Rolex Rolex
122
BLOG

TRZEBA MYŚLEĆ ŚMIAŁO I Z WZROKIEM UTKWIONYM W HORYZONT...

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 52

Wraz z ogłoszeniem ostatnich ipn-owskich rewelacji padnie kolejny mit, który całkiem duże grono Polaków włączało do swojej "narracji" (wiem, słowo głupie, ale tak głupie, że aż śmieszne). Jeszcze nie tak dawno całkiem spora grupa wykształconych ludzi zupełnie na serio twierdziła, że pomiędzy 1944 rokiem, a - dajmy na to 1953, toczyła się w Polsce jakaś wojna domowa. Niedokładnie wiadomo, o co się ona toczyła, ale według kilku wersji, albo o to, by przeprowadzić reformę rolną i dać się wcielić do Kołchozu, albo z handlarzami o handel, albo też o to, by Polacy przestali wreszcie mordować Żydów.

Jak było w tej "narracji" tak było, w każdym razie zacietej wojnie domowej przyglądała się bacznie Armia Czerwona z bronią unogi w roli arbitra, i musiał być to arbiter arcysprawiedliwy, bo nic nie wiadomo o hasłach: "sędzia kalosz!"

W każdym razie zakończyła się ta wojna domowa zwycięstwem sił postępu i po spacyfikowaniu reakcji można było najpierw komunizm w Polsce budować, a potem nawet z nim, o jego czystość, walczyć, a nawet dać się wsadzać za sprawę jego niepokalanego poczęcia do więzień, w związku z tym dzisiaj różnych więźniów czcimy, choć jakoś wybiórczo, bo Wiesława Gomułkę jakby mniej, a przeciez też się należy.

W kazdym razie, długo, długo, po tej wojnie coś niedobrego stało się Armią Czewoną, a w zasadzie z któraś z jej frakcji, bo chociaż jej część nadal stacjonowała w Polsce na wypadek, gdybyśmy znów potrzebowali arbitra, to Inna jej część musiała chyba tej pierwszej zazdrościć, bo bardzo chciała przyjechać i też stacjonować. Tak twierdzili w każdym razie sympatycy narracji o 'wojnie domowej". I było pieknie, aż tu nagle klops, bo jakiś stary generał tej armii, wszystko wyśmiał i powiedział, że nikt tam się do żadnych wyjazdów do Polski nie palił, bo kontrakt proponowany przez generała Wojciecha J, ksywa "Wolski", zbawcę Polski i następcę Piastów z Jagiellonami, był kiepski.

I dlatego to sam generał przedłużył w Polsce komunizm o lat osiem, i co by nie powiedzieć były plusy, a w zasadzie ujemne, bo nie pamietam, by w ciagu tych osmiu lat miały miejsce jakieś antysemickie ekscesy. Porządeczek był, aborcja na życzenia, a na bazarach wolność, bo sprzedawali niemieckie pornosy. Niby niemieckie, ale jednak nieocenzurowane.

A mnie naszła tak myśl, że w sumie, niezaleznie od oceny samego Wojciecha J, ksywa "Wolski" i jego zasług dla rewolucji, to z tym stanem wojennym nie było aż tak źle, jak nam się czasami wydaje. Pomijam fakt, że powstało kilka niezłych filmów.

Wyobraźmy sobie bowiem inny scenariusz. Wygrywa "Solidarność". I co ona chce, ta "Solidarność"? Wiadomo, czego ludzie chcą. Żeby pogonić czerwoną hołotę. No ale, to że ludzie czegoś chcą, to jeszcze nie znaczy, że to się da, wicie, rozumicie, zrobić, a w trosce... i w poczuciu wielkiej... trzeba czasami działać w zgodzie z realiami czasów.

Na czele takiej zwycięskiej w 1981 roku Solidarności ktoś musiałby stanąć. No a któż, jak nie Wałęsa Lech, zwany przez kolegów z zakładu pracy pieszczotliwe "Bolkiem"? Rzecz jasna nie sam. Tak jak samochodzik-zabawka jest zawsze na baterie, a bez niech nie da się wyprawiać nim żadnych akrobacji, tak "Bolek" jest na Wachowskiego, a bez Wachowskiego nie działa.

Ale czy Wachowski już wtedy był? I gdzie on był? A co robił? Czy nie był, nieborak, zajęty? I czy był dostatecznie blisko Lecha Wałęsy, by w razie potrzeby móc go uruchomić?

Załóżmy, że Wachowski już był wtedy wyprodukowany i pracował, gdzieś blisko Lecha, w jakiejś, powiedzmy... firmie. No gdzieś musiał. Mamy Wachowskiego i możemy go wpiąć w Wałęsę. Ale to nie wszystko! Dzięki Wachowskiemu Wałęsa bowiem się rusza, ale on przecież musiałby jeszcze myśleć i mówić!

Do tego potrzeba byłoby przyszłego redaktora Michnika, redaktora Mazowieckiego i skretarza Geremka.  Musi być trzech, bo inaczej, jak wiemy, Wałęsa gada od rzeczy. Mazowiecki, co prawda, Wałęsę spowalnia, co denerwuje Mietka, ale odkąd Mazowieckiego od Wałęsy odłaczyli, żebyśmy mieli wybór, to Wałęsa przyspieszył, ale nie za bardzo wiadomo było w jakim kierunku.

Żeby jednak Wałęsa tak stanął na czele, to oprócz Wachowskiego do poruszania, Mazowieckiegio i Michnika i Geremka do mówienia mądrych rzeczy potrzebowałby jeszcze się przemieszczac po Polsce, by zarządzać strajkiem. I do tego potrzebowałby transportu, a jak transport, to któż inny, jak Władek Frasyniuk?

Za ochroniarza robiliby Bujak z Lisem bez bród. Albo z brodami, żeby się Fidelowi podobało, jakby nas odwiedzał.

Kuroń zostałby szefem zaopatrzenia.

W każdym razie, jak widzimy zwycięska "Solidarność" miałaby głowę i dzisięć milionów członków.

Ale co dalej, prawda?

Jak już było wspomkniane z uwagi na powagę sytuacji, realia geopolityki, brzemię odpowiedzialności i biwakujące oddziały Czerwonej Armii z pomysłem gonienia czerwonej hołoty cieniutko. No, czerwoną hołotę to można by od biedy zagonić do "Solidarności" na sekretarzy; byłoby dwadzieścia milionów, byłoby robotniczo, jak jasny gwint, i "Solidarność" miałaby od razy fachowców w rolach sekretarzy, a nic tak nie polepsza ogólnej sytuacji, jak fachowiec.

Ale jakie cele, wyzwania, zadania?

Pewnie, z braku innych możliwości, zabralibyśmy się, cały naród, za wprowadzanie socjalizmu z ludzką twarzą, do czego koniecznie trzeba odrzucić to, co się paczy. Zabralibyśmy się za to wielkie dzieło z entuzjazmem, jako naród, który sam pokonał paczenia.

A ponieważ Wojciech J, ksywa "Wolski" też o niczym innym nie marzył, tylko o prostowaniu paczeń, to może i on by się dołączył?

I podobnie, jak pod jego skrzydłami, w ramach kolejnego etapu reformowania doszłoby w Polsce do powstania spółek nomenklaturowych, szanowny tata Jana Kulczyka zarabiałby i też pod koniec dekady podarował Jasiowi pierwszy milion dolarów?

Czy to nie byłoby lepiej?

W końcu ciagle dałoby się w naszą, inną, a niestety hipoptetyczną narrację, wpleść miły uchu watek, że i tak musieliśmy zrobić tak, a nie inaczej, bo ciągle groziła nam sowiecka interwencja.

I może wtedy w sowieckich bazach, w ramach kapitalistycznego eksperymentu,  idei konwergencji, powstałyby polsko-rosyjskie spółki handlowe? Lech Wałęsa miałby duże większe szanse na przeforsowanie takiego pomysłu, niż wtedy, kiedy go forsował, bo byłby przywódcą z długim stażem i pogromcą wypaczeń!

Dlatego tam myślę, że jak już się tego Wojciecha J, ksywa "Wolski" wreszcie skaże, to czy nie należałoby mu gdzieś tam, w lesie, postawić jakiegoś takiego małego pomniczka?

Z piaskowca albo chciaż z modeliny, żeby go deszcz nie wypłukał?

Na wszelki wypadek w formie ogrodowego krasnala. Ale bez brody i w ciemnych okularach!

 

Pozdrawiam

 

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (52)

Inne tematy w dziale Polityka