazistom” po tym incydencie nikt na dzielni nie podawał ręki.
Potem obejrzałem w telwizji BBC felieton filmowy w programie Jeremiego Paxmana, ale tu kolejne rozczarowanie; świadkowie słynnego polskiego antysemityzmu byli żyrowani przez redaktor Bikont, ona również wystąpiła w reportażu w roli eksperta. Ja tam jestem bardzo tolerancyjny, ale w tym przypadku nie dałem się jakoś przekonać.
Nareszcie u schyłku roku 2009 roku huknęło w Polsce, Izraelu i na całym świecie, że „nazi” nie tylko są, ale potrafią wykonać spektakularną akcję obrabowania ze słynnego napisu muzeum w Auschwitz. Motyw kolekcjonerski, który jako pierwszy przychodzi człowiekowi do głowy, jakoś nie przyszedł kilku wydawałoby się mądrym ludziom i zanim cokolwiek zdążono wyjaśnić w świat poszło ostrzeżenie przed szalejącymi komandami.
Teraz kilku szefów rządów z drżeniem nasłuchuje wieści ze świata, bo skoro wykonawcami byli zwykli kryminaliści, to faszystowski trop musi być „ciągniony” w ślad za zleceniodawcą – a jakiej ten jest narodowości, niewiadomo, ale obstawiam, że jest spoza Polski, skoro media natychmiast przylepiły mu łatkę „szaleńca”.
Boję się, że z polskimi faszystami trzeba będzie się rozstać tak jak dzieci rozstają się ze św. Mikołajem, kiedy dorosną.
A skoro o Mikołaju mowa, to wszystkim bez wyjątku czerwonym, niebieskim i zielonym, Gospodarzom, a szczególnie Czytelnikom Salonu24, życzę Zdrowych Wesołych i Rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia, niewierzącym życzę ładnych płatków śniegu przy okazji obchodów i załaczam serdeczne „Seasonal Greetings”.
I niech Wam św. Mikołaj czy Dziad Mróz (do wyboru) przyniesie kupę fajnych prezentów, choć Wszystkim zalecałbym w tym roku szczególną ostrożność. Kolekcjonerzy szaleją!
Pozdrawiam!
P.S.
Od Rolexa, prosto ze Zjednoczonego Królestwa, w prezencie Sarah MClachlan "What Child is this": http://www.youtube.com/watch?v=gLl2Jg936g4
Wczoraj byłem w miejscowej parafii na czytaniach i koncercie kolęd przygotowanym przez młodzież (miejscową) i donoszę, że kościoły pełne.
Inne tematy w dziale Polityka